Karin Ann: „Było ze mną tak źle, że nie byłam w stanie chodzić o własnych siłach” [WYWIAD]
Artystyczna dusza, która uparcie walczy o swoje i to, na czym jej zależy najbardziej. Karin Ann, wschodząca gwiazda indie popu zza naszej południowej granicy, powraca po chwilowej przerwie, którą zmuszona była wziąć po tym jak doszła do kresu wytrzymałości. Dziś już wie, jak zachować balans i odważnie spełnia swoje muzyczne i aktorskie marzenia.
Karin Ann to pochodząca ze Słowacji młoda i charyzmatyczna artystka, o której w naszym kraju zrobiło się głośno w 2021 roku, gdy wyruszyła w trasę koncertową z Sanah. Krótko potem wywołała niemałą medialną burzę, gdy w programie na żywo na antenie TVP owinęła się tęczową flagą i zadedykowała swój występ społeczności LGBTQ. Choć jej międzynarodowa kariera zaczęła nabierać sporego rozpędu, w pewnym momencie nagle zniknęła i przestała koncertować. Na szczęście w końcu udało się jej pokonać osobisty kryzys i na nowo rzuciła się w wir pracy. Dla swoich fanek i fanów szykuje wiele niespodzianek i ekscytujących projektów – nie tylko muzycznych, ale także aktorskich. W wywiadzie dla GLAMOUR ambitna Słowaczka opowiada o pułapkach show-biznesu, przygodach w Hollywood, roli w ekranizacji bestsellerowej powieści „Tatuażysta z Auschwitz”, swojej metamorfozie i planach na przyszłość.
***
Robert Choiński / GLAMOUR: W Polsce usłyszeliśmy o tobie za sprawą Sanah, która zabrała cię ze sobą na swoje ogólnopolskie tournée #Nosory Tour. Słyszałaś o tym, że wkrótce będzie grała solowe koncerty na stadionach?
Karin Ann: Nie wiedziałam o tym. Aktualnie niestety nie jestem w stanie śledzić wszystkich newsów. Ale kocham jej muzykę i wciąż jestem na bieżąco z jej twórczością. To wspaniałe wieści! Jestem z niej dumna. Ona jest naprawdę wspaniała i uważam, że na to zasłużyła.
Głośno było także o twoim występie w programie „Pytanie na śniadanie”. Odczułaś skutki tego wydarzenia?
Reakcje były mieszane. Osobiście, na moich profilach w mediach społecznościowych spotkałam się głównie z pozytywnym odzewem. Ale wiem, że było też trochę negatywnych opinii, głównie w mediach. Nie spodziewałam się, że wywołała to aż taki szum. Świadczy o tym chociażby fakt, że jestem o to pytana w 2023 roku (śmiech).
Wiem, że tematyka LGBTQ wciąż jest ci szczególnie bliska. Która kwestia jest dla ciebie najważniejsza?
Jest wiele spraw, które są ważne, zwłaszcza ostatnio, bo świat niestety trochę wariuje. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ludzie tak bardzo troszczą się o życie innych ludzi. To dla mnie wręcz trochę zabawne, jak bardzo. Sama nie rozmyślam na co dzień o seksualnym czy prywatnym życiu innych ludzi. Dlaczego więc tak wielu ludzi zaprząta sobie tym głowę? To dla mnie niedorzeczne. Wszyscy po prostu chcemy równości. Niezależnie od tego, czy chodzi o społeczność LGBTQ, prawa kobiet, prawa osób transpłciowych czy cokolwiek innego. Nie chcemy niczego więcej niż inni ludzie. Odnoszę wrażenie, że część osób myśli, że jeśli uzyskamy równość, to zyskamy więcej niż oni, co nie jest prawdą. Staram się uświadamiać innych w tej kwestii, jak tylko mogę.
Karin Ann - kim jest piosenkarka, która wyciągnęła tęczową flagę w „Pytaniu na śniadanie”?
Takiej akcji w Telewizji Polskiej jeszcze nie było. Znana z występów z Sanah wokalistka Karin Ann przechytrzyła wydawców z Woronicza i zamanifestowała w porannym programie swoje wsparcie dla polskiej społeczności LGBTQ. Co wiemy o tej niepokornej artystce?W ostatnich latach nie oszczędzałaś się. Słyszałem, że niestety odbiło się to na twoim zdrowiu.
W pewnym sensie mam szczęście, że stało się to tak wcześnie. Oczywiście to było do bani i wcale mi się to nie podobało. Do tej pory borykam się z następstwami tego, co się wydarzyło. Lepiej jednak, że stało się to po 3 latach koncertowania, niż dopiero za 10 lat, kiedy działoby się dużo innych rzeczy. Za 10 lat będę miała trzydziestkę i nie wyobrażam sobie tego, że dopiero wtedy miałabym nauczyć się zachowywania balansu.
Myślę, że tak wielu artystów schodzi na złą drogę, ponieważ nie wiedzą, jak sobie radzić z tym wszystkim, co się wokół nich dzieje. Często zwracają się wtedy w stronę używek, wpadają w towarzystwo osób, które mają na nich zły wpływ. To wszystko potem odbija się na ich zdrowiu. Dzięki temu, że mój kryzys nastąpił tak wcześnie, wiem teraz, kiedy zrobić krok wstecz.
Nadal się tego uczę. Wciąż próbuję to rozgryźć, ale coraz lepiej radzę sobie z równowagą między życiem zawodowym i osobistym. W pewnym momencie było jednak ze mną tak źle, że nie mogłam chodzić o własnych siłach. Chodziłam od lekarza do lekarza, ale nikt nie był w stanie stwierdzić, co mi jest.
Udało ci się w końcu dowiedzieć, co się z tobą stało?
W zasadzie nie była to żadna konkretna choroba. Byłam po prostu przepracowana, wypalona, zestresowana i obarczona tak ogromną presją, że to w końcu zebrało żniwo. Byłam zmuszona zrobić krok wstecz. To sprawiło, że przewartościowałam wiele rzeczy.
Teraz szczęśliwie wracasz na właściwe tory. W marcu wydałaś nowy singiel „if i fall for you”. Czym jest dla ciebie ten utwór?
Ta piosenka wiele dla mnie znaczy. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to mój ulubiony spośród wszystkich wydanych dotąd utworów. Oczywiście mam swoich ulubieńców wśród niewydanych jeszcze kawałków, ale na nie ludzie muszę jeszcze trochę zaczekać. Co ciekawe, „if i fall for you” opowiada o osobie, z którą mi nie wyszło. W tle mamy więc tu złamane serce, ale napisałam ją jeszcze zanim do tego doszło. Piosenka powstawała bowiem w tym początkowym momencie naszej znajomości, gdy jeszcze nic nie było pewne. Wiedziałam, że lubię tę osobę, ale nie wiedziałam, czy w to brnąć, czy coś z tego wyjdzie, czy przypadkiem nie będę przez to potem cierpieć.
Ostatecznie nam nie wyszło, co jest dość zabawne, bo właśnie nad tym się zastanawiam w tym utworze.
Napisałam ją w lutym 2022 roku, czyli już ponad rok temu. W międzyczasie ten utwór stał mi się szczególnie bliski. I to nie tylko ze względu na jego brzmienie, choć oczywiście je uwielbiam. Stało się tak przede wszystkim za sprawą teledysku. Kręcenie tego klipu było doskonałą zabawą, podczas której poznałam naprawdę wspaniałych ludzi, który dziś są moimi przyjaciółmi. No i nakręciłam go w Los Angeles. W życiu nie spodziewałam się, że będzie mi dane tego doświadczyć. Jest więc tu nutka smutku, ale na ten moment zdecydowanie przeważają pozytywne wspomnienia.
Poniekąd odpowiedziałaś już na moje następne pytanie, bo chciałem cię zapytać o teledysk do „if i fall for you” właśnie. Jest bardzo filmowy. Jak to się stało, że nakręciłaś ten przepiękny obrazek w Hollywood?
Z tym też wiąże się dość zabawna historia. Poleciałam do Los Angeles, aby popracować z tamtejszymi producentami muzycznymi. Zbiegło się w to w czasie z premierą utworu, do którego wciąż nie mieliśmy teledysku. Miałam w głowie pomysł na klip, ale nie mieliśmy czasu go nakręcić. Najpierw byłam w Londynie, potem leciałam do Ameryki, zwyczajnie nie było kiedy tego zrobić. Wpadliśmy więc na szalony pomysł, aby nakręcić go właśnie w Los Angeles. I to faktycznie się udało. Co prawda był to dość długi proces, bo pierwotnie mieliśmy go zrobić z kimś, kto w ostatnim momencie musiał zrezygnować. Potem nie mogliśmy znaleźć aktora. Sporo się działo i było to dość stresujące. W końcu zrobiliśmy to z duetem Tusk (Olivia Mitchell i Kerry Furth - przyp. red.), którzy mają już na swoim koncie wielu wspaniałych projektów. Są niesamowici. Świetnie rozumieli, co chcę przekazać i szanowali moją wizję. W zasadzie to cieszyli się, że byłam tak konkretna. Polecili nam też swojego znajomego, który ich zdaniem świetnie nadawałby się do tej roli. Mieli rację. Świetnie się z nim dogadywałam. W ogóle nie czułam się, że jestem w pracy. Mimo tego, że spędziliśmy na planie 20 godzin i prawie nie spaliśmy, było naprawdę super. Ekipa była niesamowita, aktor był genialny, tak samo jak i aktorka, która w klipie grała moją przyjaciółkę. Ze wszystkimi mam kontakt do dziś. Zaprzyjaźniliśmy się. W maju znowu lecę do Los Angeles i mimo tego, że już nie będziemy razem pracować, to bardzo chcemy znów się ze sobą spotkać i po prostu spędzić wspólnie czas. Świetnie się dogadaliśmy, co nie zdarza się zbyt często. To było naprawdę świetne doświadczenie.
Tę chemię można wyczuć. Słyszałem jednak, że klip do nie był twoim jedynym aktorskim wyzwaniem w ostatim czasie. Zagrałaś w serialu produkcji NBC.
To był także bardzo ciekawy i zarazem stresujący projekt. Wszystko zaczęło się w listopadzie, gdy wysłałam swoje self tape'y. Jednocześnie starałam się o dwie role. Oddzwonili do mnie w styczniu. Wszystko odbyło się przez Zoom, bo byłam wtedy w L.A., a casting miał miejsce w Londynie. W końcu jednak nic z tego nie wyszło. Przyszedł luty, byłam wtedy w Bratysławie, dokąd przyjechałam na przedstawienie przyjaciółki mojej siostry. Przed naszym hotelem zaczęło się coś dziać. Powiedziałam wtedy: Czy to nie byłoby niesamowite, gdyby okazało się, że to ten projekt, do którego się zgłaszałam?". Wróciłam do domu i po 2 dniach dostałam wiadomość, że dostałam rolę w tym projekcie. Co ciekawe, pierwotnie obsadzono mnie w innej roli, byłam już nawet po pierwszych przymiarkach, ale finalnie musiałam zrezygnować ze względu na inne zobowiązania. Mieli jakieś problemy przy produkcji i okazało się potem, że zdjęcie odbywałyby się w tym samym czasie, gdy ja musiałam być w L.A. i pracować nad albumem. Dali mi więc inną rolę. Brałam udział w fajnej, rodzinnej scenie. O ile jednak to całe doświadczenie było bardzo miłe, tak ten serial porusza bardzo ciężkie tematy. Muszę jednak przyznać, że obsada była niesamowita, tak samo jak i cała ekipa. Wszyscy byli bardzo mili. Cieszę się, że mogłam być częścią tego projektu, bo uważam, że jest to bardzo ważne, aby usłyszeli o nim młodzi ludzie. Serial jest ekranizacją opartej na faktach książki „Tatuażysta z Auschwitz”. Jest to niesamowita książka. Mogę ja polecić każdemu. Cieszę się, że ta historia dotrze do szerszej publiczności. Zresztą z tego co wiem, jedną z głównych ról zagrała polska aktorka (Anna Próchniak - przyp. red.).
Tak, było o tym głośno w polskich mediach.
Mam nadzieję, że ludzie zechcą to obejrzeć. Jednym z moich ulubionych filmów Jest Lista Schindlera. Poza tym wychowałam się na Słowacji, więc temat holokaustu i wydarzenia z okresu II wojny światowej są mi bardzo dobrze znane. Naprawdę się więc cieszę, że jestem częścią tego projektu.
To chyba właściwy moment, abym zapytał cię o twoją metamorfozę. Na planie serialu zgoliłaś swoje włosy. Trudno ci było podjąć tę decyzję?
Nie wymagała tego moja rola. Zrobiłam to w geście solidarności, nie tylko wobec koleżanek i kolegów z obsady, ale także wobec ofiar holokaustu, które musiały przejść przez wiele okropnych rzeczy. W ten sposób chciałam im okazać swój szacunek. To nie była trudna decyzja. W tamtym momencie wydawało się to właściwe. Nigdy nie planuję takich rzeczy. Czasami po prostu czuję, że powinnam coś zrobić i zwyczajnie to robię. I tak też było w tej sytuacji.
Jak się czujesz w nowej fryzurze?
Czuję się świetnie. Nawet lepiej, niż się spodziewałam. Jest bardzo praktyczna. Wychodzę spod prysznica i po 10 minutach jestem gotowa do wyjścia. Uwielbiam to. Aktualnie zastanawiam się nad tym, czy powinnam na jakiś czas pozostać przy tej długości, czy jednak zacząć je zapuszczać.
Wyglądasz naprawdę świetnie, więc to już zależy tylko od ciebie.
Dziękuję.
Nie ma za co. Czy w przyszłości chciałabyś częściej pojawiać się na ekranie? Aktorstwo zawsze było twoim marzeniem, tak samo jak muzyka?
Tak. Od kiedy skończyłam 4 lata mówiłam, że chcę być aktorką i tworzyć muzykę. Wychowałam się na Disney Channel, gdzie sporo tych dzieciaków jednocześnie grała i śpiewała. Przez moment nawet chciałam w całości poświęcić się aktorstwu. Ale nie tylko. Byłam w szkole artystycznej, gdzie główną moją główną formą ekspresji stało się rysowanie. Doznałam jednak kontuzji i nie mogłam więcej tego robić. Zaczęłam więc pisać piosenki. Tak się więc to wszystko złożyło, że w końcu związałam się na stałe z muzyką. Początkowo to wszystko było bardzo chaotyczne. Wszyscy mi mówili, że muszę korzystać z każdej nadarzającej się okazji i tworzyć muzykę, występować. Nie miałam więc zbyt wiele wolnego czasu. W moim wypełnionym po brzegi grafiku nie było już żadnej przestrzeni na aktorstwo. Rozmyślałam o tym. Doszłam do wniosku, że spróbuję najpierw zdobyć jakąś pozycję na rynku muzycznym, a potem dopiero wrócę do aktorstwa. Na początku ubiegłego roku stwierdziłam, że jestem już na tym etapie, że mogę sobie na to pozwolić. To ten moment, gdy nie jestem jeszcze na tyle znana jako piosenkarka, że będę tylko otrzymywać role gościnne, ale mam już na tyle silną pozycję, że mogę sobie pozwolić na projekty filmowe. Zrobiłam kilka kursów aktorskich. Miałam szczęście, bo bardzo szybko udało mi się znaleźć agenta. Nie mam jednak ciśnienia. Jeśli pojawi się właściwy projekt, to chętnie wezmę w nim udział., bo naprawdę uwielbiam to robić.
Uważam, że dzięki aktorstwu dużo uczymy się o sobie samych. Kreując jakąś postać, trzeba przecież przyjrzeć się własnym emocjom. To jest naprawdę interesujący proces i z chęcią bym to jeszcze kiedyś powtórzyła, jeśli będzie taka możliwość.
Czego możemy się od ciebie spodziewać w najbliższym czasie?
Cały czas pracuję nad nową muzyką. Odkrywam nowe gatunki, nowych ludzi, nowe metody pracy i tworzenia utworów. Ostatnio zaczęła odbywać sesje, czego nigdy wcześniej za bardzo nie robiłam. Myślami jestem już przy kolejnych projektach i teledyskach. Jestem naprawdę podekscytowana tym, nad czym obecnie pracuję. Zapowiadają się bardzo interesująco!