Reklama

Marzena Ugorna dała się poznać jako świetna wokalistka kilka lat temu, najpierw w „Szansie na sukces”, później w 3. edycji programu „The Voice of Poland”, gdzie zachwyciła jury oraz publiczność. Potrzebowała jednak czasu, by odnaleźć swoją muzyczną drogę. Teraz gotowa jest do debiutu. O wszystkim opowiada Angelice Kucińskiej.

Reklama

Umiesz zbudować fortepian?

W szkole zajmowaliśmy się głównie podzespołami, a niekoniecznie budową całych fortepianów. Niestety, byłam też pierwszym rocznikiem, który już nie miał praktyk w Calisii (słynnej Fabryce Fortepianów i Pianin „Calisia” w Kaliszu – przyp. red.). Odbywaliśmy je w prywatnych firmach zajmujących się np. renowacją pianin czy fortepianów. A to już nie była ta jakość.

Co cię pchnęło, żeby uczyć się w Technikum Budowy Fortepianów?

Pochodzę z okolic Kalisza, a to była jedyna szkoła w pobliżu, która miała mocną bazę muzyczną. Dużo się tam działo, były nie tylko zajęcia techniczne, lecz także granie na instrumentach, śpiew. Ciągnęło mnie do tej społeczności.

Wiedziałaś już, że będziesz zawodowo śpiewać?

Wiedziałam nawet wcześniej, tylko rodzice mnie przytrzymali. Moje dwie starsze siostry grały na pianinie. Mieszkaliśmy na wsi, więc rodzice poświęcali im dużo czasu, wożąc na zajęcia. Może przy trzeciej córce już zabrakło im sił... Uwierzyli we mnie i mój talent, gdy zabrałam ich do Warszawy na nagrania „Szansy na sukces”. Wcześniej nie brałam udziału w żadnym konkursie. Miałam 17 lat. Wygrałam tamten odcinek i udowodniłam rodzicom, że śpiewanie to właściwa droga dla mnie.

Potem wzięłaś jeszcze udział w „The Voice of Poland”. Też zaszłaś wysoko. A później co?

A później cisza. Potrzebowałam czasu. Byłam emocjonalnie rozlana. Moja ogromna nadwrażliwość, nieprzepracowane rzeczy, stres związany z występami w „The Voice of Poland” – to wszystko odbiło się na moim zdrowiu. Dojście do siebie po programie zajęło mi dwa lata. Zaczęłam też wtedy intensywnie pracować nad sobą. Ta praca dała mi siłę, z której dziś korzystam. Jestem pokorna. Umiem cieszyć się pozytywnymi zdarzeniami, a kiedyś te dobre mnie przytłaczały, spalały. Teraz sobie z nimi radzę.

Jak pracowałaś nad sobą?

Korzystałam z terapii. Obserwowałam siebie. Uczyłam się dawać sobie więcej luzu. Wcześniej rzucałam sobie zbyt duże wyzwania, a potem nie mogłam doskoczyć do samej siebie. Dziś jestem wręcz pod wrażeniem, że w ogóle tak można żyć. Choć do tej pory jestem dość zerojedynkowa. Lubię mieć kontrolę nad swoim życiem, ale widzę pozytywne strony tej potrzeby kontroli, nie chcę się jej pozbywać. Kontrola pomaga mi robić rzeczy, z którymi w pełni się utożsamiam. Nie wyobrażam sobie, że ktoś robi wszystko za mnie, podejmuje za mnie decyzje, ma na mnie jakiś swój pomysł. Nie umiałabym się dostosować. Dziś wreszcie pracuję z ludźmi, wśród których czuję się wysłuchana, dla których jest ważne, co czuję i czego chcę.

Praca nad sobą – to głębokie poznanie, zrozumienie i autentyczne polubienie siebie – wymaga czasu i wysiłku.

Tak, i to jest taka praca, który nigdy się nie kończy. Cały czas się rozwijamy. Cały czas siebie poznajemy. Widzę, jak to procentuje. Dziś nie unikam już trudnych emocji. Kiedyś odsuwałam je od siebie, a potem, wiadomo, wracały ze zdwojoną siłą i tonęłam, nie mogłam oddychać. Teraz lepiej rozumiem siebie. Wiem, że jestem osobą bardzo emocjonalną, więc pozwalam sobie przeżywać. Kiedyś sobie wyrzucałam, że nie jestem taka jak moje siostry, bo one są zadaniowe, potrafią robić dużo i szybko i nie spala ich to, a dla mnie nawet zaangażowanie w rozmowę było wysiłkiem emocjonalnym, który musiałam później odchorować. Dziś wiem, że właśnie dzięki wrażliwości mogę wyrażać siebie w tak głęboki sposób. Jest w tym siła. I prawda.

Cała twoja płyta jest o stawaniu na nogi.

W moich wcześniejszych piosenkach było dużo smutku i żalu. Nie byłam pogodzona z sobą, ze swoim dzieciństwem. To energia bardzo obciążająca dla odbiorcy. Z kolei w piosenkach z płyty, nawet tych ciemniejszych, jest nadzieja. Bo z wszystkiego można wyjść. Każdy może cieszyć się życiem, spełniać, rozumieć siebie.

Słyszę ten budujący przekaz. „Amok” jest o tym, że nauczyłaś się stawiać granice. „Przedpokój” – o zwycięstwie w walce o siebie...

Musiałam się tej walki o siebie nauczyć. Mój ojciec jest moim autorytetem i najważniejszą osobą w moim życiu, ale jest też cholerykiem. Może nie trzymał nas krótko, ale czuliśmy do niego ogromny respekt i liczyliśmy się z jego zdaniem. A to ograniczało mnie i moje możliwości wyrażania opinii. Wszystko, co mówiłam, było zakrzyczane. Dziś już wiem, z czego wynikało to, że przez lata milczałam. Nie szanowałam tego, co czułam i chciałam powiedzieć. Byłam przekonana, że i tak nie mam racji albo że nawet jeśli coś powiem, to nie zostanę wysłuchana. Bałam się też konfrontacji, żeby w żaden sposób nie wyrządzić słowami krzywdy, bo sama w taki sposób odbierałam agresywne komunikaty. Zbudowanie relacji z ojcem na własnych warunkach jest moim małym wielkim sukcesem. A wiesz, co się wydarzyło, kiedy nauczyłam się mówić, czego chcę? Spotykam już tylko ludzi, którzy akceptują mnie i moje zdanie.

Zaczynałaś od śpiewania bluesa i choć nie nagrałaś płyty bluesowej, to blues jest jednym z jej składników. Słychać jego surową siłę.

Blues wychodzi mi samoczynnie. Nikt tego nie planował. Przeciwnie – chciałam te piosenki czyścić z bluesa, żeby brzmiały bardziej współcześnie i były mniej emocjonalne, ale mnie się jednak nie da poskromić. Taka jestem. Muszę trochę popłynąć.

W jednym z utworów śpiewasz wiersz Zuzanny Ginczanki. O czym jest dla ciebie „Woda”?

O sile kobiecości, o wyrażaniu siebie, o fizyczności, o dbaniu o ciało i wnętrze, a także o w pełni świadomym oddaniu się mężczyźnie...

O właśnie, „Nowa Herstoria” jest też dla mnie manifestacją pełnowymiarowej, silnej kobiecości, takiej w stuprocentowej zgodzie z sobą.

Jest, chociaż wciąż zdarzają się momenty, że zamalowałabym bliznę na brodzie albo że mówię sobie, że brzuch za duży. Wciąż bywam krytyczna wobec siebie, ale też wiem, ile kosztowała mnie praca nad sobą. Nie mogę o niej zapomnieć. Szanuję siebie i swoją pracę. Jestem świadoma, że dostałam gigantyczny dar, bo po prostu mam talent, on we mnie płynie. I dlatego nie mogę już być taka skromniutka i chować się z boku.

Cały wywiad z Ugorną możecie przeczytać w czerwcowym numerze GLAMOUR, który trafił do sprzedaży 24 maja. Magazyn możecie kupić online.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama