Jestem redaktorką mody, a te 7 rzeczy noszę non stop. Nie ma tygodnia, w którym nie miałabym ich na sobie
Bez tych 7 rzeczy nie wyobrażam sobie życia. Regularnie powtarzają się w moich stylizacjach. To moja osobista szafa kapsułowa. Przynajmniej ostatnio.
W tym artykule:
- T-shirt oversize
- Prosta spódnica maksi
- Jeansy (z szerokimi nogawkami)
- Baleriny
- Torba-koszyk
- Kurtka w stylu westerncore
- Bransoletka
Ostatnio rozmawiałam z koleżanką z branży o tym, czym tak naprawdę jest styl. Doszłyśmy do wniosku, że najwięcej o nim mówią rzeczy wybierane od niechcenia. Nie to, jak ubieramy się na specjalne okazje (bo wtedy trochę za bardzo się staramy i czasem zdarza nam się przebrać), ale te, po które sięgamy bez namysłu, jak gdyby nigdy nic. Które nosimy na co dzień i które nosimy często. Może nie codziennie, ale na pewno każdego tygodnia. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy sama mam takie ubrania i dodatki – rzeczy, które definiują mój styl. Jesteście ciekawe i ciekawi? Oto moja subiektywna lista. Szafa kapsułowa, która idealnie sprawdza się na przełomie sezonów, łącząc w sobie trendy letnie i te na nadchodzącą jesień, a także ponadczasowe klasyki. To właśnie te rzeczy noszę ostatnio non stop. A co będzie później, zobaczymy (na pewno dam wam znać).
T-shirt oversize
Jeśli chodzi o pierwsze miejsce na podium, zaskoczeń nie będzie. Rzecz, którą noszę każdego tygodnia (i wy pewnie też) to T-shirt. Czarny albo biały (lub w odcieniu kości słoniowej). Obowiązkowo w wydaniu oversize. Trudno wyobrazić sobie bez niego życie. Jest wygodny i bardzo praktyczny, bo pasuje niemalże do wszystkiego. Ja noszę go zarówno do jeansów, jak i do spódnic (o których za chwilę), a nawet pod bieliźniane sukienki na ramiączkach. Niezależnie od pory roku. Jest po prostu niezastąpiony, dlatego warto postawić na model z dobrej gatunkowo bawełny.
Prosta spódnica maksi
Lubię, gdy T-shirt jest wystarczająco długi, tak, by sięgał do połowy bioder. To właśnie taki najlepiej pasuje do prostych spódnic maksi (lub midi), do których w ostatnim czasie również mam ogromną słabość. Non stop noszę ostatnio trzy. Po pierwsze, prostą spódnicę o satynowym połysku, która nigdy nie wychodzi z mody. Po drugie, jeansową maksi z rozcięciem z przodu (wciąż wpisuje się w trendy). Po trzecie, miękko otulającą sylwetkę długą spódnicę szydełkową (nie musi być zrobiona na szydełku, wystarczy, że wygląda na taką). Ja swój ideał znalazłam w Reserved. Jest supermiła w dotyku i ma piękny kremowy odcień.
Jeansy (z szerokimi nogawkami)
Gdy nie noszę spódnicy, najczęściej stawiam na jeansy. Najczęściej te uszyte z ciemnego denimu (dark denim to jeden z dominujących trendów na jesień 2024), w stylu lat 70. – z szerokimi nogawkami. Moje ulubione mają też charakterystyczne mankiety. Cieszę się, że fason nie straci na popularności jesienią, bo mogę nosić go na okrągło.
Baleriny
Ponieważ jestem milenialką, nie mogłam przejść obojętnie obok tych butów. Tak, chodzi o baleriny, których popularność wystrzeliła wiosną i nie słabnie do dziś. Najpierw kupiłam sobie błękitne baleriny z kwadratowym noskiem, potem cieliste baleriny siateczkowe, teraz czas na model z uroczym paskiem (najlepiej wiązaniem) potrzymującym stopę. Nie mogę się tylko zdecydować, czy postawić na baleriny w cętki czy w burgundowym kolorze. A może po prostu czarne klasyki? Kolejna para przyda się na pewno, bo to buty, w których ostatnio chodzę cały czas.
Torba-koszyk
Kto mnie zna, ten na pewno widział mnie z koszyczkiem. Regularnie noszę go zamiast torebki. Czasem mały, najcześciej duży, bo często potrzebuję schować do niego nawet laptopa! Szeroki wybór znajdziecie w ofercie polskiej marki Roboty Ręczne.
Kurtka w stylu westerncore
W chłodniejsze wieczory na ramiona zarzucam kurtkę w stylu westerncore. W szafie mam katanę w rdzawym kolorze, z charakterystycznymi haftami na ramionach (to model z jednej ze starych kolekcji Levi'sa). Już ostrzę sobie jednak pazurki na nową. Zamszową kurtkę z frędzlami, którą upatrzyłam w Reserved. Zachwyciła mnie wysmakowanym czekoladowym kolorem, no i ultramodnymi w tym sezonie frędzlami.
Bransoletka
Nie noszę zbyt dużo biżuterii. Ale z paroma rzeczami nigdy się nie rozstaję. Zawsze mam na sobie pierścionek zaręczynowy i obrączkę (oba od polskich marek: Mokave jewellery i Edyty Byrskiej)). Oprócz tego – bransoletki w formie łańcuszka. Dwie permanentne (które zrobiłam sobie w warszawskim salonie HOSLab) oraz złoty łańcuszek z motywem monety (konkretnie „amulet na kasę” od Anki Krystyniak). Naprawdę przynosi mi szczęście, dlatego i was zachęcam, by zainwestować w biżuterię, która pełnić będzie rolę talizmanu. Bransoletka z kamieniem zgodnym ze znakiem zodiaku będzie idealnym wyborem.