Magdalena Koleśnik dla GLAMOUR: „Jako aktorka pracuję ciałem i chcę nim przekazać to, co piękne, zdrowe, naturalne, różnorodne”
Tuż przed premierą filmu „Ukryta sieć” Magdalena Koleśnik opowiada nam o hejcie i zmianie w życiu, jaką jest macierzyństwo.
- Marta Krupińska
1 września do kin wchodzi „Ukryta sieć” – film z Tobą w roli głównej (w reżyserii Piotra Adamskiego), który porusza ważne kwestie hejtu, cyberprzemocy i zagrożeń w internecie. Doświadczyłaś ich osobiście tak, jak Twoja bohaterka?
Wiem, że jestem w grupie ryzyka i są w sieci strony, na których jakiś ktoś albo ktosie nielegalnie zamieszczają wyrwane z kontekstu filmowe sceny seksu czy negliżu z udziałem aktorek i aktorów. Nie mogę się jednak przed tym uchronić, bo nie mam na to czasu, narzędzi, środków. Brakuje nam zarówno regulacji prawnych, jak i uwrażliwienia społecznego. Zdarza się też, że osoba pisze do mnie, jakbym była usługą, którą opłaciła, z niezadowoleniem, że odeszłam z danej produkcji, czy opiniami dotyczącymi nawet nie tyle mojej roli, ile jej własnej interpretacji tego, jak się zachowuję prywatnie. Ktoś daje sobie prawo, by przełamać barierę mojej odrębności i nietykalności osobistej, a przecież się nie znamy i nie powinno się tego robić. Takie zachowania są krzywdzące, czasem wręcz przerażające, gdy są to np. życzenia śmierci, czego też doświadczyłam. Ktoś to robi, bo czuje się bezkarny.
I jak działasz w takich sytuacjach?
Blokuję, zgłaszam, ale taka osoba i tak przecież może sobie założyć nowe konto. Mocno ograniczyłam też swoją obecność w mediach społecznościowych. Profil na Instagramie założyłam na potrzeby filmu „Sweat” i byłam tam całkiem aktywna, jednak do czasu. To, że hejterzy zaczęli się do mnie dobierać, było jednym z powodów mojego wycofania. Czułam się tak, jakby obcy ludzie mieli klucze do mojego mieszkania i wchodzili sobie, kiedy chcą. Mam poczucie, że wzbudzam silne i skrajne emocje, albo ktoś mnie lubi, albo widzi we mnie coś niewłaściwego i mnie o tym informuje, np. że moje dzieci będą się za mnie wstydzić. Parę razy jednak udało mi się zebrać siły, by wykonać edukacyjno-społeczny gest i wytłumaczyć takim osobom, zwykle facetom, że to nie jest komplement, gdy piszą mi, że mam fajne cycki czy dupę, bo się nie znamy i ja sobie tego nie życzę. Ale też nie traktuję tego jako obowiązku, bo to mnie kosztuje sporo czasu i emocji, tym bardziej gdy ktoś jest nie fair wobec mnie.
Nie do końca fair jest też Twoja bohaterka Julita, żądna sensacji redaktorka portalu plotkarskiego. Wszystko zmienia się jednak, gdy sama pada ofiarą nadużycia w sieci i ktoś nielegalnie upublicznia jej intymne nagrania.
Julita przyjmuje wtedy aktywistyczną postawę. Utrzymuje, że nie zrobiła nic złego i to nie ona jest winna, tylko sprawca, który się tego dopuścił. Niestety w naszym kraju wciąż to osoby pokrzywdzone są nakłaniane do tego, by się wstydzić, ukrywać, jak choćby w niedawnej sprawie, gdy gwałciciel został uniewinniony, bo ofiara nie krzyczała. Bardzo mnie to boli, podobnie jak fakt, że najbardziej chwytliwe informacje w mediach są niestety negatywne. Sposób narracji i język dziennikarzy portali plotkarskich są mocno oceniające, silnie nacechowane emocjonalnie, by stymulować odbiorców, i nierzadko krzywdzące. Wydarzenia i uczestniczące w nich osoby są często opisywane tak, by można je było podciągnąć pod coś niestosownego. Sama tego doświadczam, ostatnio przy okazji rozdania nagród filmowych Orły. Tak się złożyło, że byłam wtedy w ciąży. Nie poszłam tam z zamiarem afiszowania się z moim ciążowym brzuchem, ale w sieci pojawiły się takie nagłówki, sugerujące, że się obnoszę, chwalę czy że przesadziłam. A ja po prostu przyszłam na galę w ramach swoich obowiązków zawodowych i nominacji do nagrody, będąc w tamtym czasie w ciąży, i tyle.
Niedawno urodziłaś córeczkę. Czy jako mama jeszcze ostrożniej podchodzisz do kwestii prywatności i bezpieczeństwa w sieci?
Choć wydawało mi się, że ten problem nas jeszcze nie dotyczy, bo córka jest malutka, to gdy pewna osoba z naszej bliskiej rodziny chciała prywatnie podzielić się jej zdjęciem na swoich mediach społecznościowych, zapaliła mi się czerwona lampka i poprosiłam, by tego nie robiła. W związku z tym, że jestem osobą publiczną, takie zdjęcie może łatwo zostać dołączone do artykułów o dowolnej treści i hulać po sieci, czego bym nie chciała z racji szacunku do tej małej istoty i poważnego jej traktowania. Mam świadomość, że najwięcej pracy czeka mnie i mojego partnera, gdy sama stanie się użytkowniczką internetu. Mamy zamiar edukować w tej materii zarówno córkę, jak i siebie.
W kwestii bezpieczeństwa i komfortu sporo zmieniło się też w branży filmowej. Obecność koordynatora scen intymnych jest dziś na wielu planach wręcz standardem. Przy „Ukrytej sieci” też była taka osoba?
Nie, dlatego że ja o to poprosiłam. W tej konkretnej sytuacji uznałam, że tak będzie lepiej. To było ekstremalne zadanie aktorskie, ale miałam wtedy na to otwartość. Jako aktorka pracuję ciałem i chcę nim przekazać to, co piękne, zdrowe, naturalne, różnorodne. Nie zgadzam się z poglądem, że nagie ciało jest grzeszne, pornograficzne, a aktorki, które je pokazują, też takie są. Dlatego chcę to ciało oswajać, przywracać mu jego naturalne właściwości, głównie zdrowie. Dla mnie stanowi ono opozycję do pornografii, która jest chorobą. Nie mówię o pornografii opartej na konsencie, świadomym sex workingu, który jest pracą jak każda inna, tylko o skrzywionej patriarchalnej pornografii czy wypuszczaniu intymnych treści bez zgody osób, których one dotyczą.
A jak macierzyństwo zmieniło twój stosunek do ciała? Stałaś się wobec niego bardziej łaskawa, gdy poczułaś jego nową moc?
Choć urodzenie dziecka to najbardziej naturalna rzecz na świecie, jednocześnie jest to wielkie dokonanie. Rodziłam w domu, naturalnie, przez dwa dni i było to gigantyczne wyzwanie dla mnie, mojego ciała, duchowości, psychiki, moich bliskich, dla położnej, która z nami rodziła, i moich zwierząt. Ale kiedy to się w końcu dokonało, dało mi olbrzymią siłę, wiarę w siebie i w to, że jesteśmy podłączeni do sił natury. Dzięki temu inaczej postrzegam też ciało, które mam teraz inne niż wcześniej – miękkie, mleczne, oddane dziecku, by było mu mięciutko i cieplutko. Mam do niego łaskawy, wręcz miłosny stosunek. To mnie zaskoczyło, bo przechodziłam zaburzenia odżywiania, które, choć od lat nie są aktywne, to gdzieś tam z tyłu głowy cały czas się tlą. Ale dzięki terapii nie striggerowało mnie, że to ciało się zmieniło. Jestem mu wdzięczna, żeśmy to razem przeszły i nawet nie tyle mu wybaczam, co przyjmuję z otwartym sercem, że jest teraz inne. Ono uchroniło mnie przed bólem połogu, bo nie miałam urazów krocza, wydało na świat moją córkę, więc nie chcę się do niego dopieprzać, że jest go więcej. Wierzę też, że nie tylko w tak ekstremalnych okolicznościach warto spojrzeć na ciało inaczej – poza tym, czy mieści się w wąskich kanonach estetycznych. Dla mnie ono jest odjazdowym wehikułem zdrowia, przyjemności, od poczucia wiatru na nim, przez surfowanie, po intymność z moim partnerem, dzieckiem, zwierzętami. I dokonuje znacznie większych rzeczy niż stworzenie sześciopaka.
Dajesz sobie i swojemu ciału chwilę wytchnienia od pracy i skupiasz się na roli mamy czy myślisz już o kolejnych rolach filmowych?
Chcę jak najbardziej naładować córkę bliskością i miłością w tym pierwszym okresie, więc temu poświęcam teraz największą uwagę. Razem z moim partnerem radzimy sobie różnie, czasem super, czasem fatalnie, czasem pomagają nam nasze mamy, przyjaciele, kiedy indziej jesteśmy zupełnie sami czy ja jestem sama. I tak pomiędzy karmieniem a przewijaniem, radością i rozpaczą przyciągam myślami wartościowe projekty, bo każdą postać nasycam moimi przeżyciami i refleksjami. Myślę, że będzie to dla mnie bardzo ciekawe – wrócić na plan naładowana i przetransformowana wewnętrznie tymi pięknymi doświadczeniami. Bardzo chciałabym się nimi podzielić.