Reklama

Asia Twaróg: Masz więcej szczęścia czy pecha w swoim życiu?

Reklama

Vanessa Aleksander: Mam zdecydowanie więcej szczęścia. Raczej nie upatruję swoich niepowodzeń w kategorii pecha. Lubię brać odpowiedzialność za to, co dzieje się w moim życiu i myśleć o sobie jako o osobie sprawczej.

Czyli wierzysz, że masz wpływ na swój los, a nie w to, że wszystko jest zapisane w gwiazdach?

Tak. Nie chciałabym oddawać swojego losu jakiejś sile wyższej. Oczywiście, na linii mojego życia dochodzi do przypadków, w tym do nieoczekiwanych spotkań, które doprowadzają mnie do różnych miejsc. Prawdopodobnie nie mogłabym uprawiać swojego zawodu w takiej intensywności, w jakiej to robię, gdyby nie szanse, które otrzymałam od innych. To z kolei nie do końca było zależne ode mnie.

Ale to Ty potrafisz te szanse wykorzystywać. I to już Twoja zasługa.

Mam nadzieję, że tak. Jestem bardzo pracowitą i oddaną osobą. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym daję sto procent z siebie. To mogło w jakimś stopniu przyczynić się do tego, w jakim miejscu się znajduję. Natomiast te nieplanowane spotkania, o których wspomniałam, mogły wiele zmienić. Jestem prawie pewna, że gdybym nie zerwała się z lekcji angielskiego, żeby pójść na casting do „Wojennych dziewczyn”, nie rozmawiałybyśmy teraz ze sobą. Bo nie zrobiłabym swojego pierwszego serialu. Mój kumpel spotkał producenta w centrum handlowym. Dzięki temu, że niechcący przypomniał mu o sobie, zaproszono go na casting do roli, którą finalnie dostał. Na takie przypadkowości nie mamy wpływu, ale rzeczywiście staram się wykorzystywać prezenty, które daje mi los.

Nie pytam Cię o to bez powodu. Twoja bohaterka w filmie „Klątwa” ma ogromnego pecha i dowiaduje się, że może to być spowodowane klątwą, którą rzucono na jej rodzinę. Co ujęło Cię w tej historii? Dlaczego zdecydowałaś się na udział w tej produkcji?

Chciałam zweryfikować swoje umiejętności komediowe w innym formacie niż mockument. Widzowie mogli poznać mnie od tej strony tylko w „The Office PL”. Te produkcje są skrajnie różne, w związku z czym „Klątwa” stanowiła dla mnie interesujące wyzwanie. Była także szansą na spotkanie ze świetnymi aktorkami. Jestem typową „girl’s girl” – lojalną wobec dziewczyn, walczącą o ich prawa. Bardzo lubię pracować z kobietami. Dodatkowo ten scenariusz mnie bawił. Nie znałam jeszcze takiej historii o dziewczyńskiej rodzinie, która ma takiego pecha. Na papierze wydawała się naprawdę fajna.

fot. Jarosław Sosiński / materiały prasowe
fot. Jarosław Sosiński / materiały prasowe

Obsada to jeden z najsilniejszych elementów „Klątwy”. Czułaś kobiecą solidarność na planie?

Absolutnie tak. Pani Danusia Stenka to moja idolka z lat nastoletnich. Oglądałam wszystko, w czym występowała. Filmy, seriale, ale również sztuki teatralne. Nasze spotkania w pracy osadzają mnie w tym, gdzie jestem. Przypominają, że spełniają się moje marzenia. Poznałam ją na planie „Wojennych dziewczyn”. Potem grałyśmy razem w „Hejterze” Janka Komasy, czyli w moim debiucie fabularnym. Przecięłyśmy się jeszcze przy okazji innych projektów i teraz ponownie w „Klątwie”. Za każdym razem imponuje mi tym, jak bardzo uważną i pokorną jest osobą. Tak naprawdę mogę powiedzieć to o każdej kobiecie z tej obsady – o pani Ani Nehrebeckiej czy Agnieszce Więdłosze. Wydarzył nam się wyjątkowo czuły na siebie skład, co bardzo doceniam.

fot. Jarosław Sosińki / materiały prasowe
fot. Jarosław Sosińki / materiały prasowe

Hasła takie jak „girl power” czy „sisterhood” zostały już wykorzystane na wszelkie możliwe sposoby, w tym te nie do końca trafne. Jednak dziewczyńskość, o której rozmawiamy, jest wspaniała i warto ją celebrować. Dostrzegasz ją w swoim życiu na co dzień?

Tak naprawdę mam tylko kilku bliskich mężczyzn. Z większością z nich jestem spokrewniona. Zdecydowanie najbliższe są mi kobiety. W mojej rodzinie są one bardzo silne, wyraziste, charakterne, pełne pasji i miłości. Podziwiam moją mamę, babcię, ciocię, siostrę cioteczną... Mam wrażenie, że przez to, jaki wyciągnęłam wzór z domu, teraz nawiązuję relacje z podobnymi do nich osobami. Otaczam się wspaniałymi – dobrymi, mądrymi i utalentowanymi kobietami. Absolutnie wierzę w dziewczyńskość, w lojalność między nami i myślę, że mogę nazwać się feministką. Cieszę się, że żyjemy w czasach, w których coraz częściej mówi się o kobiecej sile. Choć masz rację, że takie pojęcia wycierają się, bo nie są wykorzystywane w adekwatny sposób, za to wciąż trywializowane. Niemniej jednak dla mnie mają ogromne znaczenie i moc.

Rozmawiamy w okolicach Dnia Kobiet. Powiedz, proszę, czego z tej okazji życzysz sobie i innym?

Spokój jest dla mnie niezwykle ważny. Dlatego życzę sobie oraz wszystkim kobietom, by nie tylko go czuły, ale również potrafiły same go sobie wygenerować. Chciałabym, żebyśmy pamiętały, że niezależnie od momentu, w którym jesteśmy, nie musimy przeglądać się w niczyich oczach, że jesteśmy wyjątkowe i wartościowe. Wiem, że kobiety często nie są dostrzegane, słyszane, uwzględniane... Życzę im, żeby czuły się – tylko albo aż – zauważone.

Siostra Twojej bohaterki z „Klątwy”, w którą wcieliła się Agnieszka Więdłocha, wypowiada jedno piękne i bardzo potrzebne zdanie: „Ja chcę się móc choć raz rozsypać”. Dajesz sobie na to przyzwolenie?

Myślę, że tak. Moja skrajna wręcz wrażliwość nie pozwoliłaby mi inaczej. Jestem dość dobrze skomunikowana z sobą i swoimi emocjami. Natomiast przyznaję, że mam trudność z tym, by nie działać w pełni swojego potencjału, żeby sobie odpuszczać i nabierać dystansu do ewentualnych niepowodzeń. Przede mną jeszcze dużo pracy.

Jakiej? Co robisz, by być bliżej samej siebie?

Najważniejszym narzędziem jest dla mnie terapia. Poza tym coś, co może wydawać się trywialne, co sama bagatelizowałam przez długi czas, czyli aktywność fizyczna. Oczywiście, mówienie „wyjdź na spacer”, „pobiegaj” – podanie tego w bagatelizujący, nieprzemyślany sposób może być krzywdzące dla osób w kryzysie psychicznym. Natomiast nie ukrywam, że w moim przypadku wysiłek fizyczny rzeczywiście pomaga z lękliwością. Słuchanie swojego ciała, zdrowe jedzenie, suplementacja, właściwa regeneracja również. Nie mówię, że radzę sobie z tym bezbłędnie, ale dzięki temu osadzam się bardziej w sobie i odsuwam lęki na bok. Dotykam spokoju, który kiedyś wydawał mi się czymś nieosiągalnym.

fot. Jacek Kurnikowski/AKPA
fot. Jacek Kurnikowski/AKPA

O terapii mówi także Twoja bohaterka w „Klątwie”. Jako widzka, która ma za sobą tego typu doświadczenie, cieszę się, że twórcy i twórczynie normalizują ten temat. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

Tak, absolutnie. Myślę, że przez to, co wydarzyło się w moim życiu – jak często mówiłam o terapii i zachęcałam do niej swoich odbiorców oraz odbiorczynie, to doświadczenie stało się dla mnie czymś naturalnym. Nie jest obarczone żadnym ciężarem czy tabu. Ale przyznam szczerze, że w tamtym roku znalazłam się w sytuacji, w której ważna dla mnie osoba miała trudność z przyznaniem przede mną i resztą najbliższych, że uczęszcza na terapię. I był to ktoś z naszego pokolenia. Jeśli więc ludzie widząc, że taka kwestia jest poruszana w dość lekkim, komediowym, wręcz familijnym filmie, uświadomią sobie, że terapia nie jest czymś wstydliwym, to jest to właściwy kierunek dla twórców oraz twórczyń.

Nie przesadzę, jeżeli powiem, że należysz do grona najpopularniejszych, a do tego najbardziej cenionych aktorek młodego pokolenia w Polsce. Jesteś zadowolona z miejsca, w którym się teraz znajdujesz?

Tak i nie. Jeśli miałabym Ci szczerze odpowiedzieć, czy jestem zadowolona z miejsca, w którym się znajduje, powiedziałabym, że w życiu prywatnym – bardzo. Nigdy wcześniej nie miałam takiej świadomości swoich potrzeb, tego, co jest dla mnie zdrowe i odpowiednie, jak mam teraz. Natomiast w sferze zawodowej są rzeczy, które chcę eksplorować. W wyniku pracy wykonanej na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, znalazłam się w pozycji, w której mogę czuć się dość komfortowo i bezpiecznie. Traktuję to jak przywilej. To może trwać chwilę. Biorę pod uwagę pewne zmiany, bo ten zawód charakteryzuje się brakiem stabilności. Jest jeszcze wiele ról, o których marzę. Wiele rzeczy, których nie miałam okazji nawet dotknąć, spróbować do tej pory. Ekscytuje mnie to, ponieważ wierzę, że czekają na mnie w przyszłości. Mam nadzieję, że czekają na mnie kolejne wyzwania, na pewno będę bardzo na to pracować.

fot. Piętka Mieszko/AKPA
fot. Piętka Mieszko/AKPA

Nie lubię określenia „work-life balance”, ale chciałam cię zapytać, czy potrafisz rozgraniczać sfery prywatną i zawodową, a dzięki temu odpowiednio opiekować się każdą z nich?

Próbuję. Wydaje mi się, że w miarę mi to wychodzi, ponieważ skutecznie oduczyłam się umierania w imię tego zawodu, składania mu wszystkiego w ofierze. Nie do końca mnie to interesuje. Wychodzę z założenia, że jeśli nie zadbam o siebie prywatnie, nie ma opcji, żebym była sprawna i skuteczna na planie albo w teatrze. Też nie przepadam za słowem balans, ale mimo wszystko staram się o niego dbać. To wynika z tego, jak niestabilny jest mój zawód. W okresach zdjęciowych, gdy spędza się kilka miesięcy w pracy – od rana do nocy, non stop, trudno mówić o jakimkolwiek balansie. Te normy pracy są ściśle określone, więc nie mam za wiele do gadania. Jednak przez ostatnie miesiące skupiam się na teatrze, audiobookach, dubbingach i innych rzeczach, którymi mogę zarządzać czasowo. Staram się stawiać na to, co dla mnie dobre i mniej myśleć o tym, czego inni chcieliby dla mnie.

Czy ten rok zapowiada się dla Ciebie intensywnie pod względem zawodowym?

Reklama

Tak. Czekam na wejście na trzy plany filmowe. Wracam do piątego sezonu „The Office PL”. Jest bardzo dużo teatru i pracy głosowej. Kilka projektów jeszcze się klaruje. Ale wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie tak samo intensywny jak poprzedni, co mnie cieszy, bo bardzo lubię pracować. Chcę wykorzystać ten czas, kiedy jeszcze nie mam rodziny i nie muszę się jej poświęcać, właśnie na pracę. Jednak tym razem z dużą dbałością o swój komfort i własne granice.

Reklama
Reklama
Reklama