Reklama

Kanye West znów oberwał

To nie pierwszy album nagrany w przymusowej izolacji. Charli XCX z nagrywania płyty w pandemii zrobiła gigantyczne wydarzenie. Zapraszała fanów do konsultacji, organizowała telekonferencje, dzieliła się na bieżąco fragmentami tekstów i szkicami melodii. Taylor Swift wybrała skrajnie inną metodę. Przypominam: ta dziewczyna kiedyś przez rok nie pokazała się publicznie i krążyły plotki, że jeśli chce wyjść z domu, to wynoszą ją w wielkiej walizce. Potrafi dochować tajemnicy, jak się uprze. Nikt więc nie miał pojęcia, że nagrywa. Przyznała się dzień przed premierą i wypuściła album. Przy okazji zadała cios Kanye Westowi, który chciał wydać nowy materiał tego samego dnia, ale ze strachu przed porażką na listach przebojów (bo Taylor by z nim wygrała), przesunął premierę swojej „Dondy”. Mnie śmieszy.

Reklama

„Taylor Swift: Miss Americana” – powstał film dokumentalny o wokalistce, który obejrzycie na platformie Netflix. Kiedy premiera? >>>

Taylor Swift ma nowych przyjaciół

Za to muzyczny rozwój Taylor Swift trzeba już traktować poważnie. Z nią, jak pokazuje „Folklore”, nie ma żartów. To zupełnie inna płyta niż wydany rok temu pstrokaty, przegadany „Lover”. Tam kilka świetnych piosenek przygniotła numerami tak nijakimi, że aż przezroczysty. Na „Folklore” nijakich nie ma. To też zupełnie inna płyta niż „Reputation” – tamta była arogancka, bucowata, w końcu Taylor szła na wojnę z całym światem. „Folklore” jest albumem innym niż wszystko, co do tej pory. Do zdalnej współpracy nad kompozycjami zaprosiła Aarona Dessnera z zespołu The National, Justina Vernona z Bon Iver i swojego stałego współpracownika Jacka Antonoffa. „Folklore” to cicha płyta, bez efekciarstwa, bez jednoznacznie popowych refrenów (może poza dwoma numerami), nagrana z gitarą i pianinem. Gdyby nie nagrała go Taylor Swift, „Folklore” pewnie skończyłby w głębokiej alternatywie. Spokojnie, już pierwszego dnia biła rekordy sprzedaży – z płytą, która kompletnie nie nadaje się na stadiony.

Bądźmy kulturalni: Kto nie posłucha nowej płyty Rasmentalism, ten gapa >>>

Taylor Swift zmyśla

A treść? Taylor Swift swego czasu słynęła z tego, że w piosenkach rozlicza byłych chłopaków albo wbija szpile byłym koleżankom. Dziś zaznacza, że na „Folklore” jest więcej zmyślonych historii niż materiału na plotki z życia gwiazd. „Linie oddzielające fantazję i rzeczywistość zacierają się, granice pomiędzy prawdą a fikcją są niemal niedostrzegalne. Spekulacja z czasem zaczyna być faktem. Mity, historie o duchach, bujdy. Bajki i przypowieści. Plotki i legendy. W izolacji moja wyobraźnia szalała i ta płyta jest tego wynikiem. Pisanie było moją ucieczką w fantazje, historię, wspomnienia” – napisała o „Folklore. O czym w takim razie czasem zmyśla, a czasem nie zmyśla Taylor Swift? O miłości, tęsknocie za bliskością, walce o siebie i złym patriarchacie („nikt nie lubi, gdy kobieta się wścieka” – takie feministyczne linijki u Taylor Swift cieszą podwójnie). „Folklore” to bardzo ładna płyta. Kanye faktycznie miałby przerąbane na listach.

Reklama

Kanye West jako prezydent USA proponuje milion dolarów dla wszystkich, którzy mają dzieci >>>

Reklama
Reklama
Reklama