Jeśli moda nie podejdzie do ekologii na serio, stanie się obciachowa. A to najgorsze, co może ją spotkać [FELIETON]
Wybiła godzina rozstrzygnięcia. Jeśli moda nie podejdzie do ekologii na serio, stanie się najgorsze, co może ją spotkać: będzie obciachowa.
Jeszcze nie tak dawno pierwszy rząd pokazów mody można było traktować jak papierek lakmusowy kultury popularnej, kina czy nawet polityki. Teraz hasło „moda” prędzej kojarzy się z wszystkim tym, co jest nie tak z dzisiejszym światem – od szkodliwych dla środowiska emisji i pogłębiania nierówności społecznych po materializm, wyzysk i forsowanie nieosiągalnych standardów urody.
Jasne, moda to nie jedyna gałąź przemysłu, która zanieczyszcza środowisko albo budzi moralne wątpliwości. Ale nie sposób zaprzeczyć, że niemal wszystkie problemy współczesnego świata mają w niej wspólny mianownik. Moda musi odszukać głos sumienia nie tylko z powodów etycznych, lecz także biznesowych – klienci dosłownie tego wymagają.
Latem 2021 roku z powodu fali rekordowych upałów w USA i Kanadzie zmarło prawie 100 osób. Jak uzasadnić zużywanie 2700 litrów wody na jeden T-shirt, podczas gdy coraz częstsze są susze? Jako ciekawostka – LVMH, największy koncern luksusowy na świecie, zdradził, że emisje dwutlenku węgla z produkcji odzieży (w tym ich własnej) stanowią ryzyko dla jego biznesu alkoholowego.
Za 25 lat nie będziemy już mogli wytwarzać szampana w Szampanii – napisał sam syn prezesa, Antoine Arnault, na łamach dziennika „WWD”.
Zrównoważony rozwój w modzie to temat, o którym dyskutuje się niezmiennie od lat – a działania, które marki próbują wcielać (z różnym skutkiem), nadal wydają się nieadekwatne.
Co się zatem zmieniło? Nasze podejście do samej mody. Najbardziej wpływowe postacie z branży zdały sobie sprawę, że to, czym się zajmują, stało się poniekąd obciachowe. Dla przykładu, „The Guardian” pisze o exodusie redaktorek z wpływowych czasopism modowych – do Netflixa przeszły ostatnio panie z „Allure” i „Them”, z kolei szeregi TikToka zasiliła Vanessa Craft z kanadyjskiego „Elle”.
To nie tylko kwestia kasy – praca w Dolinie Krzemowej po prostu nie jest obarczona poczuciem żenady. Świat mody od lat miga się od krytyki, odwołując się do naszej potrzeby eskapizmu. Mało przekonujący argument, zwłaszcza że na szali leży przyszłość ludzkości i planety. Pandemia i katastrofa klimatyczna udowadniają, że istnieją zagrożenia, przed którymi nie ochronią nas nawet pieniądze i luksusy.
Fantazja świata mody o pięknej kobiecie w sukni na egzotycznej plaży nie zostanie teraz entuzjastycznie przyjęta. Ten rodzaj doskonałości po prostu już nie istnieje – powiedział projektant Roland Mouret.
Chowanie się przed rzeczywistością w krainie fantazji nie jest cool w świecie, w którym cool są zaangażowanie i aktywizm.
Dla przykładu, Billie Eilish na Gali Met w 2021 roku wcieliła się w fantazję kobiecości à la Marilyn Monroe w baśniowej jedwabnej kreacji od Oscara de la Renty. Jednak w zamian za wybór jego sukni na ten wieczór Eilish wymogła na projektancie, by zrezygnował ze zwierzęcych futer we wszystkich następnych kolekcjach.
Myślę, że się nie pomylę, jeśli napiszę, że o tego typu rzeczach marzą dziś nastolatki – nie o kreacjach i plażach. Produkując zbyt wiele ubrań, branża mody, owszem, zatruwa środowisko, ale strzela sobie także w kolano. Kiedyś śledziliśmy pokazy, interesowaliśmy się trendami i chcieliśmy nosić ciuchy, które były na czasie. Ale po 20 latach szybkiej mody z sieciówek i jeszcze szybszych trendów z Instagrama świat nabrał dla mody pogardy.
Zatem, modo, przestań, proszę, zalewać planetę tanim badziewiem, a być może przestaniesz być obciachowa.
Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie GLAMOUR (listopad 22)