Nie oglądaliście jeszcze nowej „Bridget Jones”? Koniecznie nadróbcie zaległości. A ja powiem wam, dlaczego
Pomimo tego, że od premiery „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” minął już miesiąc, to sporo osób nie wybrało się jeszcze na seans. Ja zrobiłam to dopiero teraz i absolutnie nie żałuję. Jeśli i wy nie mieliście jeszcze okazji zobaczyć najnowszej części filmu, koniecznie ją nadróbcie. Zobaczcie, dlaczego.

W tym artykule:
- „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – fabuła
- „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – recenzja
- „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – zwiastun, gdzie obejrzeć?
Jeśli mówimy o „Bridget Jones”, to istnieją dwie grupy osób. Jedni kochają serię filmów, inni jej nienawidzą. Nie wiem czy może być coś pomiędzy. Ja zaliczam się do tej pierwszej i pomimo tego, że jestem z generacji Z, nie uważam, że na produkcję powinno patrzeć się tak surowym okiem. To prawda, w niektórych aspektach zestarzała się dość niezręcznie, jednak trzeba pamiętać, że jest to jedynie koncept, film, który trzeba odbierać zupełnie inaczej niż rzeczywistość. Dlatego też bardzo ucieszyłam się, że czwarta już część, czyli „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” nadal ma w sobie trochę humoru sprzed 20 lat. Nie dostaliśmy poprawnie politycznej i przesadnie feministycznej kontynuacji (chociaż tych wątków też nie brakowało – samotna matka, która musi sobie radzić, romans dojrzałej kobiety z młodszym mężczyzną, pozwalanie sobie na uczucie pomimo tego, że dla niektórych „już nie wypada”). Stara, dobra Bridget Jones powróciła. I to w świetnym stylu.
„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – fabuła
Film opowiada historię Bridget Jones, która ma już dwójkę dzieci i jest wdową. Mark Darcy zginął w Sudanie podczas jednego z wyjazdów z pracy. Bohaterka stara się radzić sobie ze stratą męża i samotnym wychowywaniem syna oraz córki (te wątki zostały pokazane w przepiękny, naturalny i prawdziwy sposób). I wcale nie jest to dla niej łatwe. Do tego (oczywiście) jest singielką i nic nie wskazuje na to, że chciałaby to zmienić. Pewnego dnia poznaje jednak Roxstera – znacznie młodszego mężczyznę, który od razu wpada jej w oko. W końcu między tą dwójką dochodzi do spotkania, a potem do następnego i następnego. Między parą pojawia się uczucie. Jednak czy jest ono w stanie przetrwać? Szczególnie, gdy na horyzoncie pojawia się nauczyciel syna Bridget…


„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – recenzja
Przede wszystkim na wstępie chciałam zaznaczyć, że nowa „Bridget Jones” wcale tak bardzo nie przypomina poprzednich trzech części. Podczas gdy tamte głównie bawiły, w tej dużo jest melancholii, nostalgii, smutku, zadumy. Była to naprawdę ciekawa odmiana. Zdecydowanie nie jest to lekka komedia romantyczna (chociaż takich scen absolutnie nie brakuje). Produkcja zmusza wręcz do przemyśleń i sprawia, że patrzy się na życie z nieco innej perspektywy. Po seansie można jeszcze bardziej uświadomić sobie, że przemijanie jest nieuchronne. I to nie tylko dlatego, że na ekranie widzimy naszych ulubionych bohaterów starszych o ponad 20 lat.
Pomimo tego, że, tak, jak wspomniałam, „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” nie była typową komedią romantyczną, to wątki miłosne były, jak najbardziej obecne. Wszyscy czekali najbardziej na romans głównej bohaterki z młodszym mężczyzną. W rolę Roxstera wcielił się Leo Woodall i uważam, że był on świetnym wyborem. Młody, uroczy, przystojny. Z Renée Zellweger tworzyli naprawdę zgrany duet. Na ekranie oglądało się ich bardzo dobrze, a chemia między aktorami była wyczuwalna. Szkoda tylko, że wątek ten nie był dłuższy. Spodziewałam się, że związkowi Bridget i Roxstera będzie poświęcone więcej czasu, a rola Woodalla wydawała się niemal poboczna. Doszłam jednak do wniosku, że w produkcji wcale o ten związek nie chodziło.


Bardzo cieszę się, że do obsady powrócił Hugh Grant, który mistrzowsko wcielił się w postać Daniela Cleavera. Jego rola również nie była duża. Pojawił się tylko w kilku scenach, ale w każdej z nich był jej najmocniejszym ogniwem. Daniel (w przeciwieństwie do Bridget) akurat nie zmienił się nic. Jest taki, jakim go zapamiętaliście. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Ta postać po prostu musiała pozostać taka sama.
Mocną stroną filmu była też ginekolożka, grana przez fenomenalną Emmę Thompson. Aktorka zagrała również w trzeciej części filmu, gdzie prowadziła ciążę Bridget. Pamiętam, jak bardzo jej postać była wtedy chwalona. Teraz również na to zasługuje. To głos rozsądku, ktoś, do kogo Bridget przychodzi po radę, gdy nie ma już do kogo iść. A riposty lekarki – nie do podrobienia.

Jeśli oczekujecie „starej Bridget Jones” to w pewnym sensie ją dostaniecie. W filmie sporo jest nawiązań do poprzednich części, humor jest ten sam, a niektóre sceny powodują atak śmiechu. Z drugiej strony, w czwartej części produkcji główna bohaterka jest znacznie dojrzalsza, zmieniły jej się priorytety oraz problemy. Są one bardziej znaczące i poważniejsze. Kilka scen wycisnęło ze mnie łzy, a film zafundował mi całą gamę emocji. Seans był naprawdę pięknym doświadczeniem. Zdecydowanie polecam.
„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – zwiastun, gdzie obejrzeć?
Jeśli jeszcze nie widzieliście, poniżej przedstawiam zwiastun produkcji. W świetny sposób wprowadza w jej klimat. „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” dostępna jest jeszcze w kinach, jednak już niedługo może się to zmienić, ponieważ film miał swoją premierę miesiąc temu w walentynki. Na razie nie ma żadnych informacji na temat tego, gdzie (i czy w ogóle) pojawi się w streamingu. Gdy tylko dowiemy się czegoś na ten temat, będziemy was informować. Stay tuned.