Top 7: walentynkowa ścieżka dziękowa
Czyli siedem płyt, z których stworzysz idealny soundtrack do Walentynek.
Pharrell Williams „Girl”
Płyta wielu zastosowań. Możecie zatańczyć do „Come Get It Bae”, nakręcić swoją własną walentynkową wersję teledysku do „Happy” (sekstaśmy znów w modzie) albo poprzytulać się na „Know Who You Are”, w którym Pharrellowi Williamsowi partneruje Alicia Keys. Zeszłoroczne wydawnictwo Williamsa ma jeszcze jedną zaletę. „Girl” - zgodnie z tytułem – to hołd złożony kobietom, każdej bez wyjątku („brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki...”). Gdyby więc z jakiegoś powodu randka okazała się niewypałem, wystarczy posłuchać Pharrella śpiewającego o tym, że jesteśmy najlepsze. Pomoże.
Inc. „No World”
Kilka lat amerykańscy producenci przypomnieli sobie o takich gwiazdach z zamierzchłych czasów jak Prince i Janet Jackson. Powstał dziwny sojusz alternatywnej muzyki elektronicznej i przebojowego r'n'b ze złotych czasów MTV. Mezalians jest sexy! Inc., czyli dwaj bracia z Los Angeles, idealnie wpisali się w trend, a ich debiutancki album „No World” (szumy, westchnienia, falsety) idealnie sprawdzi się na każdym etapie randki. Bo i podkręci apetyt, i pięknie uzupełni konsumpcję.
She & Him „Volume One”
Załóżmy, że to wasza druga randka, niekoniecznie skończy się w pościeli. A nikt nie nagrywa lepszego soundtracku do początku znajomości niż ten damsko-męski duet. Ona, obdarzona głosem rasowego niewiniątka, księżniczka stylu retro. I on, mistrz dyskretnego popfolkowego refrenu. Zooey Deschanel i M.Ward łączą siły w przebojowych piosenkach stylizowanych na hity z połowy ubiegłego wieku. Nieśmiałych i skromnych jak pierwsze odchody.
Beyonce „Beyonce”
Tak nabuzowanej aluzjami do sypialni płyty nie było od czasu drugiego albumu Justina Timberlake'a. Okej, czasem nie kończy się na aluzjach i nie zawsze chodzi o sypialnię, bo robią to też na kuchennej podłodze. Jeśli wersja audio niewystarczająco rozbudzi wyobraźnię, zawsze można wspomóc się wersją wideo (to album multimedialny, z dodatkowym dyskiem z teledyskami) i Beyonce paradującą w koronce po plaży. Hot.
Air „The Virgin Suicides”
To przy tej muzyce Kirsten Dunst straciła dziewictwo. Drugi album francuskiego duetu był ścieżką dźwiękową do „Przekleństw niewinności” Sofii Coppoli (jeden z najbardziej kultowych soundtracków w historii). Jest i romantycznie, i duszno – czyli tak jak powinno być na idealnej randce. Sprawdza się też jako muzyczna ilustracja do poranka po.
Blood Orange „Cupid Deluxe”
Płyta z amorem w tytule. Blood Orange to kolejny projekt Deva Hynesa, najlepszego bieżącego producenta (pracował m.in. z Solange i Sky Ferreirą). Hynes grał już indie rocka i nowy folk, gdzieś po drodze wyspecjalizował się w elektronice na zwolnionych obrotach, w której słychać trochę r'n'b i trochę popu z lat 80. Brzmi jak gra wstępna. Można też posłuchać zamiast.
Robbie Williams „Swing When You're Winning”
Jeszcze kilka lat wcześniej balował na backstage'u festiwalu Glastonbury w asyście gwiazd brytyjskiego rocka, a wyskoki niegodne lalusia z boybandu sprawiły, że wyleciał z Take That. Gdy jego solowa kariera rozkręciła się na dobre, wyprasował białą koszulę, zatrudnił orkiestrę i nagrał płytę z coverami swingowych klasyków. Ale wciąż pozostał niegrzecznym chłopcem. Nikt nie śpiewa Sinatry tak jak ten łobuz Robbie Williams. „Swing When You're Winning” sprawdzi się zawsze: na pierwszej randce, na dziesiątej, a nawet na waszym ślubie.
tekst: Angelika Kucińska
1 z 7
1835
Pharrell Williams „Girl”, fot. materiały prasowe
2 z 7
indeks
Inc. „No World”, fot. materiały prasowe
3 z 7
volume-one-4de421363803d
She & Him „Volume One”, fot. materiały prasowe
4 z 7
2
Beyonce „Beyonce”, fot. materiały prasowe
5 z 7
71jaITJrlUL._SL1300_
Air „The Virgin Suicides”, fot. materiały prasowe
6 z 7
711Gn6MghZL._SL1400_
Blood Orange „Cupid Deluxe”, fot. materiały prasowe
7 z 7
71D75wY4JFL._SL1300_