„Sekretna obsesja” - o tym filmie Netflixa mówią teraz wszyscy!
Jedną z lipcowych nowości Netflixa jest thriller „Sekretna obsesja”. Choć według widzów, którzy mieli już okazję obejrzeć oryginalną produkcję platformy, to bardziej komedia niż trzymający w napięciu dreszczowiec.
Na platformie Netflix co miesiąc lądują nowe oryginalne produkcje. Ale niestety, nie zawsze są to produkcje udane. Jedną z lipcowych nowości jest Sekretna obsesja w reżyserii Petera Sullivana, określana jako thriller. I choć opis fabuły faktycznie na to wskazuje, to jednak oglądając obraz, momentami można odnieść wrażenie, że twórcy o tym fakcie zapomnieli. Z taką opinią można spotkać się u większości, która Sekretną obsesją obejrzała i postanowiła podzielić się swoimi wrażeniami w sieci.
„Sekretna obsesja” - o czym jest nowy film Netflixa? [SPOILERY!]
O czym jest Sekretna obsesja? Już pierwsze minuty filmu zapowiadają tragedię. I do takiej dosłownie dochodzi. Jennifer grana przez Brendę Song najpierw ucieka przed tajemniczym oprawcą, a następnie ulega wypadkowi, w wyniku którego traci pamięć. Kiedy w szpitalu pojawia się Russell, mężczyzna przedstawiający się jako mąż Jennifer - w tej roli Mike Vogel, szybko dowiaduje się, że jego ukochana może go nie pamiętać. I ok, takie rzeczy w medycynie się zdarzają, więc w tym przypadku scenarzyści nie popłynęli. Ale dalej jest już coraz gorzej. Absurdów w Sekretnej obsesji nie brakuje, a widzowie wychwycili je perfekcyjnie.
Szybko dowiadujemy się, że Russell nie jest tym, za kogo się podaje. To niebezpieczny psychopata, który do dłuższego czasu ma obsesję na punkcie Jennifer, aranżuje ich wspólne nowe życie, usuwając wszelkie przeszkody- w tym bliskich i prawdziwego męża bohaterki -którzy stoją mu na jego drodze do szczęścia. Wiemy o tym oczywiście o wiele szybciej niż prowadzący śledztwo detektyw Page (Dennis Haysbert). Jego z kolei, nie wiedzieć czemu, scenarzyści postanowili obarczyć wątkiem związanym z zaginięciem jego córki, co kompletnie nic nie wnosi do fabuły. Zamiast scen, w których rozpamiętuje on swoją rodzinną tragedię, moglibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o przewodniej intrydze. Bo ta, choć z założenia może i niezła, ma mnóstwo luk i niedopowiedzeń. Na przykład, w szpitalu pojawia się groźnie wyglądający mężczyzna, aczkolwiek wnioskujemy, że może być to świadek wydarzeń z pierwszych minut filmu. Nie zostaje on wpuszczony do pacjentki, a zdarzenie to odnotowuje Russell, który bez problemu lokalizuje miejsce zamieszkania domniemanego świadka i jego też się pozbywa.
Takich niedociągnięć w trakcie półtoragodzinnego seansu jest całe mnóstwo, a niektóre z nich internauci uważają za przezabawne. Jak choćby to, że Jennifer ma problem z otwarciem drzwi, ponieważ nie wie, do czego służy klamka. Albo, jak jeden z policjantów w rozmowie z detektywem wyznaje, w jaki sposób dowiedział się, że Russell jest mężem Jennifer. Nie, nie poprosił go o dowód osobisty, jak chyba każdy mundurowy ma obowiązek zrobić. Wystarczyła mu bowiem informacja, że oszukany mąż był w stanie zidentyfikować tatuaż swojej żony. Aha, można i tak.
Zobacz także: Znamy najchętniej oglądany film na Netflixie. Produkcja z Jennifer Aniston bije rekordy popularności
Widzowie nie pozostawiają też suchej nitki na aktorach. Piszą, że już dawno nie widzieli tak drewnianej gry, która dodatkowo ciągnie produkcję w dół. Obrywa zwłaszcza Brenda Song, kojarząca się z disnejowskimi produkcjami, takimi jak Nie ma to jak hotel, Nie ma to jak statek czy Nie ma to jak bliźniaki. I o ile tam jej komediowy talent się może i się sprawdzał, tak w Sekretnej obsesji raczej się nie przydaje. Filmowy Russell, czyli Mike Vogel, ma na koncie znacznie więcej ról i to w o wiele ambitniejszych produkcjach niż jego partnerka, ale w Sekretnej obsesji zniżył się do bardzo niskiego poziomu narzuconego całemu obrazowi. I niestety, w tym momencie wszystkim kojarzy się jako koleś, który wkleił swoją głowę w Photoshopie. Sorry, Mike.
Mamy wrażenie, że na fali popularności serialu You, do którego Netflix nabył prawa i pracuje właśnie nad jego kontynuacją, platforma postanowiła na szybko nakręcić film o innym stalkerze. Nie było więc czasu, by dopracować scenariusz, wybrać lepszych aktorów czy pomyśleć nad lepszą scenografią. Dlatego dostaliśmy to, co dostaliśmy. Film zalatujący wyjątkowo słabym kinem klasy B, który sprawdzi się chyba tylko jako niewymagająca rozrywka podczas letniego, zakrapianego spotkania ze znajomymi.
Zobacz także: Serial „Ty” 2. sezon: wszystko, co powinniście o nim wiedzieć