Najpiękniejszy polski film o miłości trafi na Netflixa! Absolutnie zachwyca, ale daleko mu do typowego romansu
Nie boję się tego powiedzieć: „Światłoczuła” to najpiękniejszy polski film o miłości ostatnich lat. A do tego najmądrzejszy. Produkcja, która przyciągnęła do kin 150 tysięcy widzów i widzek, już za moment będzie dostępna na Netflixie. Tej nowości nie można przegapić.

W tym artykule:
Robert to młody, ale ceniony fotograf, który pracę traktuje priorytetowo i której poświęca właściwie całe swoje życie. Agata jest osobą niewidzącą, co oczywiście wpływa na jej życie, jednak wcale nie ogranicza i nie definiuje. Na co dzień pracuje z nastoletnimi chłopakami, podopiecznymi ośrodka wychowawczego. Poza tym nurkuje. Woda to jej żywioł. Gdy na siebie trafiają, wszystko się zmienia. Ich spotkanie to wstęp do pięknej, ale i nieoczywistej historii miłosnej. „Światłoczułej” zdecydowanie różni się od typowego romansu. I właśnie tym wygrywa z innymi propozycjami z tego gatunku. Produkcja zaraz trafi na Netflixa. Jeśli jeszcze jej nie oglądaliście, macie świetną okazję, by nadrobić zaległości.
„Światłoczuła” – recenzja
Prawdziwa miłość bywa trudna, wymaga ciągłej pracy i chęci z obu stron. Z drugiej strony wsparcie partnera bądź partnerki sprawia, że niektóre ograniczenia przestają istnieć albo chociaż przestają przypominać przepaść, której nie da się przeskoczyć. Relacja Agaty i Roberta też taka jest. Muszą nauczyć się siebie. Pochodzą z dwóch różnych światów – je też muszą poznać, otworzyć się na nie, a następnie zaakceptować. Pozwolić drugiej osobie być sobą, nikogo nie udawać. Tadeusz Śliwa serwuje nam historię nie tylko piękną, ale również, a może nawet przede wszystkim bardzo mądrą. Taką, która zostaje z nami na długo i dodatkowo przypomina, co tak naprawdę liczy się w życiu. Wzruszenia podczas seansu są w zasadzie gwarantowane. Jednak „Światłoczuła” nie jest pozbawiona momentów, wywołujących uśmiech.

Ten film należy do Matyldy Giegżno i Ignacego Lissa. Niewątpliwie najtrudniejsze zadanie miała aktorka, która zmierzyła się z nie lada wyzwaniem w postaci niepełnosprawności swojej bohaterki. I absolutnie dała radę. Jak przyznała w wywiadzie dla Glamour, długo przygotowywała się do tej roli. Co więcej, współpracowała z Polskim Związkiem Niewidomych, by jak najlepiej zrozumieć osoby niewidzące, a dzięki temu jak najdokładniej przenieść ich emocje i doświadczenia na ekran.
Spotykałam się z osobami niewidzącymi i niedowidzącymi. Odwiedzałam ich w mieszkaniach. Piliśmy razem kawę czy herbatę, robiliśmy razem zakupy, dużo rozmawialiśmy. Wspominam to jako coś niezwykle miłego i otwierającego
Jej ekranowemu partnerowi również należą się brawa. Roberta można nie polubić. Jednak właśnie tak została skonstruowana ta postać, a Ignacy Liss totalnie ją udźwignął. Oboje grają tak, że nie sposób im nie wierzyć. Trzeba wspomnieć o jeszcze jednej perle w „Światłoczułej”, a mianowicie o Bartłomieju Deklewie, grającym Igora – przyjaciela i asystenta głównej bohaterki. To kolejna rola w jego dorobku (po „Absolutnych debiutantach” czy „#BringBackAlice”), którą udowadnia, że jest artystą wszechstronnym. Jeśli tak wygląda przyszłość rodzimej branży filmowej, jestem o nią spokojna.

Gra aktorska to wielka wartość tej produkcji. Natomiast mocnych elementów jest więcej. Po pierwsze zdjęcia autorstwa Michała Englerta. Piękne i przemyślane. Po drugie muzyka, za którą odpowiadają Kaśka Sochacka, Kortez oraz Olek Świerkot. Produkcję promuje utwór „Strona B”, który pochodzi z albumu „Ta druga” z repertuaru wspomnianej artystki. Można usłyszeć go m.in. w zwiastunie. Ten z kolei znajdziecie poniżej. Gwarantuję, że nawet oglądając ten trwający dwie minuty film, poczujecie ścisk w żołądku, a do waszych oczu napłyną łzy. Dużo łez.
Oglądając „Światłoczułą”, widać, że reżyser Tadeusz Śliwa ma na koncie nie tylko produkcje pełnometrażowe („(Nie)znajomi” i „Gang zielonej rękawiczki”), ale również krótkie formy, na czele z reklamami. Choć niektórzy mogą się doczepić do tego, że niektóre wątki zostały tu jedynie muśnięte (jak np. relacja Agaty z jej rodzicami), ja pokuszę się o stwierdzenie, że prowadzenie tej historii w tak dynamiczny sposób, idealnie wpisuje się w sposób konsumowania treści przez młodszych widzów. Staje także w kontrze do mody na tworzenie długich, kilkugodzinnych filmów.
„Światłoczuła” – gdzie oglądać?
Premiera „Światłoczułej” odbyła się na początku tego roku, a konkretnie 24 stycznia 2025. Podobnie jak w przypadku wielu innych produkcji, najpierw można było ją oglądać na wielkim ekranie, a dopiero później w streamingu. Według oficjalnych danych, do kin przyciągnęła (aż) 150 tysięcy widzów i widzek.
A skoro o stramingu mowa... Nowy film w reżyserii Tadeusza Śliwy jest dostępny na platformie TVP VOD w opcji tak zwanego wypożyczenia. Natomiast warto dodać, że wkrótce zasili także bibliotekę Netflixa. Subskrybentki oraz subskrybenci tego serwisu uzyskają do niego dostęp już 24 kwietnia. Jeśli zastanawiacie się, czy obejrzeć „Światłoczułą”, podpowiem, że naprawdę warto dać jej szansę. Nie pożałujecie.
Nowy GLAMOUR!
Pokazywanie elementu 1 z 1