Reklama

W tym artykule:

  1. Czego nie wiecie o filmie „To właśnie miłość”: Ciekawostki
Reklama

Nie wyobrażamy sobie bez niego świąt. Film „To właśnie miłość” oglądamy, odkąd pamiętamy. A od jego premiery mija w tym roku równe 20 lat (kto jeszcze poczuł się staro?)! I choć na pamięć znamy dialogi i doskonale wiemy, jaki finał ma każda z zaprezentowanych w komedii romantycznej dziewięciu historii miłosnych, gdy tylko spadnie pierwszy śnieg, czekamy by obejrzeć ją ponownie. I jeszcze, i jeszcze... To dlatego film Richarda Curtisa stał się nierozłącznym elementem świąt. Jak opłatek, barszcz czerwony albo prezenty. Okazuje się jednak, że choć fabułę moglibyśmy opowiedzieć ze szczegółami nawet przebudzone w środku nocy, wciąż nie wiemy o filmie wszystkiego. A niektóre ciekawostki na jego temat są naprawdę zaskakujące. Też chcielibyście i chciałybyście je poznać? Przychodzimy z pomocą. Zdradzamy, co „To właśnie miłość” ma wspólnego z „Dziennikiem Bridget Jones”, a także 7 innych rzeczy, których zapewne nie wiecie o świątecznej produkcji.

Reklama

Czego nie wiecie o filmie „To właśnie miłość”: Ciekawostki

  1. Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie tytułowe. Okazuje się bowiem, że „To właśnie miłość” i „Dziennik Bridget Jones” mają ze sobą znacznie więcej wspólnego niż tylko (i aż!) to, że akcja obu rozgrywa się w święta, a co za tym idzie oba chętnie oglądamy w Boże Narodzenie. Do rzeczy więc. Na pewno pamiętacie romantyczną, choć troszkę staromodną sypialnię Sary (granej przez Laurę Linney). Tak, tą do której zaprasza swojego crusha z pracy, przystojnego i atletycznie zbudowanego Karla. I w której ostatecznie do niczego nie dochodzi (to naszym zdaniem jedna z najsmutniejszych scen w całym filmie). To właśnie ta sypialnia jest łącznikiem miedzy dwoma filmami, bo zaaranżowana jest na wzór prawdziwego pokoju Helen Fielding, a więc autorki „Dziennika...” (książki, na podstawie której powstał film). Okazuje się bowiem, że reżyser „To właśnie miłość” i pisarka doskonale się znają. Tym bardziej, że pracowali wspólnie nad produkcją o perypetiach Bridget.
  2. A skoro już wspomnieliśmy o Karlu (jak moglibyśmy o nim nie wspomnieć?), warto dodać, że Rodrigo Santoro początkowo nie był brany pod uwagę do tej roli. Do obsady szukano Anglika, bo według pierwotnego pomysłu reżysera, cała obsada miała mieć brytyjskie paszporty. Nie znaleziono jednak nikogo odpowiedniego (nie wnikamy, dlaczego). Całe szczęście, bo film bez hot Brazylijczyka byłby jakby... gorszy.
  3. Pozostając w temacie obsady, warto wspomnieć o Claudii Schiffer. Jej również miało nie być w filmie. Szukano kogoś podobnego. Okazało się to jednak wcale nie takie proste, dlatego rolę zaproponowano top modelce we własnej osobie. Co ciekawe, Schiffer, która w komedii romantycznej pojawia się przez minutę, zgarnęła za rolę 200 tysięcy funtów.
  4. Pamiętacie Sama (Thomas Brodie Sangster), który, by zdobyć serce swojej koleżanki ze szkoły, postanawia nauczyć się grać na perkusji (w końcu rytm to jego życie)? W prawdziwym życiu chłopiec także ambitnie podszedł do zadania i postanowił poćwiczyć do roli. Zadanie miał ułatwione o tyle, że jego prawdziwy ojciec, aktor Marg Sangster też gra na perkusji, pomógł mu więc opanować tę sztukę. A skoro już jesteśmy przy samie, dodamy, że jest dalekim kuzynem Hugh Granta. Ich prababcie były siostrami.
  5. Początkowo w filmie miało się znaleźć 14 historii miłosnych, które ostatecznie nie weszły do niego. Wycięto między innymi wątek miłości dwóch kobiet, a także opowieść o parze afrykańskiego pochodzenia. Reżyser, Richard Curtis, dziś tego żałuje. „Brak różnorodności w filmie sprawia, że czuje się niekomfortowo i głupio” – wyznał w jednym z wywiadów.
  6. Jezioro, do którego wskoczyła najpierw Aurelia (Lucia Moniz), a następnie Jamie (Colin Firth), by ratować oryginał kryminału, wcale nie było takie głębokie i straszne. Tak naprawdę aktor i aktorka musieli poruszać się na kolanach, by udawać, że plywają, bo zbiornik wodny miał zaledwie 18 cali głębokości, czyli niecałe poł metra.
  7. Pamiętacie scenę w której dzieciaki z rodziny Colina Firtha, żegnały go rozzłoszczone, krzycząc: „Nienawidzę wujka Jamiego”? Richard Curtis specjalnie nazwał swojego bohatera Jamie, by móc nagrać tę scenę. Tak samo ma bowiem na imię jego brat i w ten sposób chciał z niego zażartować.
  8. Sceny z udziałem ludzi, witających się na lotnisku nie były wyreżyserowane. Ekipa „To właśnie miłość” czarowała na Heathrow Airport przez tydzień i to właśnie w tym czasie nagrała prawdziwe powitania rodzin i czułość, jaką sobie okazywały. A to najlepszy dowód, że prawdziwa miłość nie tylko istnieje, ale i „IS ALL AROUND”.
Reklama
Reklama
Reklama