Reklama

W tym artykule:

  1. „My mieliśmy szczęście” - historii rodziny z Radomia – fabuła i obsada
  2. „My mieliśmy szczęście” - recenzja
  3. „My mieliśmy szczęście” – zwiastun, gdzie obejrzeć
Reklama

Książka „Tatuażysta z Auschwitz” szybko stała się światowym bestsellerem, co pokazało również, jak czytelnicy chcą widzieć Holocaust i czego w literaturze szukają. Pod płaszczykiem dbania o pamięć o gigantycznej tragedii milionów ludzi, Heather Morris wręcz zapoczątkowała wysoce niepokojący nurt romantyzowania Holocaustu. Po książce przyszedł czas na ekranizację, której twórcy również nie przejmowali się prawdą historyczną. Po tej ogromnej dawce frustracji i goryczy, z przyjemnością obejrzałam inny serial wojenny, „My mieliśmy szczęście”, którego twórcy wiedzieli, jakimi środkami warto operować, ażeby nie wypaczyć sensu historii i cierpienia. Nie obyło się jednak bez mankamentów.

„My mieliśmy szczęście” - historii rodziny z Radomia – fabuła i obsada

„My mieliśmy szczęście” (ang. We Were the Lucky Ones) to amerykański miniserial z 2024 roku oparty na bestsellerowej powieści Georgii Hunter. Przedstawia losy polsko-żydowskiej rodziny Kurców z Radomia, której członkowie zostają rozdzieleni przez II wojnę światowej. Każdy z nich, stawiając czoła innym przeciwnościom, walczy o przetrwanie i ponowne zjednoczenie.

Akcja rozpoczyna się w Radomiu, gdzie Kurcowie wiodą spokojne życie. Wraz z wybuchem wojny ich losy dramatycznie się zmieniają. Serial śledzi ich podróże przez różne kontynenty, ukazując determinację, odwagę i siłę rodziny w obliczu tragedii. Bohaterowie trafiają m.in. do Lwowa, na Syberię, czy do Casablanki, starając się przetrwać i odnaleźć bliskich.

W obsadzie „My mieliśmy szczęście” znaleźli się m.in.: Joey King jako Halina Kurc, Logan Lerman jako Addy Kurc, Robin Weigert jako Nechuma Kurc, Henry Lloyd-Hughes jako Genek Kurc, Michael Aloni jako Selim Kajler, Moran Rosenblatt jako Herta Seifert, Sam Woolf jako Adam Eichenwald, Lior Ashkenazi jako Sol Kurc, Amit Rahav jako Jakob Kurc oraz Hadas Yaron jako Mila Kurc.

„My mieliśmy szczęście” – recenzja

W moim odczuciu o Holocauście i wojnie jeśli już chcemy opowiadać, to tylko prawdziwie albo wcale, bo prawda historyczna jest wyrazem szacunku do milionów ofiar. Inaczej obraża się ich pamięć. Nie ma miejsca na swobodne fantazje o życiu w obozie, nawet jeśli twórcy asekurują się informacją o zmianie niektórych faktów już w czołówce. Da się to zrobić poprawnie i bez klisz, co pokazują m.in. film „Strefa interesów” i ten właśnie serial.

Krótko po „Tatuażyście z Auschvitz” premierę miał inny serial wojenny – „My mieliśmy szczęście”, który był dla mnie prawdziwą odtrutką na wcześniejsze gorzkie emocje. To adaptacja książki, bestsellera New York Timesa autorstwa Georgii Hunter o tym samym tytule. Produkcja opowiada historię żydowskiej rodziny z Radomia rozgrywającą się między 1938 a 1945 rokiem. Poruszającą i naprawdę zaskakującą. Dla widza, który wie, jak trudnych emocji można się spodziewać po produkcji o Holocauście, tytuł jest pewną ulgą i obietnicą na koniec. Rodzina Kurców mieszkała od lat w Radomiu, prowadzili tam dobrze prosperujący sklep i wiedli spokojne życie, chociaż już naznaczone w przeszłości wojną. Rodzice bardzo wspierają swoje dorosłe dzieci, zatem mogą one rozwijać kariery, jak chcą. Jeden z synów wyjeżdża na studia do Paryża, inni zostają prawnikiem czy fotografem. Z kolei najmłodsza córka pracuje jako laborantka, a druga realizuje się jako żona i matka.

1221009.13

Już od pierwszych scen Kurcowie budzą sympatię, dzięki dynamicznej wymianie zdań. Kochają się, ale bywają też ironiczni i mają ostry dowcip. Zwyczajna rodzina, jakich wiele. W Radomiu jednak narastają nastroje antysemickie, aż w końcu utworzono tam getto kontrolowane przez nazistów. Rodzina zostaje brutalnie rozdzielona. Niektórzy pozostają w getcie, inni zostają wysłani do Lwowa, a stamtąd na Sybir. Widzimy też płonącą Warszawę, Kazachstan, jak i Monte Cassino. Synowi przebywającemu w Paryżu udaje się przedostać do Brazylii, co sprawia, że wojnę przeżywa zupełnie inaczej niż reszta rodziny. Bezpieczniej fizycznie, rozdzierająco emocjonalnie. Losy rodziny są wręcz niesamowite i aż trudno uwierzyć, że mogli mieć tyle tytułowego szczęścia.

Historia została spisana przez potomkinię Kurców i jest to efekt 10 lat rozmów z wszystkimi członkami rodziny, praca precyzyjna i z wyczuciem. Hipnotyzuje, ale niczego nie lukruje. Nie wybiela się postaw bohaterów, nie bawi w nadmierny heroizm i z trudnym dystansem pokazuje się zawinienia różnych stron. Człowieczeństwo z blaskami i cieniami w pełnej krasie. Co ważne, sami możemy zdecydować, jakie postawy będziemy podziwiać, a jakie piętnować, choć z perspektywy wygodnego fotela w roku 2024 moim zdaniem zupełnie nie ma takiej potrzeby. Niewątpliwie najbardziej w pamięci pozostają niezwykle silne więzi rodzinne, ale w odróżnieniu od „Tatuażysty” nie serwuje nam się tu opowiastki o tym, że dzięki miłości przeżyli. Tytuł „My mieliśmy szczęście” wyjaśnia wprost, dzięki czemu niektórym udało się przetrwać Holocaust. I za tę pokorę i uszanowanie prawdy bardzo ten serial doceniam.

mat. prasowe
Kadr z serialu „My mieliśmy szczęście”, fot. mat. prasowe

Mankamenty jednak są, choć zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie dało się inaczej. Przenosimy się do Radomia w roku 1938, widzimy polską rodzinę Żydów, którzy mówią po angielsku, a jednak od czasu do czasu przeklinają lub śpiewają z topornym akcentem po polsku. Dziwny to zabieg i przez to jest nieco trudniej uwierzyć, że rzeczywiście jesteśmy w Radomiu. Wraz z kolejnymi odcinkami można się jednak do tego przyzwyczaić.

„My mieliśmy szczęście” to odtrutka na wszelkie holo polo w literaturze i filmie. Zaznaczam przy tym, że nie jest to produkcja innowacyjna i jakiej jeszcze nie było. Jej siła tkwi w realizmie, pewnej prostocie i nieepatowaniu makabrą na potrzebę sensacji. Serial nie może zaszkodzić nikomu w odróżnieniu od „Tatuażysty”, a jedynie doedukować i wręcz uświadomić, jak w różnych sytuacjach musieli odnaleźć się Żydzi w Polsce i na świecie. W czasie w czasie wojny, ale i po niej.

Reklama

„My mieliśmy szczęście” – zwiastun, gdzie obejrzeć

Serial można obejrzeć na platformie Disney Plus. Zwiastun poniżej:

Reklama
Reklama
Reklama