Reklama

Kto ogląda program Kobiety na krańcu świata wie, że Martyna Wojciechowska dociera do mieszkanek przeróżnych zakątków świat, których życie diametralnie potrafi różnić się diametralnie od codzienności typowej dla Polek czy innych Europejek. Jednak trend, który podróżniczka i dziennikarka zbadała podczas pobytu w Korei Południowej, może rozprzestrzenić się szybciej niż się wydaje i stać się normą w dzisiejszej rzeczywistości.

Reklama

Zagadka Martyny Wojciechowskiej pozującej w sukni ślubnej rozstała rozwiązana. I nie ma ona nic wspólnego z partnerem dziennikarki, Przemkiem Kossakowskim. W pierwszym odcinku nowego sezonu Kobiety na krańcu świata Martyna skupiła się na temacie sologamii, która jest niczym innym, jak braniem ślubu przez kobietę z samą sobą. Jak dowiadujemy się z reportażu dziennikarki, jest on coraz bardziej popularny wśród Koreanek, a jedna z nich została nawet bohaterką programu Wojciechowskiej. „Korea Południowa to kraj, który ma jeden z najniższych współczynników dzietności na świecie. Według badań aż 90% mężczyzn i 80% kobiet między 25. a 30. Rokiem życia jest singlami. Kobiety obawiają się, że zarówno małżeństwo, jaki ciąża staną na drodze do ich awansu w pracy i będą powodem do dyskryminacji” - zauważa prowadząca program Kobieta na krańcu świata. „Jednocześnie Korea południowa to kraj konserwatywny i niemal każda kobieta chce mieć ślub. Dlatego prężnie rozwija się tu biznes… SOLO ŚLUBÓW. Okazuje się, że młode kobiety do spełnienia marzeń o białej sukni i welonie nie potrzebują nawet pana młodego” - dodaje dziennikarka w poście na Instagramie, który opublikowała tuż przed emisją nowego sezonu jej programu.

Zobacz także: Co to jest ghosting? Jakie są przyczyny okrutnego trendu w randkowaniu i jak sobie z nim poradzić?

Sologamia - nowy trend wśród młodych kobiet. Na czym polega?

Trendowi sologamii 25-letnia Czumi. „W moim najbliższym otoczeniu zainteresowanie solo ślubami jest całkiem spore. Zdecydowanie więcej osób reaguje pozytywnie na to co robię niż mnie krytykuje. Są nawet tacy, którzy deklarują w moje ślady, gdy nadejdzie odpowiedni moment” - mówi bohaterka Kobiety na krańcu świata. Choć sologamię nazywa się parodią prawdziwego ślubu, a należący do środowisk skrajnie konserwatywnych uznają ją za przerysowaną formę emancypacji, dążącą do coraz wyraźniejszego wykreślania roli mężczyzny w życiu kobiety – aczkolwiek faktem jest, że może być to bardzo istotny wyraz feminizmu - trzeba pamiętać, że jest to zjawisko przede wszystkim mocno symboliczne. Nie jest to instytucja, jak w przypadku małżeństwa zawieranego w kościele czy urzędzie, a czysta deklaracja miłości do samej siebie. Śluby bez partnera czy partnerki biorą nie tylko Koreanki, ale również Amerykanki, Włoszki czy Francuzki. Są tacy, którzy idą o krok dalej i wierność przysięgają nie sobie, a „hologramowi, ukochanemu psu albo drzewu. I to wszystko podczas specjalnych ceremonii” - wyjaśnia gospodyni programu Kobieta na krańcu świata.

Nawet największy przeciwnik sologamii dostrzeże w niej jakiś pozytyw, gdyż poddanie się temu trendowi wynika z potrzeby miłości do samej siebie. A nie trzeba być uczonym, żeby wiedzieć, że tylko samoakceptacja w stosunku do siebie jest jednocześnie otwarciem się na drugiego człowieka - przyszłego męża czy żonę. „W naszych czasach małżeństwo nie jest najważniejsze. Nasze pokolenie skupia się na własnych pragnieniach i na dążeniu do realizacji swoich marzeń” - mówi mieszkająca w Korei Południowej Jang Jumi. I choć ma sporo racji, to jednak sologamia, jak wiele innych kontrowersyjnych społecznych zjawisk, ma drugie dno, które zdaniem ekspertów powinno być dogłębnie badane. Może być to bowiem kolejna odpowiedź na jedną z największych chorób cywilizacyjnych XXI wieku, czyli samotność, od której niestety często dwa kroki do depresji.

Reklama

Zobacz także: "Hip Dips” to nowy trend na Instagramie. Sprawdźcie, o co chodzi!

Reklama
Reklama
Reklama