Zacząłeś od modelingu, potem przez chwilę byłeś stylistą, teraz rozwijasz się jako DJ i studiujesz japonistykę. Czujesz, że znalazłeś swoje miejsce w życiu?

Gdy wygrałem „Top Model”, miałem 19 lat i mało oleju w głowie. Jestem z małego miasta i zostałem rzucony na głęboką wodę. Wygrana w programie nie daje gwarancji, że ci się powiedzie. Życie szybko zweryfikowało moje umiejętności. Idziesz na jeden casting, nie dostajesz się, na kolejny też nie. Byłem na kontrakcie w Chinach, ale nie do końca mi się tam spodobało i odpuściłem modeling, skupiłem się na rozwijaniu Instagrama. Potem zacząłem stylizować reklamy, programy telewizyjne itd., ale nadal nie czułem, że to jest to. Szukałem. W międzyczasie zdałem maturę, bo wcześniej, ze względu na „Top Model”, odpuściłem szkołę. Dwa lata temu, na Open’erze, wylądowałem o czwartej nad ranem na scenie techno. Zakochałem się w muzyce, której dotąd nie znałem, i stwierdziłem, że chciałbym spróbować DJ-ki.

To chyba wymagało dużego nakładu pracy?

Powiedziałem sobie, że 4 lutego, w swoje urodziny, zagram pierwszy set – i to się udało. Najpierw uczyłem się sam, z YouTube’a, potem pomagali mi znajomi. I przez pierwszy rok zagrałem w sumie 30 setów. Gram w klubach, na eventach, w Warszawie i Krakowie, a ostatnio także w Poznaniu. To jest coś niesamowitego, gdy widzisz, jak ludzie bawią się do twojej muzyki i ile im to sprawia radości.

A skąd pomysł na japonistykę?

Nie chciałem być influencerem do końca życia, marzyłem, by mieć coś swojego, co będzie mnie rozwijać. Maturę ustną zdałem na 100 proc. i udało mi się dostać na japonistykę. Od dawna interesowała mnie kultura japońska, chciałem pogłębić wiedzę na jej temat i oczywiście nauczyć się języka. Mam prawie 30 lat, uznałem, że najwyższa pora zainwestować w edukację, chciałem sobie i światu coś udowodnić.

Gdy byłeś modelem, uważano cię tylko za „ładną buźkę”?

Tak, chcę pokazać, że mam też coś do powiedzenia. Otworzyła mi się przestrzeń w głowie – „hej, masz światu coś więcej do zaoferowania niż pokazywanie zdjęć w internecie”.

Co cię zafascynowało w kulturze japońskiej?

To, że Japończycy w pierwszej kolejności myślą o grupie, nie o sobie. Życzliwość, szacunek do drugiego człowieka, dobre wychowanie – to ich wizytówka. Już w przedszkolu uczą się, że relacje są w życiu najważniejsze, to jest core ich kultury. Widać to na ulicy, w sklepie, cały czas cię to otacza. Poza tym zakochałem się w tamtejszej sztuce, fascynuje mnie anime, jestem fanem japońskiego jedzenia. Podoba mi się język, nauka sprawia mi wiele radości. Wcale nie uważam, że jest trudny, choć teraz dochodzi mi więcej gramatyki, więc zaczynają się schody.

Wybrałeś bardzo trudną drogę; bycie influencerem kojarzy się z przyjemnym życiem, wysokimi zarobkami, podróżami, a studia, zwłaszcza takie, wymagają dużego wysiłku, który jest raczej mało „instagramowy”.

Oczywiście muszę rezygnować z wielu eventów, żeby przerabiać materiał, ale sprawia mi to mnóstwo satysfakcji. Na szczęście zajęcia odbywają się w tygodniu, więc w weekendy mogę na spokojnie grać imprezy. Jestem typem kujona, muszę być na wszystkich zajęciach, skrupulatnie robię notatki, udało mi się już zaliczyć pierwsze kolokwium. Jak się do czegoś przykładam, to na 100 proc. Ale studia kosztują, więc nie rezygnuję ze współprac na Instagramie, staram się to jakoś sensownie połączyć. Mam wielkie wsparcie w moim chłopaku, który nieustannie mnie motywuje.

radek 2

Jesteś z siebie dumny?

I tak, i nie. Chłopak i przyjaciele powtarzają mi, że powinienem, ale ja ciągle mam wiele planów do zrealizowania. Chciałbym więcej i więcej – marzy mi się, żeby zagrać na dużym festiwalu albo jako support wielkiej gwiazdy. Zdaję sobie sprawę, że to na razie odległe plany, ale małymi krokami może mi się uda tam w końcu dojść.

Wokół twojego grania stworzyła się społeczność, są osoby, które regularnie bywają na twoich setach?

Tak, nie spodziewałem się takiego pozytywnego odzewu. Dostaję mnóstwo maili i wiadomości, że moje sety są super. Ostatnio grałem w Poznaniu i specjalnie dla mnie przyjechała dziewczyna z Białegostoku. Poza tym rzeczywiście z miesiąca na miesiąc przybywa mi propozycji grania. Jestem bardzo podekscytowany, ale muszę pilnować, żeby nie kolidowało to ze studiami.

Myślisz jeszcze o powrocie do modelingu?

Na razie nie. Może w przyszłości, gdy nieco wyostrzą mi się rysy twarzy. Poza tym jest jeden aspekt, o którym się nie mówi. W zawodzie modela jest potężny gender pay gap – mężczyźni zarabiają średnio o 30 proc. mniej od swoich koleżanek, a ja niestety muszę myśleć o finansach, bo moja szkoła kosztuje. Oczywiście zawsze rozważę fajną propozycję, ale z perspektywy czasu uważam, że to nigdy nie było do końca „moje”. Teraz czuję, że moje życie toczy się już po zupełnie innym torze.

Otwarcie mówisz, że po „Top Model” sodówka uderzyła ci do głowy. Co pomogło ci zejść na ziemię?

Terapia. Jestem DDA i cieszę się, że sięgnąłem po profesjonalną pomoc. Dzięki temu zyskałem inne spojrzenie na relacje, poukładałem swoje priorytety. Wydoroślałem, bo wcześniej zachowywałem się jak rozkapryszone dziecko. Zachęcam każdego, kto boryka się z jakimś ciężarem, żeby spróbował terapii. Wiem, że to jest droga impreza, ale też mądra inwestycja w przyszłość. Świadomie lepiej się żyje, po prostu.