Reklama

Kilka godzin po rozdaniu najważniejszych filmowych nagród, gdy emocje nieco opadły, można pokusić się o stwierdzenie, że nie tylko najlepsze kreacje gwiazd na czerwonym dywanie czy same statuetki były kluczowym akcentem tegorocznej gali. Ciężar spoczął także zupełnie gdzie indziej – podobnie jak w przypadku Złotych Globów, ceremonia wręczenia Oscarów nie mogła odbyć się bez zaakcentowania kwestii związanych z akcjami #metoo i Time’s Up.

Reklama

ZOBACZ TAKŻE: Oscary 2018: kreacje gwiazd. Zobaczcie najpiękniejsze stylizacje >>>

Pierwszym sygnałem, że chcąc nie chcąc ten temat będzie obecny, była decyzja Casey’a Afflecka o niepojawieniu się na ceremonii. Prowadzącemu galę Jimmy’emu Kimmelowi z kolei zależało, by w kontekście oscarowego święta nie narażać ofiar na konfrontację z traumami. Jednak w obliczu jednej z najbardziej wstrząsających afer ostatnich lat, którą uruchomiła lawina oskarżeń pod adresem Weinsteina, niemożliwym było pominięcie tej kwestii. Sam w swym przemówieniu zręcznie, z należytym szacunkiem, ale też nutką humoru, do niej nawiązał.

Nie ma naszej zgody na dalsze przymykanie oka na wykorzystywanie kobiet. Świat nas obserwuje. Jeśli możemy zjednoczyć siły i przeciwstawić się molestowaniu seksualnemu kobiet w miejscu pracy, to będą one musiały walczyć o siebie tylko… we wszystkich innych miejscach poza tym jednym.

- z naciskiem jednak na to, by celebrować siłę i zwycięstwa kobiet (a jeśli chodzi o Oscary, powiedzmy, że jest za co wznieść toast) i to te właśnie uczynić centralnym punktem tej nocy. I tak naprawdę właśnie w taki sposób na oczach oglądających, nieoczekiwanie narodził się kolejny rozdział akcji #metoo.

Wiele kobiet poruszyło ten wątek, ale nie bezpośrednio i w zupełnie innym kontekście, niż moglibyśmy się spodziewać. Podczas gdy oczekiwaliśmy mocnych przemówień większość tych, które zabrały głos, wcale nie nawiązały do molestowania. W jaki sposób więc zwrócono uwagę na kobiety? Właśnie stawiając je w centrum uwagi i podkreślając ich dokonania. To był wyjątkowy i bardzo mocny gest – wiele aktorek zwróciło się imiennie do koleżanek, nie szczędząc im słów uznania i podkreślając, że stają ramię w ramię z mężczyznami mającymi w filmowym biznesie monopol.

Autorką jednej z najbardziej wzruszających przemów była Frances McDormand, która odebrawszy Oscara za główną rolę w Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri poprosiła, by wszystkie kobiety nominowane w tym roku powstały. Swoją nagrodę dedykowała właśnie im.

W jej ślady poszła Emma Stone, która tuż przed ogłoszeniem werdyktu w kategorii Najlepszy Reżyser, wymieniła nominowaną Gretę Gerwig imiennie, podczas gdy resztę określiła jako czterech mężczyzn. Tym gestem wyróżniła aktorkę i producentkę działającą na polu całkowicie zdominowanym przez mężczyzn.

ZOBACZ TAKŻE: 10 ciekawostek o Oscarach, których prawdopodobnie nie wiedzieliście >>>

Nie zabrakło też momentów bezpośrednio odnoszących się do afery rozpętanej przez niesławnego producenta. Ashley Judd, Anabella Sciorra i Salma Hayek, będące jego ofiarami, przygotowały wzruszający speech, w którym przywołując głosy nominowanych apelowały o szacunek względem wszelkiej natury różnic i porzucenie stereotypów, kierując do obecnych wzmacniający przekaz.

Jak oceniacie, jest szansa i gotowość na to, by zmienić bieg dyskusji w kwestiach związanych z ruchem #metoo i inicjatywą Time’s Up, i skierować energię i działania w tych obszarach na nowe tory?

Reklama

ZOBACZ TAKŻE: Oscary 2018: czy tak wygląda NAJGORSZA sukienka wczorajszej gali? >>>

Reklama
Reklama
Reklama