Serial „My, dzieci z dworca ZOO” na HBO budzi mieszane uczucia
Pojawiła się kolejna produkcja oparta na motywach głośnej książki „My, dzieci z dworca ZOO” wydanej w 1978 roku. Tym razem mamy do czynienia z 8-odcinkową serią na HBO. Czy warto oglądać?
W tym artykule:
Książka „My, dzieci z dworca ZOO”
Pamiętam doskonale lekturę książki My, dzieci z dworca ZOO. Bo to jedna z tych, która porusza i zapada na bardzo długo w pamięć. Czytałam ją zapewne pod koniec podstawówki albo w gimnazjum, były więc to późne lata 90. lub trochę dalej. Ja i moi rówieśnicy oraz rówieśniczki zaczytywaliśmy się w historii Christiane F. i jej znajomych z Berlina Zachodniego. Lektura wciągała, choć też była dość wstrząsająca. Narkotyki nie wydawały się pociągające z tej perspektywy. Jednak jako dzieciaki z blokowiska, choć żyjący w małym polskim mieście i w innych czasach, mogliśmy i mogłyśmy się utożsamić z pewnymi problemami bohaterów książki, która sprzedała się w ponad 5 milionach egzemplarzy. Warto dodać, że to właściwie gigantyczna praca reporterska podana w pierwszoosobowej narracji. Choć wydaje się, że to Christiane spisuje swoje wspomnienia, to tak naprawdę bestseller stworzyło dwóch dziennikarzy śledczych - Kai Hermann i Horst Rieck – pracujących dla niemieckiego magazynu Stern (tam też na początku materiał ukazywał się w odcinkach zanim został wydany w całości jako książka), którzy odbyli rozmowy z Christiane, jej matką, policjantami czy specjalistami od uzależnień.
Film „My, dzieci z dworca ZOO”
Sukces książki sprawił, że dość szybko doczekała się ona ekranizacji. W 1981 roku pojawił się film Uliego Edela, który świetnie oddał klimat Berlina lat 70. Z dzisiejszej perspektywy kontrowersyjne może wydawać się obsadzenie w rolach dzieciaków buszujących po peronach i melinach nastoletnich osób, często mających podobne doświadczenia na swoim koncie jak bohaterki i bohaterowie, których przyszło im grać. Mimo wszystko musieli pojawiać się w mocnych scenach erotycznych na przykład. Warto zaznaczyć przy tym, że Edel oparł się jedynie na niektórych wątkach książki, ponieważ jest ona zbyt obszerna, wielopoziomowa, by zmieścić ją w filmowych ramach.
Seriale na podstawie książek, które trzeba znać
Tych seriali nie byłoby, gdyby nie książki. Poznajcie bestsellerowe tytuły, na podstawie których zrealizowano świetne produkcje.Serial „My, dzieci z dworca ZOO”
Zdecydowanie historia Christiane Felscherinow to materiał na serial. Nic zatem dziwnego, że niemiecki reżyser Philipp Kadelbach sięgnął do książki My, dzieci z dworca ZOO. Niestety nie zdecydował się na jej typową ekranizację, lecz wybrał kilka wątków, które wraz ze swoją ekipą rozwinął według własnego pomysłu, co jest zresztą na każdym kroku podkreślane. Mamy więc wprawdzie do czynienia z Christiane, Stellą, Axelem czy Babsi, jednak można powiedzieć, że dostają oni nowe życie. Życie w Berlinie co prawda, jednak nie do końca z lat 70. XX wieku, ale pewnej wariacji na temat tego okresu pożenionej ze współczesnością. Produkcja tłumaczy, że zależało im na stworzeniu uniwersalnej historii o trudach dojrzewania, a słynna książka miała być jedynie punktem wyjścia. Dostajemy więc bardzo estetyczną historię grupy znajomych, którzy są kolorowi, ubrani w stylowe ubrania. Mało tu ulicznego brudu, peronów, zaniedbania, które zwykle pojawia się, kiedy w nałogu priorytetem jest zdobycie pieniędzy na narkotyki - czy to decydując się na pracę seksualną, kradzież czy posuwając jeszcze dalej. Mało tu poruszającego obrazu społeczeństwa, które nie daje wsparcia młodym ludziom, nie ma „zbliżeń” na rodzinne dysfunkcje, przemoc. Przede wszystkim jednak zarzuca się serialowi, że przedstawiony w nim obraz nałogu jest atrakcyjny a wizje po zażyciu narkotyków wydają się atrakcyjne.
Takie głosy można było usłyszeć już po opublikowaniu w sieci traileru serialu My, dzieci z dworca ZOO. Od razu pojawiły się głosy, że obraz Kadelbacha zbliżony jest do Euforii, zbyt odstający od realiów i problemów znanych z książki czy filmu Edela. Serial My, dzieci z dworca ZOO można już obejrzeć na platformie HBO Go. Niestety nie przesadzone będzie powiedzieć, że jest to swego rodzaju wydmuszka. I pytanie, czy w ogóle potrzebna, skoro właśnie produkcje typu Euforia, które są świetne i oddają dobrze współczesne realia życia młodych ludzi, już mamy. Wygląda więc na to, że serialowy potencjał historii Christiane F. wciąż jest niewykorzystany. Miejmy nadzieję, że ktoś jeszcze podejmie wyzwanie i stworzy obraz godny w realizacji współczesnych czasów, który jednak przeniesie nas do Berlina Zachodniego lat 70. XX wieku i bez lukru pokaże rzeczywistość dzieciaków z dworca Zoo.
Toksyczne związki, stereotypy płciowe, czyli ciemna strona naszych ulubionych komedii romantycznych
Chciałoby się powiedzieć: śmiech przez łzy. Czyli o tym, jak bardzo komedie romantyczne i tym podobne produkcje robią nam źle.
1 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
2 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
3 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
4 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
5 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
6 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”
7 z 7
Kadry z serialu „My, dzieci z dworca ZOO”