Adrianna Sułek-Schubert na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu wystartowała pół roku po porodzie, ale nie lubi być nazywana „mamuśką”
„To był najtrudniejszy okres mojego życia i gdybym miała zrobić to drugi raz, na pewno bym tego nie zrobiła. Oczywiście chodzi o powrót w pół roku, a nie urodzenie syna” – w jednym z wywiadów wyznała Adrianna Sułek-Schubert, która 6 miesięcy po porodzie zajęła 12. miejsce w siedmioboju na Olimpiadzie w Paryżu.
- Łucja Jelonek
W tym artykule:
- Adrianna Sułek-Schubert: Nie mów do niej „mamuśka”
- Adrianna Sułek-Schubert o przygotowaniach do Olimpiady: Mama na 100%, lekkoatletka na 101
Kiedy będziemy mamami, chciałybyśmy być jak ona! Adrianna Sułek-Schubert udowodniła, że w kobietach tkwi ogromna moc. Swojego syna, Leona, urodziła 8 lutego tego roku. Minęło zaledwie pół roku, a już była w Paryżu. Podczas trwających właśnie Igrzysk Olimpijskich zajęła 12. miejsce w siedmioboju. „To był najtrudniejszy okres mojego życia” – o przygotowaniach do Igrzysk wyznała w jednym z wywiadów (z Natalią Żaczek dla Onetu). Zdradziła też, że nie lubi, gdy na starcie jest nazywana „mamuśką”.
Adrianna Sułek-Schubert: Nie mów do niej „mamuśka”
Trudno odmówić jej ambicji. Bo choć na Olimpiadzie walczyła dzielnie, nie jest z siebie do końca zadowolona. I chyba nie chciałaby, byśmy napisali, że była świetna, zwłaszcza, biorąc pod uwagę to, że niedawno urodziła. Żadnej taryfy ulgowej i już. Nie chce być postrzegana przez pryzmat tego, że jest mamą.
Nienawidzę określenia «mommy» na starcie. Na starcie to jestem lekkoatletką, która chce wygrywać (...) – powiedziała.
I dodała, że dokładnie to mówi rywalkom, które podchodzą do niej i mówią, że jest niesamowita. Ale docenia ogromne wsparcie, jakie od nich dostała. Żartuje jednak, że chcielibyśmy zobaczyć ich miny, jak przebiegła płotki, weszła do restroomu, a one zobaczyły te 13.30. „Wtedy to było takie: Ok, naprawdę wróciłaś” powiedziała.
Adrianna Sułek-Schubert o przygotowaniach do Olimpiady: Mama na 100%, lekkoatletka na 101
Powrót do formy po porodzie (jak możecie się domyślać) to najłatwiejszych nie należał. „Był dużo trudniejszy niż po jakiejkolwiek kontuzji (...). Pierwszy miesiąc to była walka, żeby chodzić. Bardzo często płakałam i potrzebowałam pomocy w najprostszych czynnościach” – zdradziła (w rozmowie z Filipem Zielińskim). Na trening zostały jej praktycznie 4-4,5 miesiąca. Prawie cały czas spędzała na bieżni, choć było to skomplikowane. Chciała być mamą na 100%, więc często dzwoniła do syna albo przyjeżdżała do domu, by po chwili znów ruszać na trening. I dodała, że wszystko kosztem snu, ale chciała „być mamą na 100 proc., a lekkoatletką na 100 bądź 101 proc.”. Dziś wolałaby nie pamiętać tego okresu. Wolałaby przez te 6 miesięcy cieszyć się z bycia mamą noworodka niż walczyć o każdą tysięczną na każdym treningu i o każdy kawałek buraka, kukurydzy czy ciecierzycy na talerzu. I wcale jej się nie dziwimy, choć w głębi duszy czujemy, że chyba tak miało być. W końcu Adrianie Sułek-Schubert nie można odmówić determinacji. „Wiem, że jako mama mogę więcej” – mówi i już szykuje się do kolejnej rywalizacji.