Reklama

Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis pozwalający na przerwanie ciąży, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby, jest sprzeczny z konstytucją. W styczniu opublikowano uzasadnienie wyroku i w końcu sam wyrok. Co to zmieniło?

Reklama

Uzasadnienie z prawnego punktu widzenia nie wpływa na treść orzeczenia. Najpierw ogłoszono wyrok, potem bardzo długo czekaliśmy na opublikowanie orzeczenia, i tego samego dnia pojawiło się uzasadnienie. Interpretacja strony rządowej była taka, że należało tak zrobić, ale co do zasady wszystkie wyroki Trybunału Konstytucyjnego publikuje się niezwłocznie. Zakładam, że na opóźnienie publikacji miały wpływ kwestie polityczne oraz reakcja społeczeństwa na uznanie, że przerywanie ciąży ze względów embriopatologicznych jest sprzeczne z polską konstytucją. Możliwe, że ta zwłoka miała też związek, z przygotowywaniem gruntu do ewentualnych zmian w przyszłości. Nie wykluczam takiego scenariusza, że pojawi się jakiś projekt z prawej strony sceny politycznej, który będzie próbą rozwiązania problemu – może wróci przesłanka do usuwania ciąży z powodu nieuleczalnych wad płodu, ale o tym będzie wtedy decydowało pięciu wąsatych panów w dwóch komisjach. Czyli tak naprawdę nic się nie zmieni.

W Polsce w 2018 roku odbyło się oficjalnie 1100 zabiegów usunięcia płodu, w tym z powodów embriopatologicznych usunięto 1074 ciąże. Dzisiaj można usunąć płód, o ile zagraża on życiu kobiety w ciąży. Ale kto będzie to stwierdzał?

Do tej pory aborcję można było w Polsce przeprowadzić, jeżeli w grę wchodziły trzy przesłanki – ciąża była wynikiem przestępstwa, płód miał ciężkie i nieodwracalne wady, istniało zagrożenie dla zdrowia lub życia kobiety w ciąży. I teraz tak – nie ma skutecznego mechanizmu weryfikującego w tym ostatnim przypadku. Oczywiście wcześniej stwierdzał to lekarz prowadzący ciążę albo inny specjalista, ale przecież zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety można też rozważać w aspekcie psychicznym. Rozumiemy to tak, że grożąca kobiecie depresja, myśli samobójcze również wchodzą w tę przesłankę zagrożenia dla życia lub zdrowia i wtedy mógłby to stwierdzić lekarz psychiatra, i dać takie zaświadczenie lekarzowi prowadzącemu ciążę, który mógłby wykonać zabieg. Najgorsze jest to, że poruszamy się w strefie domysłów, interpretacji i nie mam wątpliwości co do tego, że lekarze w Polsce będą się teraz bardzo, bardzo bali wykonywania zabiegów przerywania ciąży, nawet w przypadku zagrożenia dla zdrowia lub życia kobiety. Pamiętamy przecież sprawę Alicji Tysiąc, w przypadku której wskazaniem do aborcji było to, że groziła jej ślepota. I nie zgodzono się na usunięcie ciąży. W Polsce zawsze było bardzo trudno korzystać z tej przesłanki. I tak, ona technicznie została, ale już wiemy, że uzasadnienie jej będzie karkołomne.

fot. Getty Images

Lekarze mają dzisiaj podstawy do tego, żeby się bać i odmawiać zabiegu, nawet jeżeli wiedzą, że życie kobiety w ciąży jest zagrożone?

Konsekwencje, które grożą lekarzom, pielęgniarkom, które by im pomagały, personelowi medycznemu asystującemu w zabiegu to do trzech lat pozbawienia wolności. Do tego dochodzą konsekwencje dyscyplinarne, czyli np. zawieszenie prawa do wykonywania zawodu, kara finansowa. Lekarze będą się bać. Wyobrażam sobie taką sytuację,w której lekarz decyduje o terminacji ciąży ze względu na zagrożenie zdrowia i życia kobiety, wszczynane jest postępowanie karne i dyscyplinarne weryfikujące jego decyzję. W tym czasie, a może to trwać latami, może on być zawieszony w wykonywaniu zawodu. Ryzyko jest bardzo duże. Lekarze, którzy wypowiadają się w mediach, mówią wprost, że nikt nie będzie chciał brać na siebie tego ryzyka. I chociaż pozostała taka przesłanka do terminacji ciąży, to lekarze już odsyłają kobiety, które miały zaplanowane zabiegi, robili to już w październiku, jeszcze zanim orzeczenie zostało opublikowane.

Jeżeli kobieta sama przerywa ciążę, to nie grożą jej konsekwencje karne, ale jeśli jej partner kupi jej tabletki aborcyjne, może być skazany za pomocnictwo...

Gdyby udzielił jej jakiegokolwiek innego wsparcia w tym zakresie, również może być za nie skazany. Kodeks karny w Polsce bardzo szeroko to pomocnictwo w przestępstwie interpretuje. Jeżeli nawet zabieg zostanie wykonany za granicą, a do pomocnictwa doszło w Polsce, nadal jest ono karalne. Wsparcie, rada, również jest pomocnictwem. Kara za nie wynosi do trzech lat pozbawienia wolności.

Efekt będzie taki, że przestaniemy zachodzić w ciążę i rodzić dzieci.

Kobiety w Polsce będą się bały zachodzić w ciążę, bo nie chcą być torturowane, zmuszane do heroizmu, bohaterstwa i traum na całe życie. Myślę, że to już zaczyna się obracać przeciwko rządzącym, bo skala protestów, największych od 2017 roku, pokazała, że niezgoda na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej łączy przeróżne środowiska. To obrazuje nie tylko, jak ważny społecznie jest ten temat, lecz także, jak wielka jest skala krzywd wywołanych zabraniem przesłanki embriopatologicznej. Część środowisk konserwatywnych również uznała to za torturę. Jesteśmy na początku nowej dyskusji na temat aborcji. Myślę, że strona rządząca pracuje nad jakimś pseudokompromisowym rozwiązaniem, i dopuszczeniem aborcji w określonych przypadkach. Ale w jakiej formie zostanie to przedstawione oraz zrealizowane, nie mam dzisiaj pojęcia.

EKSPERTKA: Sylwia Gregorczyk-Abram

Adwokatka. Specjalizuje się w postępowaniach sądowych, prawie cywilnym i karnym. Jest współtwórczynią inicjatywy obywatelskiej „Wolne Sądy” oraz członkinią zarządu Stowarzyszenia im. Profesora Zbigniewa Hołdy.

Reklama

Artykuł ukazał się pierwotnie w marcowym wydaniu magazynu Glamour (nr 3/2021) dostępnym na stronie kultowy.pl.

Reklama
Reklama
Reklama