Reklama

W tym artykule:

  1. Skin flooding – czy to jest zdrowe?
  2. Największe zalety „zalania” skóry
  3. „Jedzenie wody” jest lepsze niż picie
  4. Skin flooding w praktyce
Reklama

Wyobraź sobie cerę zalaną wodą, jak roślinę zalaną bursztynową żywicą. Zdecydowanie bardziej działa to na naszą wyobraźnię, niż słowo „nawilżenie”. Skin flooding, czyli pielęgnacja etapowa lub tzw. layering znany jest także w perfumowaniu ciała. Wywodzi się z Dalekiego Wschodu. Japonki i Koreanki od zawsze słynęły z pielęgnacji, w skład której wchodziło nawet 11 etapów. Natomiast Arabki z perfumowania skóry, włosów i swoich ubrań kolejnymi warstwami pachnideł. Tak więc skin flooding to nowa nazwa na starą praktykę – „zalewanie” cery kolejnymi warstwami nawilżenia.

Skin flooding – czy to jest zdrowe?

Można powiedzieć, że nawilżenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Potrzebuje go każdy rodzaj cery, nie tylko sucha i odwodniona (choć te szczególnie).

Naturalne środowisko skóry może pomieścić ok. 7 litrów wody, więc o czym tu mowa.

Lekarze nie widzą żadnych przeciwwskazań. Optymalnie nawodniona skóra, jest mniej podatna na podrażnienia i wnikanie alergenów. Dzieje się tak, bo woda rozpulchnia warstwę lipidową, a to uszczelnia naskórek.

Największe zalety „zalania” skóry

Określenie to może budzić ironiczny uśmieszek na naszej twarzy. Jednak w tym wypadku mamy do czynienia z samymi zaletami.

  • Skóra dobrze nawodniona jest przede wszystkim odporniejsza (jej układ immunologiczny lepiej działa). Wirusy nie znoszą wilgoci, świetnie rozwijają się za to, gdy jest sucho i bezbronnie.
  • Cera permanentnie nawilżona jest też mnie reaktywna na słońce. Uwodnione komórki mogą lepiej chronić swoje DNA przed wolnymi rodnikami.
  • Wreszcie – efekt kosmetyczny. Zobaczycie mniej zagnieceń od poduszki i opuchnięć pod oczami. Paradoksalnie częściej pojawiają się wtedy, gdy jesteśmy odwodnione.

„Jedzenie wody” jest lepsze niż picie

Chlubnym pomysłem jest nawilżanie od zewnątrz. Jednak nie można zapomnieć, że skóra odżywia się przez układ krwionośny. I tutaj jej prawidłowe nawodnienie pochodzi z diety, a konkretnie wody ustrukturyzowanej, którą „zjadamy” razem z posiłkami (tak, nawet kromka chleba zawiera wodę!). Dr Howard Murad, słynny amerykański dermatolog zawsze promował teorię „jedzenia” wody. Uważa on, że tak ustrukturyzowana woda z dodatkiem mikroelementów, jest bardziej kompatybilna z naszymi tkankami niż czysta „kranówka”. Jeśli z pożywieniem dostarczymy skórze odpowiednią ilość kwasów tłuszczowych, będzie mogła zabezpieczyć swoje błony komórkowe. To korzystne, bo nie będą niepotrzebnie traciły wody. Pomyśl o tym następnym razem, gdy odmówisz oliwy.

Reklama

Skin flooding w praktyce

Skin flooding to w bardzo dużym skrócie używanie nawadniających kosmetyków na każdym etapie pielęgnacji oraz nakładanie ich w małych odstępach czasu tak, by naskórek między aplikacjami nie zdążył przeschnąć. Zaczyna się już od mycia, do którego używamy kosmetyków nienaruszających płaszcza hydrolipidowego. Kolejnym krokiem będzie esencja lub tonik, które „rozpulchnią” wierzchnie warstwy naskórka. To dodatkowo zwiększa przyswajanie nawilżających składników. Na taką „opitą”, chłodną i nawilżoną cerę nakładamy kem i koniecznie filtr, a w ciągu dnia spryskujemy wodą termalną. Na noc, jako ostatnią warstwę nawilżenia, nakładamy warstwę olejku. Jego zadaniem będzie utrzymać tę wilgoć w skórze. A poniżej kosmetyki, które naszym zdaniem przeszły pozytywnie test „skin flooding friendly”. Może wypróbujesz?

Reklama
Reklama
Reklama