6 rzeczy, których nauczyło mnie dorosłe życie
Jak wygląda dorosłość? Kiedy tak naprawdę się rozpoczyna, czego uczy i dlaczego wszyscy na nią narzekają? Oto kilka rzeczy, których nauczyło mnie wejście w dorosłe życie.
- Joanna Twaróg
Pamiętam to jak dziś: czekałam do północy, żeby sprawdzić, co zmieni się w moim życiu, gdy oficjalnie osiągnę pełnoletniość. Co się stało? Jak pewnie się domyślacie, absolutnie nic. Następnego dnia musiałam wstać wcześnie rano i pójść do szkoły, regularnie uczyłam się do sprawdzianów, a moim największym zmartwieniem była zbliżająca się wielkimi krokami matura. Prawdziwe dorosłe życie, którego wciąż jeszcze do końca nie ogarniam, rozpoczęło się, gdy wyjechałam na studia. Zamieszkałam sama – daleko od rodziców, w obcym mieście i z ograniczonym budżetem. Czy sobie poradziłam? Musiałam! Czego się dzięki tym wszystkim trudnościom nauczyłam? O tym poniżej.
#1 Pieniądze nie rosną na drzewach
Nigdy nie byłam mistrzem oszczędzania. Co miesiąc dostawałam kieszonkowe od rodziców i swobodnie nim operowałam. Chodziłam na kawę z przyjaciółkami, do kina, spełniałam inne swoje zachcianki i nie przejmowałam się ewentualnym brakiem pieniędzy. W końcu zawsze mogłam poprosić rodziców o drobne dofinansowanie. Dorosłe życie zmieniło moje spojrzenie na świat oraz finanse. Nie dość, że uświadomiłam sobie, czym jest ciężka praca i nie chciałam dodatkowo obciążać rodziców, to jeszcze musiałam nauczyć się gospodarować miesięcznym budżetem. Jeżeli też macie z tym problem, to zainteresujcie się aplikacjami, pomagającymi w oszczędzaniu. Bywają skuteczne, serio.
Rocznice ślubu: Nazwy rocznic ślubu i ich znaczenie >>>
#2 Zakupy spożywcze to nic przyjemnego
Kolejną trudnością dorosłego życia okazały się zakupy spożywcze. Nagle wizyta w supermarkecie stała się dla mnie wyprawą w nieznane, a regały sklepowe zamieniły się w labirynt dosłownie nie do przejścia. Czułam się jak dziecko we mgle, nie pomagała nawet lista zakupów. Nie wiedziałam, ile jestem w stanie zjeść sama i (przede wszystkim!) ile jedzenia powinnam kupić, aby nic się nie zmarnowało. Nie mogłam też przesadzić w drugą stronę, chociaż przyznaję, że moje półki w lodówce nie raz świeciły pustkami.
#3 Gdzie oni są? Ci wszyscy moi przyjaciele…
Kiedy ktoś pyta mnie, czy dobrze wspominam szkołę, zwykle odpowiadam: Tak, miałam super klasę! To prawda, tworzyliśmy naprawdę zgraną paczkę i to właśnie dzięki moim koleżankom i kolegom z klasy wspominam lata szkolne tak dobrze. Lubiliśmy się do tego stopnia, że chętnie spędzaliśmy razem czas także poza lekcjami. Wszystko zmieniło się, gdy wyjechaliśmy na studia. Każdy poszedł w swoją stronę, zaczął ogarniać własne życie, a nasze spotkania ograniczyły się do kilku w roku. Na szczęście, prawdziwe przyjaźnie przetrwały. I właśnie dzięki tej rozłące wiem, że będą trwać wiecznie – niezależnie od tego, jak często będziemy się widzieć. Do tego dochodzą oczywiście nowe znajomości, które nigdy nie zastąpią mi szkolnych przyjaźni, ale na pewno je uzupełniają i wnoszą wiele do mojego życia.
#4 Papierologia, czyli dlaczego nikt nie nauczył mnie tego w szkole?
Niestety zasada gdy nie wiesz, co robić – licz deltę nie działa w prawdziwym życiu. Niezwykle jednak doceniam fakt, że potrafię wymienić nazwiska polskich noblistów, znam wzór skróconego mnożenia, a nawet wiem, jak brzmi pierwsza zasada dynamiki Newtona. Wciąż liczę na to, że wiedza ta przyda mi się w Milionerach, Jednym z dziesięciu lub innym teleturnieju, do którego zgłoszę się, chcąc podreperować swój budżet (tutaj wracamy do pierwszego punktu listy). Ale mówiąc całkiem poważnie, bardzo żałuję, że podczas tych dwunastu lat spędzonych w szkole, nikt nie nauczył mnie, jak wypełniać zeznanie podatkowe, opłacać rachunki, czy załatwiać różne sprawy w urzędach.
Byłam w związku z młodszym facetem. Zakończył się równie szybko, jak zaczął, ale nauczył sporo >>>
#5 Taaaak, weekend! Wreszcie będę miała czas posprzątać!
Sobota to oczywiście dzień porządków. Przez całe swoje dzieciństwo pomagałam rodzicom w sprzątaniu, ale nie musiałam sama tego ogarniać i planować. Do czasu! Wyprowadzając się z domu nie sądziłam, że ścieranie kurzu, odkurzanie, mycie podłóg i tym podobne czynności, wykonywane w pojedynkę zabierają tyle czasu. Co więcej, nie spodziewałam się, że widok posprzątanego mieszkania może dawać tyle radości. Cóż, cieszmy się z małych rzeczy…
#6 Oglądanie seriali i czytanie książek, to luksus, na który rzadko można sobie pozwolić
Nie oszukujmy się, dorosłość wiąże się z totalnym brakiem czasu. Pisałam już o tym, że ciężko jest znaleźć chwilę na spotkania ze znajomymi (punkt trzeci). Jednak natłok obowiązków sprawia, że nie mam czasu nawet na czytanie książek, czy oglądanie nowych sezonów ulubionych seriali. W związku z tym, zaległości staram się nadrabiać wieczorami, a właściwie nocami, w weekendy, albo podczas urlopu (przypominam, że dorośli nie mają wakacji), a samo czytanie i bezstresowe siedzenie przed ekranem laptopa uważam za czynności jakby luksusowe.
Będąc małą dziewczynką, często myślałam o swojej przyszłości. Snułam prowizoryczne plany, wyobrażałam sobie dorosłą Asię – chodzącą do pracy w szpilkach, z perfekcyjnie uczesanymi włosami i pełnym makijażem (teraz się z tego śmieję, bo jeszcze nigdy nie przyszłam do redakcji w butach na wysokim obcasie, to tego prawie w ogóle się nie maluję, a moje włosy są rozpuszczone lub spięte w niedbały kucyk) i zastanawiałam się, jak będzie wyglądać ta dorosłość, na którą tak wszyscy ciągle narzekają. I chociaż rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niż dziecięce wyobrażenia (nie zostałam księżniczką), to muszę przyznać, że podoba mi się moje dorosłe życie. Lubię je między innymi za te wszystkie przeszkody i trudności, bo to właśnie one pomogły mi ukształtować dorosłą osobowość i pozwoliły poznać prawdziwą siebie.