#challengeaccepted, czyli o co chodzi z czarno-białymi zdjęciami na Instagramie. Ten łańcuszek połączył kobiety na całym świecie
Dlaczego na Instagramie pojawiło się ostatnio tyle czarno-białych zdjęć, których autorkami są kobiety? To łańcuszek w geście kobiecej solidarności. Od czego się zaczęło? Do końca nie wiadomo, bo historia zjawiska jest stosunkowo długa. Pierwsze czarno-białe zdjęcia pojawiły się na Instagramie już kilka lat temu. O co chodzi?
- Redakcja
Dlaczego na Instagramie pojawiło się tyle czarno-białych zdjęć? To łańcuszek kobiecej solidarności, nie wiadomo jednak do końca, od czego się zaczęło?
„Challenge accepted” – tak najczęściej zaczynają się wpisy pod czarno-białymi zdjęciami, jakie w ostatnim czasie zalały instagramowy feed. Nie może zabraknąć pod nimi także hasztagów #womensupportingwoman oraz #blackandwhitechallenge. A posty zamieszczają wyłącznie kobiety. To pozwala się domyślać, że wysyp czarno-białych zdjęć na Instagramie to efekt łańcuszka. Łańcuszka, którego celem jest zachęcenie kobiet z całego świata, by okazały sobie gesty solidarności i wsparcia. I okazują. Swoje czarno-białe zdjęcia udostępniają nie tylko „zwykłe” dziewczyny – i to z całego świata! – ale i gwiazdy. W fotograficznym łańcuszku już wzięły udział: Khloé Kardashian, Reese Witherspoon, Naomi Watts, Zoe Saldana, Eva Longoria, Demi Lovato czy Kerry Washington.
#womensupportingwomen – ten łańcuszek na Instagramie połączył kobiety z całego świata
Jak to się wszystko zaczęło? Tu leży pies pogrzebany, bo dziś nikt już tego chyba nie pamięta, i z tego powodu łańcuszek budzi kontrowersje. Jest kilka możliwych wyjaśnień. Każde jednak kryje w sobie coś nieprzyjemnego... Jak podaje amerykański „Glamour”, mówi się, że wszystko zaczęło się od obelgi, jaką usłyszała tamtejsza polityk Alexandria Ocasio-Cortez od kongresmena Teda Yoho (jak ją nazwał nie będziemy przytaczać). Czarno-białe zdjęcia miały się wówczas pojawić na znak protestu przeciwko takim zachowaniom. Innym bardzo prawdopodobnym wyjaśnieniem jest, że fotografie zaczęły pojawiać się w Turcji, by zwrócić uwagę na tamtejszy (poważny) problem kobietobójstwa. Dziennikarka „Times” Taylor Lorenz miała jednak udowodnić, że to fake news, o czym zrobiła post (jakżeby inaczej) na Instargamie. Zresztą zobaczcie same:
Jaka jest więc prawda? Do końca nie wiadomo. I właśnie dlatego, w internecie pojawiają się głosy, że łańcuszek jest bez sensu. Zwłaszcza, że nie prowadzi do niczego w praktyce – nie zachęca do zbiórki pieniędzy na szczytny cel, ani pomocy konkretnej osobie. „Znajdujemy się u szczytu pandemii, na początku globalnego kryzysu, walczymy z dyskryminacją rasową, a na Instagramie pojawia się wysyp zdjęć, które nie służą niczemu konkretnemu?” – piszą sceptycy. Może jednak ten mały gest ma znaczenie? Zwłaszcza, że zaangażowanie jest ogromne. Hasztagiem #womensupportwomen swoje zdjęcia oznaczyło już ponad milion kobiet, nominując do wzięcia udziału także bliskie im osoby, przy okazji dobrze sobie nawzajem życząc i ciepło o sobie pisząc. Tylko tyle i aż tyle? Oceńcie same.