Magda Stysiak wie, jak zagrać. Czy jednak sportowczyni może mieć normalne życie i czy kariera musi wiązać się z kosztami?
Najlepsza polska siatkarka. Gra w reprezentacji Polski i we włoskim klubie Vero Volley Monza. Tuż przed 22. urodzinami mówi, czy sportowczyni może mieć normalne życie i czy kariera musi wiązać się z kosztami.
- Katarzyna Dąbrowska
Byłaś chyba „skazana” na siatkówkę – Twój brat grał zawodowo, masz świetne warunki fizyczne…
Trochę tak było, na pewno do siatkówki namówił mnie brat. Ale dużo osób mnie skreślało, szczególnie na samym początku kariery. Byłam wysoka, nie miałam zbyt dobrej koordynacji. Jednak trenowałam, poszłam do najlepszej szkoły w Polsce, czyli Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Nie było łatwo, bo dość szybko przyszła kontuzja kolana. Przy moim wzroście [2,03 m – red.] bardzo łatwo o kontuzję.
Trudno wierzyć w siebie, gdy ktoś Cię skreśla?
Były też osoby, które mnie wspierały. Rodzice, brat, ich zdanie się dla mnie liczyło. Zresztą rodzice dużo poświęcili, bym mogła zostać siatkarką. Wozili mnie na treningi, na mecze, czekali godzinami, aż skończę. Wyjechałam z domu, kiedy miałam 13 lat. To było trudne i dla mnie, i dla nich. Ale musiałam sobie poradzić, to kształtuje charakter. Kiedy miałam 18 lat, wyjechałam do Włoch, jestem tu już czwarty rok i też nieczęsto się widujemy.
Jak sobie radziłaś, Ty, 13-latka mieszkająca z dala od rodziny?
Dziś pamiętam bardziej śmieszne sytuacje niż przykre. Ale bardzo tęskniłam. Z tęsknoty potrafiłam wypić szampon do włosów, by spowodować wymioty. Dzięki temu odsyłano mnie do domu z powodu „choroby”. Takie miałam pomysły. Szczególnie wtedy, gdy grałyśmy mecze w weekendy i nie mogłam pojechać do domu np. przez dwa miesiące. Wtedy tęsknota była ogromna i musiałam coś wymyślać. Do dziś nie mogę patrzeć na ten szampon (śmiech). Jak go widzę na półkach w drogerii, robi mi się niedobrze.
Nie miałaś momentów, by to rzucić i żyć jak „normalna” dziewczyna?
Wiele razy. Nawet już w zawodowej karierze. Myślałam czasami, że może to wszystko nie jest warte poświęceń i nerwów, presji. Ale teraz jestem sobie wdzięczna, że potrafiłam się z tym zmierzyć i być na tyle odważna, by nie odpuścić. Najtrudniejszy moment przeżyłam, gdy grałam w Chemiku Police, w drużynie młodzieżowej i zmarła babcia, z którą byłam bardzo związana. Kolejny kiedy poszłam do sądu z jednym z klubów. Miałam 18 lat, chciałam wyjechać do Włoch i tam grać, a klub chciał mnie zawiesić na dwa lata, uniemożliwić mi rozwój i karierę. Wygrałam dwie sprawy. Potem kontuzja kolan, kiedy nie mogłam nawet usiąść na łóżko… Takie rzeczy pozostawiają ślad. Ale nie poddałam się. Ale to wszystko kształtuje. Robię to, co kocham, i to mnie pcha do przodu.
Moment największego szczęścia w karierze?
Brązowy medal w mistrzostwach Europy z juniorkami. Jestem dumna z kilku przegranych meczów z reprezentacją, np. z Turczynkami w kwalifikacjach olimpijskich. Długo będę pamiętać tegoroczny ćwierćfinałowy mecz z Serbią na MŚ, mimo że był przegrany. Nie zawsze chodzi o wynik, ale o samą grę.
Na boisku zachwycasz talentem, techniką, słyniesz też z opanowania. Łatwo przychodzi trzymanie emocji na wodzy?
Chyba byłam taka od dziecka. Uparta, odważna, skupiona na celu. Od dziecka żyję z presją i przyzwyczaiłam się do tego.
Czy na tym etapie kariery masz czas na pozasportowe życie?
Jak każdy, choć ono pewnie wygląda inaczej niż u osoby, która ma tzw. normalną pracę. Mam znajomych, przyjaciół. Obecnie nie mam chłopaka, przez 8 miesięcy spotykałam się z jednym Włochem. Był bardzo zazdrosny, a to nie dla mnie (śmiech).
Co lubisz robić, jak masz wolne?
Jak mam cały dzień wolny – rzadko! – to najczęściej jadę na zakupy. Bardzo lubię kupować buty (śmiech). Mieszkam przy parku, lubię chodzić na spacery. Jednak na razie skupiam się na sporcie i czasu dla siebie nie mam za dużo.
Opowiedz o swoich tatuażach. Który jest ulubiony?
Mam ich 14, każdy jest ważny i wiąże się z nim jakieś wspomnienie. Pierwszy zrobiłam, jak miałam 18 lat – na bicepsie napis „Don’t dream your life, live your dream”. Na obojczyku mam po tajsku napisane „Rodzina”. Mam kilka związanych z rodziną - na ręku DNA i drzewo. Zrobiliśmy je razem z bratem. Ja mam w środku literę T jak Tomasz, on ma M jak Magda. Ostatnio zrobiłam sobie tatuaż razem z mamą. Ona wybrała wzór – motylka. Teraz mamy w tym samym miejscu identyczne rysunki. Na kostce mam wytatuowanego mojego psiaka.
Czy kiedykolwiek miałaś plan B na życie?
Tak. Życie sportowca jest intensywne, ale krótkie. Wiem, że nie będę grała do 40. roku życia i często zastanawiam się, co będę robiła potem. Co roku mam jakiś inny plan. Może fizjoterapia? Bardzo chciałabym podróżować. Mam jeszcze czas, by dopracować plan B.