Reklama

Gdyby Roma Alfonso Cuaróna nie dostała nominacji do Oscara (a właściwie 10. nominacji), zapewne Paweł Pawlikowski cieszyłby się drugą w swojej karierze statuetką. Jego Zimna wojna i on sam, nominowany za najlepszą reżyserię, przegrali z meksykańskim kandydatem we wszystkich trzech kategoriach, w tym za najlepsze zdjęcia i najlepszy film nieanglojęzyczny. Dlaczego do tego wracamy i z jakiego powodu naszło nas na tego typu „gdybanie”? To właśnie Roma wywołała oburzenie u Stevena Spielberga, czyli jednego z najbardziej uznanych twórców w Hollywood, laureata trzech nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, bo według niego, produkcje Netflixa, czyli platformy streamingowej, nie powinny ścigać się o Oscary z filmami trafiającymi do tradycyjnej dystrybucji i oglądanymi tylko i wyłącznie w kinach. Zdaniem Spielberga, takie produkcje powinny walczyć o nagrody telewizyjne. Stanowisko twórcy, które było pokłosiem wielkiego sukcesu Romy (w kampanię promocyjną filmu Cuaróna Netflix zainwestował około 40 milionów dolarów), poparli także inni twórcy. Sprawę postanowiła rozpatrzyć więc Rada Gubernatorów Amerykańskiej Akademii, której zresztą Steven Spielberg jest jednym z członków. Po kilku miesiącach znamy jej ostateczne stanowisko.

Reklama

Zobacz także: Film o miesiączce wygrał Oscara! „Okresowa rewolucja” w przejmujący sposób pokazuje, że menstruacja to wciąż temat tabu

Oscary 2020 nie dla Netflixa?

Amerykańska Akademia Filmowa zdecydowała, że nic się nie zmieni i produkcje Netflixa będą mogły walczyć o najważniejsze wyróżnienia w branży filmowej. Co ciekawe, Steven Spielberg nie pojawił się na spotkaniu, na którym zapadła decyzja w sprawie przyszłości Netflixa w wyścigu po Oscary (reżyser jest zajęty pracą nad swoim nowym filmem, West Side Story). Postanowił on jednak po raz kolejny podzielić się swoją opinią na ten temat w mediach. „Chcę, aby ludzie szukali rozrywki w takiej formie i w takim stylu, jaki im pasuje. To, co jest najważniejsze dla mnie, to świetna historii i wszyscy powinni mieć do niej dostęp. Sadzę jednak, że ludzie powinni mieć okazję do opuszczenia bezpiecznej i znajomej przestrzeni swojego życia, aby udać się do miejsca, gdzie będą mogli obejrzeć coś z innymi ludźmi. Dzielić doświadczenie, razem płakać, śmiać się, bac się. Aby po seansie mogli czuć się mniej jak nieznajomi. Chcę, aby kina przetrwały i by doświadczenie oglądania na wielkim ekranie pozostało w naszej kulturze ważne” - powiedział w New York Times.

Zobacz także: Bradley Cooper dzięki filmowi „Narodziny gwiazdy” został milionerem. Suma, jaką zarobił jest zawrotna!

Amerykańska Akademia Filmowa ustaliła, że aby film Netflixa mógł mieć szansę na Oscary, musi być wyświetlany na wielkim ekranie w kinie komercyjnym w hrabstwie LA przez tydzień. Co więcej, w tym okresie dane kino musi mieć minimum trzy seanse w tym okresie, a na platformę streamingową obraz może trafić dopiero dzień po rozpoczęciu emisji kwalifikacyjnej w kinach. I to nie koniec nowych zasad, jakie będą obowiązywać od przyszłorocznych Oscarów. Zmienia się nazwa kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny” na „najlepszy film międzynarodowy”, z kolei w kategorii „najlepsza charakteryzacja" nominowanych będzie pięć tytułów, a nie jak do tej pory trzy. Zrezygnowano też z zasady, że w danym roku musi być przynajmniej osiem filmów animowanych, by można było przyznać nagrodę w tej kategorii, a także określono, że filmy krótkometrażowe, aby brano je pod uwagę w kontekście oscarowych nominacji, muszą być pokazywane w kinach w hrabstwach LA albo Nowy Jork.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama