Ten nowy polski film o miłości różni się od typowych romansów. „Światłoczuła” naprawdę wzrusza
Tadeusz Śliwa, twórca takich hitów jak „(Nie)znajomi” i „Gang zielonej rękawiczki”, powraca z filmem o miłości trudnej, lecz pięknej. Historia Agaty i Roberta absolutnie wzrusza.
W tym artykule:
Robert to młody, ale ceniony fotograf, który pracę traktuje priorytetowo i na której skupia właściwie całą swoją uwagę. Agata jest niewidoma, co oczywiście wpływa na jej życie, jednak wcale nie ogranicza. Na co dzień pracuje z nastoletnimi chłopakami, podopiecznymi ośrodka wychowawczego. Poza tym nurkuje. Woda to jej żywioł. Jedno spotkanie zmienia wszystko. Co więcej, jest ono wstępem do pięknej historii miłosnej. „Światłoczułej” daleko do typowego romansu. I właśnie tym wygrywa z innymi produkcjami z tego gatunku.
„Światłoczuła” – recenzja
Prawdziwa miłość bywa trudna, wymaga ciągłej pracy i chęci z obu stron. Z drugiej strony wsparcie partnera bądź partnerki sprawia, że niektóre ograniczenia przestają istnieć albo chociaż przestają przypominać przepaść, której nie da się przeskoczyć. Relacja Agaty i Roberta też taka jest. Muszą nauczyć się siebie. Pochodzą z dwóch różnych światów – je też muszą poznać, otworzyć się na nie, a następnie zaakceptować. Pozwolić drugiej osobie być sobą, nikogo nie udawać. Tadeusz Śliwa serwuje nam historię nie tylko piękną, ale również, a może nawet „przede wszystkim” bardzo mądrą. Taką, która zostaje z nami na długo i dodatkowo przypomina, co tak naprawdę liczy się w życiu. Wzruszenia podczas seansu są w zasadzie gwarantowane. Jednak „Światłoczuła" nie jest pozbawiona momentów, wywołujących uśmiech.
Ten film należy do Matyldy Giegżno i Ignacego Lissa. Niewątpliwie najtrudniejsze zadanie miała aktorka, która zmierzyła się z nie lada wyzwaniem w postaci niepełnosprawności swojej bohaterki. I absolutnie dała radę. Jej ekranowemu partnerowi również należą się brawa. Roberta można nie polubić. Jednak właśnie tak została skonstruowana ta postać, a on totalnie ją udźwignął. Oboje grają tak, że nie sposób im nie wierzyć. Trzeba wspomnieć o jeszcze jednej perle w „Światłoczułej”, a mianowicie o Bartłomieju Deklewie, grającym Igora – przyjaciela i asystenta głównej bohaterki. To kolejna rola w jego dorobku (po „Absolutnych debiutantach” czy „#BringBackAlice”), którą udowadnia, że jest artystą wszechstronnym. Jeśli tak wygląda przyszłość rodzimej branży filmowej, jestem o nią spokojna.
Gra aktorska to wielka wartość tej produkcji. Natomiast mocnych elementów jest więcej. Po pierwsze zdjęcia autorstwa Michała Englerta. Piękne i przemyślane. Po drugie muzyka, za którą odpowiadają Kaśka Sochacka, Kortez oraz Olek Świerkot.
Oglądając „Światłoczułą”, widać, że Tadeusz Śliwa ma na koncie nie tylko filmy pełnometrażowe, ale również krótkie formy, na czele z reklamami. Choć niektórzy mogą się doczepić do tego, że niektóre wątki zostały tu jedynie muśnięte (jak np. relacja Agaty z jej rodzicami), ja pokuszę się o stwierdzenie, że prowadzenie tej historii w tak dynamiczny sposób, idealnie wpisuje się w sposób konsumowania treści przez młodszych widzów. Staje także w kontrze do mody na tworzenie długich, kilkugodzinnych filmów.
„Światłoczuła” – premiera
Jeśli chcecie obejrzeć „Światłoczułą” (a moim zdaniem warto), daję znać, że premierę zaplanowano na 24 stycznia 2025 roku. Film trafi do kin w całej Polsce. Niestety na razie nie wiadomo, czy w (mniej lub bardziej odległej) przyszłości będzie on dostępny również w streamingu. Miejmy nadzieję, że tak.