Reklama

Wojna w Ukrainie to aktualnie temat numer jeden w mediach w Polsce i na świecie. Portale internetowe i serwisy społecznościowe co chwilę zalewa fala nowych doniesień na temat dramatycznych wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Nasze feedy w dużej mierze zdominowały mrożące krew w żyłach zdjęcia i nagrania z atakowanych terenów. Nie brakuje też spekulacji na temat skutków rosyjskiej inwazji dla Polski. Nie wszyscy jednak uważają, że jest to odpowiedni kierunek. Takiego zdania jest chociażby Natalia Hatalska, analityczka trendów i założycielka instytutu badań nad przyszłością – infuture.institute.

Reklama

Dlaczego powinno się mówić „w Ukrainie”, a nie „na”?

Tłumaczymy, dlatego powinno się mówić „w Ukrainie”, a nie „na Ukrainie”. Dziś ma to ogromne znaczenie.
Dlaczego powinno się mówić „w Ukrainie”, a nie „na”?
fot. Getty Images

Natalia Hatalska o dezinformacji w kontekście wojny w Ukrainie

Dzień po wkroczeniu rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy Hatalska zamieściła na swoim oficjalnym profilu na Facebooku obszerny wpis. Wytłumaczyła w nim, dlaczego użytkownicy social mediów powinni w tym czasie powstrzymać się przed masowym udostępnianiem treści na temat eskalacji sytuacji na Wschodzie. Jej zdaniem może to bowiem przynieść więcej szkody niż pożytku.

W związku z wojną na Ukrainie staram się ograniczać swoją aktywność w mediach społecznościowych, nie zabierać głosu, nie dyskutować, nie forwardować treści. To świadomy wybór. Ta wojna trwa bowiem równolegle w świecie fizycznym, gdzie giną ludzie, i w świecie cyfrowym – gdzie opiera się na cyberatakach i dezinformacji. Już dawno temu, przed erą internetu, Vladimir Volkoff (znany pisarz poruszający kwestie metod manipulowania świadomością jednostek i społeczeństw) w swojej książce „Psychosocjotechnika, dezinformacja – oręż wojny” pisał o tym, że chaos informacyjny, tworzenie setek wersji jednego zdarzenia to jedna z socjotechnik stosowanych przez regularne wojsko po to, by nie móc dojść do prawdy i zdestabilizować społeczeństwo - napisała.

Higiena w mediach społecznościowych, tj. niekomentowanie, nieforwardowanie niesprawdzonych informacji, niepogłębianie szumu informacyjnego to dla mnie dziś jak utworzenie korytarza życia na autostradzie. Odsunięcie się na bok, zrobienie miejsca po to, by informacje z oficjalnych, sprawdzonych kanałów mogły płynąć środkiem. By każdy z nas mógł wiedzieć, co dzieje się naprawdę - dodała.

Apel autorki głośnych książek „Cząstki przyciągania” i „Wiek Paradoksów. Czy technologia nas ocali?” spotkał się z mieszanymi reakcjami. Jedni zgadzają się z jej słowami, drudzy zaś uważają, że taka postawa wcale nie jest właściwa, a wpis autorki bloga hatalska.com jest wręcz szkodliwy.

Bardzo słabe! To jest obywatelska dezercja. To nie jest puszczanie prawdy środkiem, tylko robienie miejsca dla obojętności. Właśnie jedność, to pokazanie siły w internecie, na ulicy, bo to minimum, które ludzie mogą zrobić. Proszę ludzi nie namawiać na obojętność dla „higieny” - skomentował dziennikarz Bożydar Pająk.

Hatalska odpowiedziała.

W ŻADEN sposób nie namawiam do obojętności. Musiał mnie Pan źle zrozumieć - czytamy.

Z pełną treścią wpisu i reakcjami na niego możecie zapoznać się poniżej.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama