Reklama

W tym artykule:

  1. Miniserial „Ripley” już na platformie Netflix
  2. Kultura na weekend: „Ripley” z Andrew Scottem w roli głównej
Reklama

Dwa miesiące temu Netflix przypomniał nam jeden z najpiękniejszych romansów w historii popkultury. Mowa, oczywiście, o „One Day”. Serial oparty na powieści Davida Nichollsa z Ambiką Mod i Leo Woodallem w rolach głównych rozłożył widzów i widzki na łopatki. Dostarczył wielu wzruszeń. Okazuje się, że popularna platforma streamingowa zamierza podążać tą drogą i właśnie odświeża kolejną kultową opowieść. Tym razem „Utalentowanego pana Ripleya”. Nowy miniserial z Andrew Scottem to nasza kolejna propozycja z cyklu „Kultura na weekend”. Sprawdźcie, dlaczego warto go obejrzeć.

Miniserial „Ripley” już na platformie Netflix

Akcja miniserialu „Ripley” rozgrywa się w latach 60. ubiegłego wieku. Głównym bohaterem jest Tom Ripley (Andrew Scott), czyli biedny oszust, który mieszka w Nowym Jorku. Zostaje on wynajęty przez pewnego majętnego człowieka, by przekonać jego syna do powrotu z Włoch. Przyjmuje zlecenie i wyrusza do Europy. A tym samym rozpoczyna serię nie tylko oszustw, ale również morderstw.

fot. materiały prasowe Netflix

W nowej produkcji Netflixa (obok wspomnianego Andrew Scotta) grają Dakota Fanning i Johnny Flynn. To właśnie oni wcielają się w Marge Sherwood oraz Dickiego Greenleafa. Z kolei w rolach drugoplanowych obsadzono m.in. Eliot Sumner, Margherita Buy, John Malkovich, Maurizio Lombardi, Kenneth Lonergan i Ann Cusack. Za reżyserię, jak również za scenariusz odpowiada Steven Zaillian. Co ciekawe, Andrew Scott jest zaangażowany także w produkcję serialu.

Kultura na weekend: „Ripley” z Andrew Scottem w roli głównej

Jeśli zastanawiacie się, co obejrzeć w weekend, koniecznie weźcie pod uwagę szumnie zapowiadaną nowość Netflixa. To propozycja idealna dla fanek oraz fanów mrocznych kryminałów. Historia jest wielu osobom doskonale znana, a twórcy i twórczynie nie eksperymentują za dużo. Natomiast nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze.

Serial został podzielony na osiem trwających po około godzinę odcinków. Produkcja nie jest przegadana (tu każda i każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to dobrze), a fabuła toczy się niespiesznie – jak życie we Włoszech. Dzięki temu my – widzki i widzowie mamy wystarczająco dużo czasu oraz przestrzeni, by zwracać uwagę na wszelkie detale.

Co więcej, „Ripley” absolutnie zachwyca pod względem wizualnym. Produkcja od razu przywodzi na myśl klasyki kina noir. To, że powstała w czerni oraz bieli dodaje jej niesamowitego klimatu. Niemal każdy kadr mógłby być pocztówką ze słonecznej Italii.

„Anatomia upadku”: recenzja. Czy prawda ma znaczenie?

Nowy film Justine Triet jest jednym z tych, które trzeba obejrzeć. Anatomia upadku”, bo właśnie tak brzmi jego tytuł, to dramat sądowy i kryminał na najwyższym poziomie. Przeczytajcie recenzję.
„Anatomia upadku”: recenzja
fot. materiały prasowe
Reklama

Z kolei Andrew Scott (po raz kolejny) udowadnia, że wie, jak zagrać czarny charakter. Choć Jim Moriarty z „Sherlocka” i Tom Ripley nie mają za wiele wspólnego, to obie te kreacje wymagają kunsztu, jak również ogromnych umiejętności aktorskich. Czy 47-latek z Dublina ugruntuje swoją pozycję w branży dzięki nowej roli? Już dawno to zrobił, pora, by branża go doceniła. Cóż, miejmy nadzieję, że teraz zrobi się o nim jeszcze głośniej.

Reklama
Reklama
Reklama