Myrtille: marka w stylu GLAMOUR. Na własnych zasadach
Ula Rybak, założycielka Myrtille tworzy rzeczy, które sama chce nosić. Doświadczenie, jakie zdobyła w branży odzieżowej, dodało jej pewności, że wiara w swoje pomysły zawsze się opłaca. Efekt? Dziś większość projektów jej marki ma status: sold out.
Myrtille to kolejna marka w stylu GLAMOUR, która jest dowodem na to, że nawet w pandemii można wystartować z własnym biznesem i zrobić to z przytupem. Kiedy Ula Rybak przedstawiła światu swój brand, premierowe projekty rozeszły się jak świeże bułeczki. Ale trudno się dziwić, bo od razu dało się wyczuć, że nie są to przypadkowe rzeczy. A osoba za nie odpowiedzialna dokładnie wie, czego chce. I dokładnie tak jest.
Ula ma na koncie kilka lat doświadczenia i pracy z jedną z prężnie rozwijających się rodzimych marek – 303 Avenue, co nie tylko dodało jej odwagi przy tworzeniu autorskiej marki, ale również utwierdziło w przekonaniu, że jakość i konsekwencja zawsze się obronią.
W prowadzeniu Myrtille wspiera ją partner Max, również związany z branżą odzieżową. Ula dopiero kompletuje team, więc póki co sama odpowiada nie tylko za to, jak wyglądają ubrania, ale również opakowania czy sesje zdjęciowe. Najnowsza powstała na Majorce, w północnej części wyspy, słynącej z kamiennych plaż rodem z lat 70. Sceneria ta stała się idealnym tłem dla najnowszych modeli marki utrzymanych w klimacie hippie.
- Inspiracje czerpię z podróży oraz z własnych potrzeb – mówi Ula. – W ofercie Myrtille nie ma garniturów ani dużej linii bacisów, ponieważ sama ich nie noszę i nigdy za nimi nie przepadałam. Nawet w domu najchętniej zakładam jeansy i koszule albo wełniany sweter. Kocham oversize’owe bluzki w printy i kobiece sukienki – dodaje, a my przeglądając nową kolekcję i widząc takie modele jak koszula Simonne czy sukienka Deia, nie mamy wątpliwości, kto miał je na sobie, zanim trafiły do sklepu myrtille.pl.
Co Ula uważa za największe wyzwanie w prowadzeniu własnej marki? Czas i jego organizację. Założycielka Myrtille przyznaje, że lubi działać szybko, dlatego czasami ciężko jest jej odnaleźć się w obecnej rzeczywistości, kiedy trudno jest pewne rzeczy planować z wyprzedzeniem. Wie jednak, że chce dalej się rozwijać i poszerzać asortyment o nowe produkty.
Oprócz wiary w siebie i swoje pomysły, ma też w sobie sporo pokory. - Nie boję się porażek. Trzeba uczyć się na błędach, ile można. I nie tracić czasu na myślenie o tym, co było, tylko, by następnym razem zrobić coś jeszcze lepiej. Ula, mając świadomość, że Myrtille to młoda marka, docenia wszystkie dotychczasowe sukcesy: kolekcje i kampanie, które udało jej się wypuścić, a także wszystkie dziewczyny noszące rzeczy jej projektu. A także sam fakt, że po prostu udało jej się zacząć coś swojego. Na własnych zasadach.