Reklama

W tym artykule:

  1. Jean Purdy i początki in vitro, czy prawdziwa historia z filmu „Joy”
  2. „Joy” – fabuła
  3. „Joy” – film, który uderza w najczulsze miejsca
Reklama

22 listopada 2024 roku na platformie Netflix zadebiutował film „Joy”, dramat biograficzny w reżyserii Bena Taylora. Produkcja opowiada prawdziwą historię narodzin Louise Joy Brown, pierwszego dziecka poczętego metodą in-vitro i rzuca nowe światło na jedną z mniej znanych (kluczowych) postaci biorących udział w tym niezwykłym przełomie medycznym – Jean Purdy.

Jean Purdy i początki in vitro, czy prawdziwa historia z filmu „Joy”

Jean Purdy była pielęgniarką i embriolożką, której praca stała się fundamentem sukcesu metody in-vitro. Wraz z fizjologiem, Robertem Edwardsem i ginekologiem, Patrickiem Steptoe stworzyła zespół, który zrewolucjonizował medycynę reprodukcyjną. To właśnie dzięki nim w 1978 roku doszło do narodzin Louise Brown, znanej jako „pierwsze dziecko z probówki”.

I jak rola Edwardsa i Steptoe’a została uznana (Edwards otrzymał nawet Nagrodę Nobla), tak Purdy długo pozostawała w ich cieniu. Film „Joy” przypomina, że bez jej determinacji, umiejętności laboratoryjnych i troski o pacjentki, sukces in-vitro mógłby nigdy nie nastąpić. Co ciekawe, produkcja sugeruje, że jednym z powodów zaangażowania Purdy w badania mogły być jej osobiste zmagania z endometriozą, chorobą utrudniającą zajście w ciążę (choć tej hipotezy nie potwierdzają źródła historyczne).

„Joy” – fabuła

W centrum fabuły znajduje się postać Jean Purdy (Thomasin McKenzie), młodej pielęgniarki zafascynowanej naukową stroną medycyny. Dzięki znajomości z doktorem Robertem Edwardsem (James Norton), staje się częścią jego zespołu, który dąży do opracowania metody zapłodnienia pozaustrojowego. Wspólnie z Patrickiem Steptoe (Bill Nighy), pionierem laparoskopii, przez dziesięć lat walczą z przeciwnościami naukowymi, etycznymi i społecznymi, by w końcu dać szansę milionom par na posiadanie potomstwa.

Film ukazuje również życie osobiste Purdy – jej zmagania z własnymi ograniczeniami zdrowotnymi i rosnącą determinację, by pomagać innym kobietom spełniać marzenia o macierzyństwie. W tle toczą się dramatyczne debaty etyczne, które ukazują, jak kontrowersyjne były badania nad metodą in-vitro.

Joy
Kerry Brown / Netflix Kerry Brown / Netflix

„Joy” – obsada

W filmie występują m.in. Thomasin McKenzie jako Jean Purdy, James Norton jako Robert Edwards – brytyjski fizjolog, którego wizjonerska praca doprowadziła do opracowania metody in-vitro oraz Bill Nighy jako Patrick Steptoe – doświadczony ginekolog, bez którego nie dałoby się zrealizować pionierskiego projektu.

„Joy” – film, który uderza w najczulsze miejsca

„Joy” to film, który łączy w sobie elementy medycznego dokumentu z obyczajowym spojrzeniem na historię pionierskiej metody leczenia niepłodności. Reżyser Ben Taylor stworzył produkcję, która ukazuje in-vitro nie tylko jako wyzwanie naukowe, ale także emocjonalne, przez które musieli przejść lekarze, skupiony wokół nich personel i pary pragnące zostać rodzicami.

Kerry Brown / Netflix
Kerry Brown / Netflix Kerry Brown / Netflix

Na uwagę zasługuje gra aktorska. Thomasin McKenzie zachwyca w roli Jean Purdy. Doskonale pokazuje pokłady empatii, które w sobie nosiła, jej determinację i momenty, gdy toczyła wewnętrzną walkę. Doskonale balansuje pomiędzy ukazywaniem wewnętrznej siły i delikatności, a nawet kruchości. Partnerują jej równie świetni Bill Nighy i James Norton.

„Joy” to wbrew pozorom nie tylko hołd dla nauki, ale również poruszający portret kobiety, której oddanie pracy zawodowej i innym ludziom odmieniło życie milionów. To niezwykła opowieść o wytrwałości w dążeniu do celu i sile ludzkiej determinacji. Co warto podkreślić, film zachwyca zarówno jako dramat biograficzny, jak i opowieść obyczajowa. Jeden z najważniejszych przełomów medycznych XX wieku jest jednocześnie pierwszym i drugim planem. Historią sprzed lat, poruszającą kwestie boleśnie aktualne – od krytyki in-vitro po miejsce kobiet w nauce i medycynie.

Reklama

Całości dopełniają genialne kostiumy i scenografia oraz wyjątkowo udana oprawa muzyczna. Perfekcyjnie pasują do tego, co widzimy na ekranie, potęgując płynące z niego emocje. Dzięki temu „Joy” to film kompletny. Mądry, ważny i piękny.

Reklama
Reklama
Reklama