Reklama

W styczniu na swoich profilach napisałam, że do artykułu poszukuję młodych mam samotnie wychowujących dzieci. Moją skrzynkę zalały historie z najróżniejszych części Polski, te sprzed kilkudziesięciu lat i te całkiem świeże. Wszystkie o ogromnej sile i miłości, ale też samotności, depresji i zmęczeniu, sądowych bataliach, niepłaconych alimentach i kończeniu studiów, gdy podczas zajęć pod ławką drzemie niemowlak. Wiele historii opowiedziały mi moje koleżanki – samotne mamy, o których sytuacji nie miałam pojęcia. To pokazało mi, że często samotne macierzyństwo jest niewidoczne dla innych.

Reklama

Samodzielna nie samotna mama: Karolina

Karolina o ciąży dowiedziała się tydzień po obronie pracy inżynierskiej. Miała niespełna 23 lata, była świeżo po zaręczynach, w kilkuletnim związku z deklaracjami wspólnego życia. Mieszkała u rodziców i dorywczo pracowała na stacji benzynowej, chciała kontynuować studia. – Nie cieszyłam się długo zaręczynami ani ciążą – wspomina. Gdy była w czwartym miesiącu, jej narzeczonego widziano na imprezach z inną dziewczyną. Wszystko później wydarzyło się bardzo szybko. – Przestał się odzywać, odbierać telefony, aż któregoś dnia odebrała kobieta i powiedziała, że mam mu dać spokój, że już nie chce ze mną być – mówi. Choć wiedziała, że urodzi dziecko w czasie magisterki, chciała mieć skończone pełne studia. Udało jej się zorganizować indywidualny tok nauczania, dużo projektów robiła zdalnie. Kiedy córka miała cztery miesiące, za zgodą wykładowców wróciła z nią na zajęcia. – Potrzebowałam wyjść do ludzi, bo zamknięta w domu miałam silne stany depresyjne – opowiada Karolina. Udało jej się skończyć studia w normalnym trybie i obronić się w pierwszym terminie, a po macierzyńskim – znaleźć pracę. Jeszcze będąc w ciąży, bała się jednak o swoje bezpieczeństwo, pojawiały się bowiem groźby, głównie ze strony partnerki eks. – W ósmym miesiącu zdecydowałam, że nie zgłaszam ojca do urzędu stanu cywilnego. Tym samym od urodzenia córki jestem jej jedynym prawnym opiekunem. Początkowo widywał córkę regularnie, ale kiedy za bardzo próbował ingerować w moje życie prywatne, zastraszał mnie i moich bliskich, śledził, złożyłam zawiadomienie na policję o nękaniu i zerwałam kontakt – mówi o byłym narzeczonym Karolina. Od początku mogła za to liczyć na wsparcie rodziców, z którymi mieszkała przez pierwsze trzy lata życia córki. Pomagali także przyjaciele oraz rodzeństwo Karoliny. Na pierwsze USG pojechała z przyjaciółką. Dlatego od określenia „samotna mama” woli „singiel mama” lub „samodzielna mama”. – Samotny jest człowiek, który nie ma wokół siebie żadnych ludzi. Ja od ponad siedmiu lat mam kochającą córkę i wspierających bliskich – tłumaczy.

Odmienne wizje życia, czyli historia Ady

Ada wychowała się w małej miejscowości na Lubelszczyźnie, od rozstania z ojcem swojego dziecka mieszka w Trójmieście. Kiedy rodziła, miała nieskończone 25 lat, dopiero co rozpoczęła pracę w korporacji, czekała ją obrona pracy inżynierskiej. Zarabiała nieźle, ale za mało na utrzymanie rodziny. To partner dawał jej stabilizację finansową. Gdy córka miała osiem miesięcy, została samotnie wychowującą ją mamą. – Kompletnie nie potrafiliśmy się dogadać. Miałam problemy emocjonalne po przedwczesnym porodzie i trzech tygodniach, które musiałam spędzić w szpitalu przez zakażenie. Dziś, po tych kilku latach, myślę, że mieliśmy odmienne wizje wspólnego życia – wspomina Ada. Początek życia w pojedynkę z dzieckiem był bardzo trudny. Ada nie miała większego wsparcia ze strony partnera czy rodziny. Czekały ją więc powrót do pracy, znalezienie mieszkania i pozbieranie się po rozstaniu. Na kredyt kupiła – jak mówi – ruderę, rozpoczęła remont i przez pierwsze dwa lata życia córki nie miała chwili dla siebie. Sytuacja ustabilizowała się, gdy dziewczynka skończyła trzy lata. – Wtedy dopiero mogłam zacząć robić z nią różne rzeczy – pisze Ada. Dzięki temu jej siedmiolatka pływała na windsurfingu, jeździła na nartach, konno, bywa w teatrach, na koncertach. – Staram się też wygospodarować czas tylko dla siebie, ale przy niewielkim udziale jej ojca ani nie może to być spontaniczne, ani częste – dodaje.

Więcej historii przeczytacie w marcowym numerze Glamour, gdzie czeka na was pełna wersja artykułu. Gdzie kupić to wydanie? Wystarczy, że klikniecie w zdjęcie poniżej, by przenieść się do sklepu online:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama