Natalia Fiedorczuk flirtuje z gatunkiem domestic noir! Mamy przedpremierowy fragment najnowszej powieści autorki
Zaginięcie idealnej rodziny z przedmieścia. Duszna atmosfera małego miasteczka. Śledztwo, które odkrywa szokującą prawdę. Jakie sekrety kryją się za drzwiami zwyczajnych podmiejskich domów? „Porodzina”, najnowsza powieść Natalii Fiedorczuk, laureatki Paszportu „Polityki”, w księgarniach już 28 września.
- Redakcja
Przeczytajcie fragment „Porodziny”
Zarzycki wysiadł z nieoznakowanej skody. Był wyraźnie zmęczony. Krystian łudził się przez chwilę, że zobaczy kogoś jeszcze oprócz tyczkowatego technika. Przestąpił z nogi na nogę.
– Sam jesteś? – pominął kurtuazyjne powitanie.
– A co? I tak już do domu wracałem. Ciesz się, że w ogóle ktoś przyjechał na takie niekonkretne wezwanie.
Krystian cmoknął ze zniecierpliwieniem.
– Co tu się stało? – dopytywał technik.
– Nie wiadomo. Może zaginięcie. Może jeden cztery osiem. – Gruszecki użył numeru artykułu oznaczającego zabójstwo. – Podobno cała rodzina, dwoje małoletnich. Trzeba wszystko zabezpieczyć.
– Oficjalne zgłoszenie jest?
– Nie ma. Jeszcze. Matka kobiety roztrzęsiona. Chce wejść do domu, ale się boi.
– Jakieś domówki wcześniej? – Zarzycki nie odrywał wzroku od ekranu smartfona.
Krystian był coraz bardziej wkurwiony.
– Ej, jesteś w pracy, człowieku – fuknął.
– Muszę babie napisać, że będę później. Luzuj. – Mężczyzna wsunął wreszcie wielkiego samsunga do kieszeni. – Czego szukamy? Niebieska karta była?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Mamy roztrzęsioną matkę, pielęgniarkę z lokalnego szpitala. Dzieci od dwóch dni nie pojawiły się w przedszkolu. Ostatni kontakt w sobotę. Telefony wyłączone. Dzwoniła do pracy zięcia, od czwartku miał wpisany urlop.
– Ten samochód to ich? – Technik ruszył w stronę toyoty zaparkowanej na podjeździe. – Fiu, fiu…
– E tam fiu, fiu. Podobno był jeszcze służbowy, ale skoro pan domu ma urlop, pewnie zostawił go w pracy.
Technik opstrykał idealnie zadbany wóz lustrzanką.
– Ale otwieramy? Na rympał?
– Jest klucz.
Mężczyzna popatrzył na Gruszeckiego z niedowierzaniem.
– To na chuj ja tu jestem – prychnął. – Nie mogłeś wejść sam?
Gruszecki spojrzał na niego groźnie. Technik wypuścił z sykiem powietrze.
– Zrób jeszcze podwórko, póki jasno – polecił Krystian.
Kiedy oglądał później szczegółowe zdjęcia na służbowym komputerze, miał dziwne wrażenie, że przygląda się ofercie biura nieruchomości. Wnętrze domu, ogród, samochód – wszystko prezentowało się nieskazitelnie. Począwszy od wiatrołapu, gdzie buty – te malutkie i te dorosłe – stały na specjalnej półce w idealnym porządku. Potem obszerny hol i profesjonalne ujęcia roześmianej rodziny w schludnych ramkach z Ikei. „Musieli chyba co kwartał zatrudniać fotografa” – pomyślał. Natalia olśniewała urodą, z lekka tylko rozmiękczoną ledwie dostrzegalną nadwagą. Miała jasne, promienne oczy w kształcie migdałów, lśniące blond włosy, kształtne piersi. Nie była może idealnie w jego typie, ale musiała przyciągać męskie spojrzenia. Niemal dorównywała wzrostem mężowi – wysokiemu szatynowi o szczupłej, zadbanej sylwetce. Facet nosił się dość elegancko, zwłaszcza jak na tę pipidówę. Najświeższe ujęcia pokazywały go w wydaniu weekendowym – w kraciastej koszuli, sztuczkowych spodniach, z zadbanym, starannie wypomadowanym zarostem. Wyglądał bardziej na wielkomiejskiego hipstera niż małomiasteczkowego tatuśka w sportowych ciuchach – typ, którego przedstawicieli Krystian widywał każdej soboty, gdy wściekle atakowali swoje kawałki ziemi kosiarkami i dmuchawami do liści.
Rodzina wyglądała jak z reklamy margaryny. Dzieci też były ładne (bo przecież tak się tylko mówi, że wszystkie dzieci są ładne, a wiadomo, że niektóre są po prostu brzydkie, nie ma co się oszukiwać). Mania i Karolek mogliby grać w reklamach klocków Lego czy innego dziecięcego szajsu. Lśniące, lekko falujące włosy dziewczynki opadały na idealnie symetryczną buzię, jak u laleczki. Chłopiec był nieco mniejszą kopią starszej siostry, miał migdałowate, lekko skośne oczy matki i kasztanową czuprynę ojca. Dzieci też miały w sobie coś z tego hipsterskiego sznytu, ubranka w charakterystycznym staromodnym stylu, który Gruszecki widywał czasem w telewizjach śniadaniowych. Żadnych koparek, autek i dinozaurów na koszulce chłopca, zero jednorożców na sukience dziewczynki. Stonowane kolory, naturalne tkaniny, dyskretna aplikacja z grzybkiem, sweter z guzikami z drewna, granatowe rajstopy…
Waszczyńscy wyglądali… bogato. Tak, to było dobre słowo. Bogato. Majętnie, ale nie tak ostentacyjnie, wieśniacko czy bazarowo. Podobnie był urządzony ich idealny dom. Z wierzchu może i dość pospolity, ale w środku znajdowało się znacznie mniej Ikei i mebli Agata, niż można by się spodziewać. Sporo konsolek i kredensów z połowy ubiegłego wieku. Mnóstwo zadbanych roślin. Sofa z gatunku „i tak cię na nią nie stać”. Telewizor bezramkowy, zaprojektowany tak, aby udawał obraz wśród innych reprodukcji i plakatów. Rodzina chyba korzystała z usług projektanta albo zwyczajnie miała smykałkę do urządzania wnętrz.
Ale najważniejsze: Gruszecki i chudy technik niczego nie znaleźli. Dom wyglądał, jakby jego mieszkańcy wyszli do pracy lub szkoły, a pod ich nieobecność wynajęta Ukrainka wypucowała
wszystko od podłóg do sufitu.
Dopiero gdy sami obeszli dom, wpuścili Halinę. Początkowo się wzbraniała, chociaż kazali jej się tylko rozejrzeć i zwrócić uwagę, czy nic się nie zmieniło. Chodziła po pokojach i bezradnie kręciła głową. „Nic?”– dopytywał Gruszecki. Nic. „Zawsze u córki tak czysto?” Tak, zawsze. Natalia lubi porządek. Nawet dzieci tak chowa, że od małego po sobie sprzątają.
Technik po krótkich oględzinach wydawał się coraz bardziej zniecierpliwiony. Krystian machnął ręką i powiedział, że może już spadać. Facet pakował do torby aparat, ale nagle przypomniał sobie o czymś i wyciągnął z kieszeni wojskowej kurtki niedużą torebkę na dowody. W środku znajdował się drobny damski kolczyk – sztyft z perłą. Gruszecki przejął dowód, wkurwiony nonszalancją współpracownika.
– Gdzie to było? Zdjęcie zrobiłeś? – warknął.
Technik najeżył się urażony. Przecież znał się na swojej robocie, nawet jeśli ta dzisiejsza miała być jedynie fanaberią pseudopodinspektora z wydziału ogólnego. Kolczyk leżał na trawniku przy zasłoniętym basenie ogrodowym.
– To córki? – Gruszecki podsunął perłę Halinie pod nos. Kobieta zmarszczyła czoło. – Poznaje pani?
– Może być jej… tak wygląda.
Podinspektor poszedł do sypialni, by sprawdzić, czy w szkatułce na biżuterię jest drugi, brakujący. W pudełku leżały łańcuszki, kosztowny pierścionek – pewnie zaręczynowy – wetknięty w odpowiednią szparkę, sznur pereł wyglądający na komplet do kolczyka. Ale drugiej perły nie było.
– Córka nie nosiła pierścionka? – spytał jeszcze Halinę – to od męża pewnie…
Kobieta westchnęła.
– Natalia przybrała trochę po dzieciach – wyjaśniła. – Narzekała, że jej tarczyca wysiadła. Miała poszerzyć, ale widocznie postanowiła schudnąć i zaczekać, aż znów zacznie pasować.
Technik wsadził głowę do sypialni.
– Idę. Wyślę ci zdjęcia na serwer. Ale ja tu nie widzę żadnych śladów przestępstwa.
Krystian westchnął. Faktycznie. Rodziny nie było, ale dopóki matka nie zgłosi zaginięcia, nic w zasadzie nie mógł zrobić. Mogło się jeszcze okazać, że urwali się na krótkie wakacje.
Halina ledwie trzymała się na nogach ze zmęczenia.
– Pani Halino, niech pani posłucha. Ja teraz zamknę dom, a pani pójdzie się przespać. Niech pani odpocznie. Jeśli córka nie odezwie się do rana, proszę przyjechać na komendę. Niestety nie mamy podstaw, żeby wszcząć śledztwo.
Kiedy odwiózł Halinę i znalazł się w Inowrocławiu, zawrócił pod domem w stronę firmy. Zrobił sobie kawę i niespiesznie przeglądał zdjęcia. Szczoteczki do zębów na miejscu, nieskazitelnie posłane łóżka. Żadnych rozrzuconych zabawek, plam z pasty do zębów na umywalce. Sucha i pusta zmywarka. W lodówce produkty w szczelnych pojemnikach opisanych datą. „Szaleństwo” – przypomniał sobie nieświeżą zawartość własnej lodówki w wynajmowanej kawalerce i kliknął „następny”.
Coś tutaj w cholerę nie pasowało. Nic do niczego. Żadnych śladów. Żadnych tropów. Żadnej rodziny. Brak torebki Natalii. Kluczyki do auta na wieszaku.
Przecież ludzie nie znikają tak bez śladu. A co dopiero całe rodziny.
Pociągnął łyk lurowatej kawy, wypluł na wykładzinę kilka fusów, które zaplątały się na języku, i odpalił wyszukiwarkę.
Natalia Fiedorczuk – polska pisarka, autorka książek dla dzieci, piosenkarka i instrumentalistka. Jej powieść „Jak pokochać centra handlowe" nagrodzona została Paszportem „Polityki” za 2016 rok w kategorii literatura. Za tę samą powieść w roku 2017 została nominowana do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. W maju 2018 r. ukazała się jej druga powieść pt. „Ulga", a w 2021 r. powieść „Odmieniec", będąca biografią polskiego rzeźbiarza Bolesława Biegasa.