„Biedne istoty” to niewygodna i niesmaczna opowieść o feminizmie, którą powinien zobaczyć każdy [recenzja]
Co łączy XIX-wieczny Londyn i Barbieland? Wbrew pozorom więcej, niż mogłoby się wydawać. Yorgos Lanthimos, podobnie jak Greta Gerwig, podejmuje temat kobiecości, feminizmu i patriarchatu. Jego sposób nie jest jednak słodki i cukierkowy. To raczej niesmaczna historia, która (czy komuś się to podoba, czy nie) w bezbłędny sposób punktuje wady naszego społeczeństwa. A jest ich naprawdę sporo.
W tym artykule:
- Recenzja filmu „Biedne istoty” z Emmą Stone w roli głównej
- „Biedne istoty” to niewygodna i niesmaczna opowieść o feminizmie, którą warto zobaczyć
Londyn, Lizbona, Aleksandria, Paryż, a na koniec znów Londyn, lecz tym razem zupełnie inny. Bella Baxter (w tej roli absolutnie niesamowita Emma Stone) podróżuje po świecie, odkrywając siebie, jednak jej wyprawa niewiele ma wspólnego z fabułą „W 80 dni dookoła świata”. Droga, którą odbywa młoda kobieta to raczej słodko-gorzka i przejmująco niewygodna historia o kobiecie wyzwolonej, silnej, w pełni akceptującej siebie, sprzeciwiającej się stereotypom i żyjącej na swoich zasadach. Przynajmniej na końcu. Bella, którą poznajemy na początku, jest bowiem zgoła inna. Ale po kolei.
Recenzja filmu „Biedne istoty” z Emmą Stone w roli głównej
Wiktoriański Londyn, geniusz medycyny i jego nowy eksperyment. Godwin Baxter (Willem Dafoe) przywraca do życia zmarłą kobietę, nadając jej imię Bella. Ta uczy się życia na nowo, jednak w skrajnie sterylnych i zamkniętych warunkach. Goldwin (pieszczotliwie nazywany przez Bellę „Bogiem”) nie wypuszcza bowiem swojego eksperymentu poza mury domu, zatrudniając jednocześnie asystenta, by ten pieczołowicie notował postępy kobiety. Ta jednak z biegiem czasu staje się ciekawa świata, asertywna i stanowcza – wyrusza więc w podróż do Lizbony, jednak nie sama, a z kochankiem.
Tam początkowo oddaje się rozkoszom, odkrywając intymność. Szybko jednak nudzi jej się i seks – jej ciekawość sprawia, że Bella poznaje patriarchat, kapitalizm, socjalizm, przemoc. Co więcej, szybko zaczyna rozumieć nowe ramy społeczne, wykorzystując je na swoją korzyść (zawsze tylko na swoich zasadach). „Biedne istoty” to więc historia, którą ciężko się ogląda, choć to odbicie w krzywym zwierciadle tego, co kobietom jest już znane. I być może właśnie ze względu na to przerysowanie, historia Belli Baxter budzi emocje, zachęca do dialogu i zdecydowanie zostaje w pamięci na dłużej.
„Biedne istoty” to niewygodna i niesmaczna opowieść o feminizmie, którą warto zobaczyć
Choć „Barbie” w reżyserii Grety Gerwig i „Biedne istoty” Yorgosa Lanthimosa to na pierwsze rzut oka zupełnie inne rzeczywistości, prawda jest taka, że niedaleko jest od lalki Barbie walczącej z patriarchatem od kobiety z umysłem dziecka, która z dnia na dzień coraz to bardziej stanowczo sprzeciwia się stereotypom, rolom społecznym oraz przekonaniom, że zadania kobiety ograniczają się do bycia laurką dla swojego partnera. Światy przedstawione łączą również skrajności w ich pokazaniu – w końcu zarówno Barbieland, jak i szalony chirurg z kaczko-psami w ogrodzie, nie mają prawa bytu. Wygląda więc na to, że oba dzieła wykorzystują przejaskrawione (mniej lub bardziej przyjemne) obrazy, by przekazać nam to, co naprawdę ważne.
A co ważnego jest w filmie „Biedne istoty”? Może nieco oczywista, może trochę już opatrzona, ale nadal istotna (początkowo nieświadoma w tym przypadku) droga ku samopoznaniu, samoakceptacji i życiu w zgodzie z samą sobą. Bella Baxter bezbłędnie i z dziecięcą niewinnością obala niedorzeczne przekonania na temat kobiecości.
Ważna jest również rola Marka Ruffalo, który jako zadufany w sobie dżentelmen w średnim wieku adoruje Bellę, gdy ta potulnie wdaje się w nim w gorący romans. Schody pojawiają się, gdy gdy Baxter zaczyna być silna, niezależna, ciekawa świata, nonkonformistyczna i odważna – wówczas mężczyzna przechodzi załamanie nerwowe, nie mogąc pogodzić się z tym, że nie ma już kontroli nad kochanką. Taka ot, metafora życia (po raz kolejny) w przerysowaniu.
Historia Belli Baxter chwyta za serca również ze względu na stronę audiowizualną oraz bezbłędną grę aktorską. Nie sposób nie zachwycać się dystopijnym przedstawieniem Aleksandrii, przepiękną Lizboną, wymyślnymi kreacjami oraz niezapomnianymi włosami naszej głównej bohaterki. A skoro o niej mowa – o tym, że Emma Stone powinna dostać Oscara za rolę w filmie „Biedne istoty” mówi się od pierwszych dni po premierze produkcji. Nie ma wątpliwości, że to właśnie jej talent połączony z ogromną uwagą na najmniejsze detale sprawiły, że Bella stała się trochę potworem, trochę manekinem, trochę nadal jednak dzieckiem, które chciałoby się otoczyć opieką.
Oscary 2024: nominacje. Kto ma szansę na najważniejszą nagrodę w branży filmowej?
Doczekaliśmy się. We wtorek ogłoszono nominacje do Oscarów 2024. Tym razem nie obyło się bez zaskoczeń. Sprawdźcie, które filmy, twórcy i aktorzy powalczą o Nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej.