Reklama

W tym artykule:

  1. Wiktor Waligóra w szczerym wywiadzie o emocjach, dojrzałości i nie tylko
  2. To nowy Dawid Podsiadło? Wiktor Waligóra zareagował na porównania do sławnego artysty
  3. Wiktor Waligóra o wzroście popularności i planach na przyszłość
Reklama

Ma dopiero 19 lat, a już udało mu się podbić serca słuchaczy i słuchaczek największych rozgłośni radiowych w Polsce (wy też na pewno znacie „Zagrajmy”), a także przekonać do siebie branżę. Topowe artystki oraz topowi artyści (w tym m.in. Natalia Przybysz, Artur Rojek czy Miuosh) wróżą mu wielką karierę. Mówią wprost – to przyszłość polskiej muzyki. Wiktor Waligóra, bo właśnie o nim mowa, jest prawdziwym objawieniem. Ma mocny głos i niesamowity talent. A jego twórczość można określić jako piękną mieszankę wrażliwości z dojrzałością. Młody artysta właśnie wydał swój debiutancki album. Z tej okazji rozmawiamy z nim o miłości do muzyki, emocjach, konfrontacjach ze sobą i innymi, a także o marzeniach.

Wiktor Waligóra w szczerym wywiadzie o emocjach, dojrzałości i nie tylko

Joanna Twaróg: Czym jest ten symboliczny świt, na który czekasz?

Wiktor Waligóra: Choć ta płyta opiera się na moich doświadczeniach i przemyśleniach, jest dość uniwersalna. Pisałem ją w taki sposób, by ludzie mogli się z nią utożsamić. Każdy może mieć swój świt. Może chodzić o miłość, jakiś cel w życiu prywatnym albo zawodowym. Dla mnie to przejście z etapu dziecięco-nastoletniego w dorosłość. Świt jest dla mnie pewnego rodzaju dojrzałością – zarówno życiową, jak i artystyczną, emocjonalną. Teraz muszę sam zajmować się pewnymi sprawami, pamiętać o nich. Ale mimo wszystko stwierdzam, że świt ciągle przede mną. Ciągle na niego czekam.

fot. materiały prasowe

Słuchając Twoich utworów, zapominam, że masz dopiero 19 lat. Skąd taka dojrzałość u tak młodego człowieka?

Jeśli tak uważasz, cieszę się. Sam miewam inne odczucia. Myślę, że ta pozorna dojrzałość wynika z tego, jak ważna jest dla mnie muzyka. Stanowi oś mojego życia. Dlatego staram się być szczery, jak najlepiej i najzgrabniej przekazywać to, co czuję. Sztuka, która opiera się na prawdziwych odczuciach, ma dla mnie najwięcej sensu. I do tego, przynajmniej w moim przypadku, służy. Emocje, których nie potrafię wyrazić, zamykam w piosenkach.

Dawid Tyszkowski: „Jestem totalnie nadwrażliwy” [Glamour Sound On]

Dawid Tyszkowski gościem w Glamour Sound On. Młody artysta opowiedział m.in. o swojej (nad)wrażliwości i ujawnił, za czym najbardziej tęskni. Zobaczcie szczery wywiad z autorem albumu „Mój kot zaginął i już raczej nie wróci”.

Naprawdę można pomyśleć, że zdążyłeś już dużo przeżyć w ciągu tych kilkunastu lat.

Może trochę. Jednak osoby w moim wieku mają skłonność do przerysowywania swoich wewnętrznych przeżyć. Niektórym może wydawać się, że jestem po wielu przejściach, a tak naprawdę wiodę raczej nudne życie. Natomiast taka tendencja do ubarwiania rzeczywistości może być przydatna w sztuce.

Czego nauczyłeś się, pracując nad swoim debiutanckim albumem?

Pomijając kwestie techniczne, które są raczej nudne, przekonałem się, jak wielkie znaczenie ma to, z kim pracujesz. Czy to nad płytą, czy podczas koncertów. Tworząc muzykę, trzeba otworzyć się przed słuchaczami. Ale jeszcze wcześniej trzeba otworzyć się przed swoimi współpracownikami, chociażby przed producentem. Dlatego to ważne, żeby mieć z tymi ludźmi głębsze relacje, żeby łączyło was coś więcej niż kwestie zawodowe. Jestem dość zamkniętą osobą. Uzewnętrznianie się przychodzi mi z trudem.

A na samym początku musisz otworzyć się przed samym sobą. Zgadzasz się?

To prawda, faktycznie. Jestem overthinkerem. W związku z tym kotłuje się we mnie sporo emocji. Po otwarciu zeszytu, w którym zapisuję teksty, przychodzi moment na stanięcie w prawdzie przed samym sobą. To bywa trudniejsze niż otworzenie się przed kimś innym. A jednocześnie ciekawe. Bo konfrontujesz się ze sobą, możesz się czegoś o sobie dowiedzieć, czegoś niekoniecznie fajnego. Mimo wszystko warto, wpływa to całkiem korzystnie na finalny produkt, czyli na piosenki.

Jesteś na początku swojej drogi, kariery. Zastanawiam się, jak wyglądało zderzenie Twoich wyobrażeń dotyczących branży muzycznej z realiami, które w niej panują?

To było coś bardzo pozytywnego. Patrząc na to z boku, wyobrażałem sobie wielkie gwiazdy. A jak poznałem różnych artystów, w tym osoby starsze ode mnie i swoich idoli, okazało się, że oni – podobnie jak ja – spełniają swoje marzenia. Wszyscy żyjemy muzyką. Mamy tę samą zajawkę. To nie jest gra, to nie są pozory. Cieszę się, że mogłem się o tym przekonać.

To nowy Dawid Podsiadło? Wiktor Waligóra zareagował na porównania do sławnego artysty

Wspomniałeś o swoich idolach. A ci mówią o tobie w samych superlatywach.

To prawda i to zawsze bardzo miłe. Wiąże się również z pewną presją, ale według mnie, w tym zawodzie jest ona konieczna.

fot. AKPA / Przemysław Świderski

Słyszałam, że mimo wielu komplementów i sukcesów na koncie, nie odbiła ci tak zwana sodówka, że pozostajesz sobą.

Nie mnie oceniać. Staram się podchodzić do wszystkiego, co dzieje się w moim życiu, z pokorą i wdzięcznością. Jeśli się to udaje, a mam nadzieję, że tak, bardzo się cieszę. Jeśli nie, przepraszam wszystkich.

Kajetan Wolas: „Poprosiłem o pomoc, bo było tak źle, że nie ogarniałem tego, co działo się w mojej głowie” [WYWIAD]

„Wciąż mówi się za mało o zdrowiu psychicznym, tematy z nim związane są za słabo nagłaśniane. Jeśli więc mogę dołożyć swoją cegiełkę do zwiększania świadomości w tym zakresie, chcę to robić” – przyznaje Kajetan Wolas – młody artysta, który otwarcie mówi (i śpiewa) o swoich trudnych doświadczeniach.
Kajetan Wolas
fot. materiały prasowe Sony Music

Nie męczą cię porównania do Dawida Podsiadły?

Dawid Podsiadło jest jednym z moich największych idoli. Po jego koncercie, który odbył się około sześć lat temu w Krakowie, uświadomiłem sobie, że muzyka jest czymś, czym chciałbym zajmować się na poważnie. I, faktycznie, byłem przedmiotem takich porównań. To miłe, traktuję je jako komplement. Natomiast nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że każdy młody chłopak, który zaczyna śpiewać, jest od razu porównywany do Dawida Podsiadły. Wszystkim wydaje się, że teraz każdy artysta chce być taki jak on ze względu na ogromny sukces, jaki osiągnął. Niestety takie zestawienia często nie mają ani sensu, ani większego uzasadnienia. Wiem, że Ignacy był do niego porównywany. Uwielbiam obu panów, ale moim zdaniem mają zupełnie inną wrażliwość, inny styl.

Myślisz czasem o tym albo, idąc o krok dalej, boisz się tego, jak sukces może wpłynąć na Twoje życie?

Nie. Do sukcesu jeszcze długa i zapewne wyboista droga. Jeszcze wiele może się wydarzyć. Żyję z przeświadczeniem, że spełniam swoje marzenia. Chciałbym ciągle się rozwijać.

Co dzieje się w momencie, w którym osoba tak introwertyczna, nieśmiała i wrażliwa, nagle znajduje się w przysłowiowym blasku fleszy?

To zależy. Na scenie mój introwertyzm znika. Czuję się tam dobrze. Lubię śpiewać przed ludźmi i obserwować ich reakcje. Podczas koncertów daję z siebie sto procent. Z kolei w innych sytuacjach, chociażby podczas wywiadów, towarzyszy mi duży stres. Jednak staram się wychodzić ze strefy komfortu, bo może mieć to korzystny wpływ na mój rozwój.

fot. AKPA / Piętka Mieszko

Wiktor Waligóra o wzroście popularności i planach na przyszłość

Zauważasz już pierwsze konsekwencje popularności?

Sporadycznie. Wydaje mi się, że jeszcze daleko mi do poziomu, w którym ktoś staje się rozpoznawalny na ulicy w Polsce. To nie jest tak powszechne, jak mogłoby się wydawać. I bardzo to sobie cenię.

A chciałbyś w ogóle dojść do takiego poziomu popularności?

Jeśli to jest potrzebne do tego, by grać największe koncerty, nie mam z tym problemu. Mogę ponieść ten koszt. Z największą przyjemnością.

Czego boi się Krzysztof Zalewski? „Mam wrażenie, że jestem w drugiej połowie meczu, swoje już przeżyłem” [Glamour Sound On]

Jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych artystów na polskiej scenie muzycznej, Krzysztof Zalewski, otworzył się na tematy związane z emocjami, męskością i ojcostwem. Czego się boi? Co jest jego religią? Odpowiedzi poznacie, oglądając 18. odcinek Glamour Sound On.

Spędziłeś rok w Stanach Zjednoczonych. Myślałeś o tym, by wrócić do USA i właśnie tam rozwijać swoją karierę?

W sumie nigdy o tym nie myślałem. Jest tam wystarczająco dużo muzyków, którzy próbują się przebić. Nie potrzebują kolejnego imigranta z gitarą. Natomiast nie ukrywam, że podoba mi się sposób, w jaki podchodzi się tam do osób interesujących się muzyką i jak mocno wspiera się ich rozwój. Uchodzą za naprawdę cool. Niestety w Polsce nadal panuje przekonanie, że chłopak powinien biegać za piłką, a nie zajmować się czymś takim, jak sztuka.

Doświadczyłeś tego?

Nie. Mam to ogromne szczęście, że rodzice zawsze mnie wspierali i dawali dużą swobodę. Co ciekawe, w piłkę też grałem. Po prostu w pewnym momencie jedna pasja wygrała z drugą. Ale miałem ten wybór. To bardzo zdrowe podejście, jestem za nie wdzięczny. Fajnie, gdyby inni rodzice też myśleli w ten sposób – żeby pozwolili swoim dzieciom próbować, a potem ewentualnie rezygnować. Określanie tej drogi za nie, nie jest najlepszym pomysłem. To właśnie dlatego nie jestem fanem idei szkoły muzycznej. Sześciolatek, z całym szacunkiem do wszystkich sześciolatków, raczej nie wie, jak powinno wyglądać jego życie. A nauka w szkole muzycznej to ogromne obciążenie, poza tym wymaga wielu wyrzeczeń. Oczywiście, daje dużo. Ale chyba zabiera więcej.

W jakim kierunku chcesz rozwijać swoją karierę?

W przód i do góry. Myślę już nad kolejną płytą. Chciałbym stawiać na żywość i organiczność w muzyce. To mój cel. Jednak nie stawiam sobie żadnych deadline’ów, ani innych ograniczeń, ponieważ to bardzo stresujące. Co więcej, chcę grać jak najwięcej koncertów. To esencja mojego życia.

O czym marzysz?

Reklama

Chciałbym jak najdłużej robić to, co robię. Grać coraz więcej koncertów dla coraz szerszego grona odbiorców.

Reklama
Reklama
Reklama