Reklama

Kama Wojtkiewicz: Obie tańczycie od lat i prowadzicie zajęcia z high heels. Jak natrafiłyście na ten konkretny styl?

Reklama

Tina Papazyan: W wieku 7 lat zaczęłam trenować różne techniki tańca. Trafiłam na Mistrzostwa Polski, Europy i Świata. Kiedy miałam 17 lat, poczułam, że chcę się wyspecjalizować w jazzie. To był i do dziś jest mój styl przewodni. Uwielbiam musicale i stary Hollywood, gdzie pojawiają się niezwykle kobiece solistki tańczące na obcasach. Pierwszy film, który zrobił na mnie największe wrażenie, to „Chicago”. Tam odnalazłam obraz kobiecości, który ma w sobie pierwiastek siły. Tak też ukształtował się mój styl tańca, który jest przede wszystkim kobiecy. Kiedy zaczęłam pracę w komercji, m.in. w programie Twoja Twarz Brzmi Znajomo, wszystko, co tańczyłam, musiałam umieć zrobić na obcasach. Stąd też naturalnie wziął się styl high heels. Od 3 lat zagłębiam się także w vogue’ing, szczególnie w kontekst historyczny i kulturowy. Oglądam filmy dokumentalne o tancerzach Madonny czy archiwalne musicale.

Suzie Pacałowska: Ja też zaczęłam od różnych stylów tańca, od hip-hopu, aż po komercyjny. Jeździłam po świecie, odwiedzając Londyn i Stany Zjednoczone. Tam przyglądałam się tancerzom, którzy zapoczątkowali styl high heels. Pomyślałam, że fajnie byłoby wprowadzić ten styl do Polski. Założyłam swoją firmę, Heels Moment, i zaczęłam prowadzić zajęcia i warsztaty.

Czy czujecie, że styl high heels podbija Waszą pewność siebie i zmienia to, jak czujecie się w ciele na co dzień?

S.P.: Zdecydowanie tak. Zauważyłam to też u swoich kursantek, które często przychodzą na pierwsze zajęcia zgarbione i nieśmiałe, a po 2 miesiącach wychodzą wyprostowane i pewne siebie. Dla mnie, jako dla nauczycielki, jest to niezwykle inspirujące, kiedy obserwuję ich przemianę.

T.P.: Obserwując moje studentki, widzę, że potrzebna jest też pewna dojrzałość emocjonalna, żeby ruch stał się świadomy i kobiecy. Nie każdego dnia czujemy się pewne siebie, ale taniec pozwala się z tym lepiej skontaktować.

Oprócz zajęć z kursantkami pracujecie też z modelkami, aktorkami, czy artystkami przy klipach muzycznych. Jak wygląda Wasz proces kreatywny, kiedy tworzycie choreografie?

S.P.: To zależy od typu zlecenia. Często pracuję jako reżyserka ruchu. Wtedy nie tworzę jedynie choreografii, tylko pomagam artystkom wyeksponować konkretny strój, podpowiadam, jak ruszać się, a nawet stać przed kamerą. Skupiam się przede wszystkim na tym, aby pokazać daną osobę od najlepszej strony. To, co na mnie wygląda dobrze, niekoniecznie będzie działało u kogoś innego. Mam zazwyczaj koncepcję w głowie, ale dopiero, kiedy poznam możliwości artystki czy tancerki, z którą pracuję, mogę zacząć realnie tworzyć choreografię. Wtedy staram się wyciągnąć z niej jej największe atuty.

T.P.: Dla mnie niezwykle ważna jest muzyka, która podpowiada mi, jaką choreografię stworzyć. Chcę oddać nastrój muzyki w swoich ruchach. Muszę mieć pomysł, który jest świeży i w jakiś sposób oryginalny. Wychodzę poza przeciętność, nawet jeżeli takie nastawienie przedłuża proces kreatywny. Wolę dłużej myśleć i szukać rozwiązań, niż stworzyć coś, co już było.

Czy w takim razie staracie się pogodzić charyzmę i styl muzyczny artysty, z którym pracujecie, z koncepcją choreograficzną? Czy pozwalacie sobie na eksperymenty?

T.P.: Kiedy jestem zatrudniona jako tancerka w klipie muzycznym, moja inwencja twórcza może zostać wykorzystana, tylko jeśli pojawi się prośba ze strony artysty czy reżysera. Ostatnio pracowałam przy teledysku Ofelii, gdzie pomimo stworzonej odgórnie choreografii, dostałam dużo wolności, żeby zatańczyć w swoim stylu i się powygłupiać. To było świetne doświadczenie.

S.P.: Lubię eksperymentować, choć zależy, z kim akurat pracuję, i czy jest na to otwartość. Jeżeli artystka życzy sobie stylu high heels, to raczej utrzymuję spójność choreografii.

A wspominacie jakieś szczególne współprace, które Was ukształtowały albo były przełomowe?

S.P.: Każda współpraca jest dla mnie wyzwaniem i okazją do rozwoju. Artyści mają różne doświadczenia z tańcem czy ruchem, co sprawia, że moja praca nigdy nie jest taka sama. Świetnie wspominam pracę z Natalią Szroeder i Margaret do klipu „Sold Out”, gdzie byłam zarówno choreografką, tancerką, jak i reżyserką ruchu. Odpowiadałam nie tylko za choreografię, ale też za to, jak dziewczyny eksponowały ubrania. Obie miały już doświadczenie z tańcem, więc była to naprawdę świetna współpraca.

T.P.: Dla mnie przełomowa była praca w reklamie marki Agent Provocateur w Londynie. Pojechałam na casting, nie licząc na nic. Chciałam poznać swoją idolkę, Danielle Polanco. Przyjechałam jako jedyna tancerka spoza Wielkiej Brytanii. Marzyłam, żeby pójść na zajęcia do Polanco, a finalnie zostałam przez nią wybrana spośród prawie 300 osób. To było przełomowe doświadczenie na mojej ścieżce zawodowej. Pokazało mi, że trzeba gonić za marzeniami, być wnikliwą i robić dogłębny research.

A kto Was inspiruje w świecie muzycznym i tanecznym?

S.P.: Uwielbiam muzykę komercyjną z lat 90. i 2000. Młoda J.Lo, Christina Aguilera, TLC. To one zainspirowały mnie do wyrobienia własnego, komercyjnego stylu high heels. Jestem też pełna podziwu wobec Yanisa Marshalla, który tańczy na obcasach. Jest dla mnie absolutnym wzorem do naśladowania.

T.P.: Dla mnie z kolei ogromną inspiracją jest jazz musicalowy, czyli taki, którego już się nie słyszy w knajpach. Czerpię też z muzyki klasycznej i filmowej. W tańcu ciągnie mnie obecnie do stepowania. Byłam dopiero na jednej lekcji, ale już poczułam, że chcę się w to zagłębić.

Wasza ulubiona muzyka ściśle łączy się z konkretną estetyką i sposobem ubierania się. Komercja lat 90. to przecież bojówki, crop topy i koła w uszach. Czy moda rzeczywiście kształtuje Wasz styl taneczny?

T.P.: Mój humor często zależy od tego, w co jestem akurat ubrana. Na co dzień chodzę w sportowych ciuchach. Lubię się ubierać w konkretnym, spójnym stylu. Często mówię moim kursantkom, żeby przyszły na zajęcia ubrane i umalowane tak, jakby wychodziły właśnie na scenę. To działa. Przychodzą od razu z innym nastawieniem, bo włożyły w to jakiś wysiłek.

S.P.: Kiedy zakładam coś obcisłego, mój taniec staje się bardziej sensualny, a kiedy wybieram luźne stylizacje, zaczynam czuć klimat hip-hopu. To się oczywiście zmienia i często tańczę w obcasach i dresach jednocześnie. Wszystko zależy od muzyki, która inspiruje moje stroje.

Rozmawiamy przy okazji premiery najnowszego modelu PUMA Mayze. Czy Waszym zdaniem te buty sprawdzą się zarówno na treningach tanecznych, jak i występach na scenie?

S.P.: W moim odczuciu Mayze idealnie sprawdzą się w tańcu. Buty, mimo że są wyższe, pozostają bardzo wygodne. Komfortowa platforma pozwala mi ruszać się swobodnie, szczególnie kiedy tańczę hip-hop. Nie mówiąc już o tym, że są piękne wizualnie i na maksa w moim stylu.

T.P.: Podoba mi się, że Mayze są stabilne, a jednocześnie nie ograniczają ruchu. Można wykorzystać grubszą podeszwę do różnych tanecznych trików!

Moda i muzyka silnie wpływają na Wasz styl pracy. Czy marzy Wam się współpraca z jakąś artystką lub gwiazdą? Taka zawodowa wisienka na torcie?

T.P.: Gdybym mogła wyjechać do Stanów Zjednoczonych i pochodzić tam na castingi, to byłabym zadowolona ze współpracy z każdym artystą stamtąd. Szczytem marzeń byłoby dla mnie wystąpienie w klipie Beyoncé, Rihanny czy Jennifer Lopez.

S.P.: Rihanna jest zdecydowanie w mojej zawodowej czołówce. Choć nie robi już muzyki, jej pokazy Savage x Fenty są dla mnie taneczną inspiracją. Marzy mi się też wystąpienie na gali MTV VMA, jak chyba każdemu tancerzowi (śmiech). Wszystko jeszcze przed nami!

Reklama

Rozmowa powstała przy okazji premiery butów PUMA Mayze, odważnego modelu na wysokiej platformie, którego globalną ambasadorką jest wokalistka Dua Lipa. Na początku tego roku gwiazda uruchomiła wraz z marką platformę komunikacyjną She Moves Us, która celebruje kobiety promujące kulturę oraz sport. Mayze dostępne są w oficjalnych sklepach PUMA, za pośrednictwem PUMA.com oraz w wybranych sklepach partnerskich.

Reklama
Reklama
Reklama