Reklama

Czy świat mody zdążył się już ucywilizować? Forsowane w pierwszej dekadzie XXI wieku postulaty dotyczące regulacji pracy nieletnich, walki z zaburzeniami żywienia, inkluzywności czy odejścia od naturalnych futer na pewno zmieniły jego oblicze. Branża wciąż jednak wpływa negatywnie na swoich pracowników, nas jako konsumentów, wreszcie na środowisko naturalne.

Reklama

Które problemy rozwiązano tylko połowicznie? Gdzie pojawiły się nowe? Miłość do mody i dobrego designu nie oznacza, że musimy być wobec branży bezkrytyczni. Oto, co jeszcze chcielibyśmy w niej zmienić.

Body negative

Tak, na wybiegu pojawia się znacznie więcej typów urody - modelek o różnym kolorze skóry, w różnym wieku i o różnej wadze. Wciąż jest ich jednak za mało… Rozmowę na temat inkluzywności na nowo wzbudził październikowy pokaz Victoria’s Secret.

Wznowione po sześciu latach przerwy bieliźniane show nie wzbudza już takich emocji jak kiedyś, gdy mogło konkurować z tygodniami mody i kształtowało listę najbogatszych modelek świata. Wciąż jednak prowokuje do dyskusji - w tym wypadku z powodu obietnicy różnorodności. Na wybiegu pojawiły się dwie transmodelki, a Ashley Graham i Paloma Elsesser reprezentowały kobiety plus size.

No właśnie, czy reprezentowały? Warto zauważyć, że top modelki plus size wciąż mieszczą się zarówno w wąskiej rozmiarówce VS (której rozszerzenie bezskutecznie postulowała sama Elsesser), jak i w tradycyjnych standardach urody, które wymagają sylwetki o kształcie klepsydry, rzadkiej przy figurze plus size. Głosy krytyki podkreślały też, że Graham, Elsesser i kilka innych modelek mid-size po prostu zniknęło w gąszczu licznych chudych aniołków, a ich stylizacje były znacznie bardziej zachowawcze, zakrywające ciało.

Czy jesteśmy gotowi na pełną reprezentację ciał w świecie mody? A może grubsze modelki nadal są tylko dodatkiem do głównego dania?

Glamouryzacja nałogów

Wydawałoby się, że czasy, kiedy elegancka kobieta trzymała w dłoni kieliszek martini i papierosa słusznie odeszły wraz z ikonami XX wieku - Audrey Hepburn czy wczesną Carrie Bradshaw. Nic bardziej mylnego…

Pamiętacie skandal, który wywowała Kendall Jenner, publikując w 2017 r. nagie fotki z papierosem? Prowokujący podpis “Ja nie palę” kłócił się z treścią subtelnego aktu w czerni i bieli. Co gorsza, zapewnienia Kendall prawdopodobnie były prawdziwe. Dwa lata wcześniej zapewniała w poście, że nigdy w życiu nie zapaliła papierosa i brzydzi ją, że w branży mody nadal są powszechne. Dlaczego więc zgodziła się podtrzymywać XX-wieczny mit, że papierosy dodają kobiecie seksapilu?

Nie ona jedna. Rok później papierosy pojawiły się jako gadżet na wybiegu Jean Paul Gaultier. A gdy duże domy mody odeszły do kontrowersyjnego “dodatku”, upomniało się o niego młode pokolenie projektantów…

W 2024 r. temat glamouryzacji palenia znów rozgrzewa do czerwoności. W lutym papierosy stały się wręcz plagą London Fashion Week, a młodzi projektanci utrzymywali, że chodziło im o nawiązanie do wspomnień z lat 00., w tym do ikony przełomu mileniów, Kate Moss. Chwilę później Brytyjczycy zaskoczyli świat mody kolejnym małym skandalem - głośną sesją okładkową Charli XCX w magazynie “The Face”. Na zdjęciach bohaterka brat summer zaciąga się dymem, siedząc na dziecięcej huśtawce.

Nie jest zaskakujące, że bliskie związki papierosa z modą przetrwały właśnie w Europie, tradycyjnej kolebce tego nałogu. Niepokoi jednak fakt, że odwraca się tendencja do potępiania palenia. “The Times” cytuje statystyki ze strony Smoke Free Media, według których liczba przedstawień papierosów w kinie i telewizji zaczęła rosnąć (częściowo za sprawą zainteresowania tematyką retro). W Polsce z kolei przestała spadać liczba palaczy, o czym alarmuje Polska Akademia Nauk.

Na szczęście powrót do estetycznych przedstawień nałogu nie odbija się na razie na młodym pokoleniu dorosłych, którzy częściej wybierają życie bez nikotyny albo bezdymne alternatywy, np. VELO. Saszetki beztytoniowe cieszą się szczególną popularnością w Szwecji, gdzie tradycyjnych papierosów używa zaledwie 3 proc. osób poniżej trzydziestki, a wskaźnik śmiertelności na choroby związane z paleniem jest o 40% niższy niż w całej Unii.

Fast fashion

Statystyki są bezlitosne. Mimo całej świadomości ekologicznej, rynek “szybkiej mody” nie tylko rośnie, ale i przyspiesza. Jego wartość ocenia się obecnie na 136 miliardów dolarów (wzrost o 10 proc. rok do roku!), a prognozy nie przewidują spowolnienia. Co więcej, europejskie konglomeraty odzieżowe przegrywają z Chińczykami, którzy produkują jeszcze szybciej, jeszcze taniej i jeszcze bardziej jednorazowo - w Stanach do Shein należy już 50 procent rynku. Według raportu agencji konsultingowej McKinsey & Co. trzy na pięć sztuk odzieży trafia na wysypisko albo do spalarni.

Czy da się powstrzymać to szaleństwo? Trwają dyskusje nad opanowaniem rozbuchanego rynku taniej mody za pomocą regulacji prawnych - we Francji już przegłosowano ustawę, która ma zakazać reklamy tzw. ultra-fast fashion i wprowadzić kary od nadwyżki produkcji chińskich gigantów od 2030 r. Europejskie marki z kolei same wychodzą z inicjatywą, jak obietnica Zary, żeby do 2025 r. zacząć szyć tylko z przyjaznych środowisku czy recyklingowanych materiałów.

Żadne zmiany nie pomogą jednak, jeśli nie zmieni się świadomość klientów, których konsumpcyjne pragnienia na nowo rozbudzili chińscy producenci. Czujemy się lepiej kupując “poliester z recyklingu”, często jednak nie zdajemy sobie sprawy, że w rzeczywistości przetwarzane jest tylko jeden proc. odzieży, a ekobluzka powstaje… z plastikowych butelek.

“Zapożyczenia”

W kontekście globalnego ocieplenia i pękających w szwach wysypisk śmieci, takie problemy jak prawa autorskie mogę wydawać się błahe. Cóż, nie dla młodych twórców, których promowane w socialach projekty są głównym “źródłem inspiracji” dla odzieżowych gigantów. IG i TikTok stały się przestrzenią, w której małe marki mogą zdobyć klientów, ale jednocześnie ich stracić - gdy ich projekt zostanie skopiowany i pojawi się na dużej platformie jako, na ogół tańsza, podróbka.

Z oskarżeniami tego typu mierzyły się nawet wielkie sieciówki, ale dopiero tzw. ultra-fast fashion zapoczątkowały prawdziwą epidemię kopii. Na liście poszkodowanych przez Shein są projektanci z całego świata - od sprzedawców ubrań robionych na szydełku i drutach ze Stanów, Europy, a nawet Nigerii, po australijskich producentów kostiumów kąpielowych. Chiński gigant nie powstrzymał się nawet przed skopiowaniem tak charakterystycznych modeli jak… gorsety inspirowane tapicerką, autorstwa nowojorskiej artystki Kristin Mallison.

Klienci najczęściej nie są świadomi tych “zapożyczeń”, a nawet jeśli by byli - często nie powstrzymałoby ich to przed zakupem. Tak jak nie powstrzymuje ich świadomość produkcji w krajach, które nie gwarantują godnych warunków pracy.

Reklama

Dlatego dla branży odzieżowej największym wyzwaniem na przyszłość pozostają niejasne reguły gry zglobalizowanego rynku. Wygrywają producenci, dla których normy i regulacje to dalekie mrzonki z Zachodu. To na nas, jako konsumentach, spoczywa odpowiedzialność za nasze wybory. Albo za rezygnację z tych wyborów, na rzecz ograniczenia zakupów.

Reklama
Reklama
Reklama