Reklama

Jest nie tylko najmłodszym premierem Nowej Zelandii od ponad 100 lat (urodziła się w 1980 roku), trzecią kobietą na tym stanowisku, ale przede wszystkim jedną z niewielu polityczek, które kierowanie rządem łączyć będą z opieką nad potomstwem. Historia zna zaledwie kilka takich przypadków, kiedy pełniące tak ważne role kobiety, zachodziły w ciążę.

Reklama

Przed weekendem, w trakcie konferencji prasowej, Jacinda Ardern ogłosiła, że ona i jej partner Clarke Gayford, który jest prezenterem telewizyjnym, zostaną rodzicami. Para spodziewa się pierwszego dziecka, które na świat ma przyjść w czerwcu. Choć ciąża była nieplanowana i okazała się dla nich sporym zaskoczeniem, oboje są bardzo szczęśliwi i już wyczekują maleństwa. Co ciekawe pani premier o błogosławionym stanie dowiedziała się na moment przed objęciem stanowiska szefa rządu. To wywołało niemałe zdziwienie wśród reporterów, którzy zapytali m.in. o to, jak poradziła sobie ze skompletowaniem zespołu cierpiąc na poranne mdłości. Ardern odpowiedziała po prostu, że „kobiety tak właśnie robią”. Słowa te odbiły się szerokim echem na całym świecie i okazały się mocnym przekazem w duchu #girlpower. Bo jak się okazuje – nawet będąc premierem nic nie stoi na przeszkodzie, by zostać mamą. Rząd musi poczekać, bo pani premier planuje po urodzeniu dziecka wziąć sześciotygodniowy urlop. W tym czasie jej obowiązki przejmie zastępca, Winston Peters. Ardern w swoim przemówieniu podkreśliła również, że nie jest pierwszą kobietą, która pracuje i ma dziecko, choć jej okoliczności są zdecydowanie nadzwyczajne. Ale przed nią wiele kobiet poradziło sobie z taką sytuacją. Ona też da radę!

Reklama

Zobacz także: Omenaa Mensach po raz drugi została mamą! >>>

Reklama
Reklama
Reklama