Reklama

Każdy jakiegoś miał, każdy – niezależnie od tego, ile ma lat – kogoś podziwia. Choć zmieniają się miejsca, w których szukamy idoli, wartości, które robią na nas wrażenie, a i pewnie sama relacja z podziwianym obiektem jest dziś trochę inna. W erze bezlitosnej cancel culture i internetowych samosądów być może cierpimy bardziej, gdy nasi idole okazują się ludźmi z krwi i błędów, a nie herosami z kryształu. Jakkolwiek to zabrzmi: idol, który na pewno nigdy nas nie zawiedzie, to idol martwy (choć i zgon nie daje stuprocentowej gwarancji, zawsze można wymieść spod dywanu kompromitujące autorytet paprochy). Dawniej to tradycyjne media, jak magazyny, telewizja i radio, lansowały największych idoli i idolki, te bożyszcza, do których wzdychały tłumy – siłą rzeczy zbiór dostępnych gwiazd, za którymi można było podążać, był ograniczony. Dziś, gdy algorytmy platform społecznościowych ścigają się w kreowaniu efemerycznych mikrotrendów, w idolach i idolkach można przebierać.

Reklama
Od speszonych sławą aktorów, przez zdeterminowane aktywistki klimatyczne i merytoryczne autorki edukacyjnych podcastów, po alternatywne muzyczki, które przebijają się do mainstreamu postulatem przyzwolenia na chaos bycia dziewczyną (Charli XCX, a kto inny?).

Czy każde pokolenie wybiera idoli inaczej? Niekoniecznie. Na pewno jednak o tym, kto obecnie może zostać wzorem cnót, decydują generalne społeczne tendencje, takie jak zmęczenie przesadnym egotyzmem branży rozrywkowej czy głód redefinicji norm społecznych. Nie jest łatwo być dzisiaj idolem, nawet jeśli nie świadczy o tym toksyczne powodzenie patoinfluencerów. Ale może jeszcze trudniej być fanką?

fot. Aldona Karczmarczyk

Jak latarnia, która oświetla drogę

Potrzeba jest uniwersalna. Dobry idol czy odpowiednia idolka skutecznie wspomagają rozwój osobisty, kształtują nasz gust, wpływają na światopogląd, może nawet na poczucie bezpieczeństwa i przynależenia, jeśli wokół lubianej osoby wytwarza się wspierająca wspólnota, jak np. ta, którą zbudowały sobie fanki Taylor Swift. – Młoda osoba szuka idola czy idolki, bo potrzebuje wzoru do naśladowania, ale takich drogowskazów pragną ludzie na różnych etapach życia – zaznacza doktorka Joanna Gutral, psycholożka, psychoterapeutka i autorka psychoedukacyjnego podcastu „Gutral Gada”. – Po prostu nie zawsze nazywamy ich idolami. To nasze autorytety, mistrzowie, mentorki. Reprezentują standardy, do których chcielibyśmy dążyć. Wartości, które są nam bliskie. Pomysły, projekty, obszary, w których chcielibyśmy się realizować. Idol czy autorytet jest naszym punktem odniesienia na mapie. Bo marzymy, żeby wieść takie życie jak on. Bo chcemy wykonywać swoją pracę tak jak on czy ona. Idol czy idolka to latarnia, która oświetla drogę. Trzeba tylko pamiętać, że trasa, którą chcemy podążać, może się z czasem zmienić. Pewnie wielu i wiele z nas w dorosłych latach ma innych idoli niż ci z czasów nastoletnich – mówi.

I dodaje, że o ile młodej osobie idol może wskazać ścieżkę kariery – rozbudzić marzenia o sławie docenianego sportowca albo o sukcesach celebrowanej reżyserki – o tyle w późniejszym wieku ta funkcja się nieco zmienia. Już nie chcemy być naszymi idolkami, ale chcemy bywać takie jak one? – Osoby nastoletnie najczęściej wybierają swoich idoli i idolki spośród osób popularnych. Wcześniej były to głównie gwiazdy muzyki czy kina, dziś również gwiazdy internetu. W przypadku osób znanych i lubianych działa efekt autorytetu, ale i blasku. Kiedy ktoś zdobywa akceptację społeczną i podziw za swoje osiągnięcia, chcemy brać z niego przykład, bo zwłaszcza gdy jesteśmy młodymi osobami, bardzo zależy nam na akceptacji grupy. Budujemy naszą tożsamość społeczną przez relacje z innymi ludźmi – wyjaśnia Joanna Gutral.

Z kolei w dorosłym życiu sytuacja się nieco niuansuje. Mogę mieć autorytet specjalizujący się w obszarze zawodowym, w którym działam. Mogę mieć idola w zakresie macierzyństwa czy tacierzyństwa, jeśli są to role, w których się spełniam bądź chcę spełniać. Mogę mieć ulubionych sportowców, którzy będą mnie inspirować dyscypliną czy sukcesami, ale to już nie oznacza, że chcę podążać ich ścieżką
dodaje ekspertka.

Idole zmieniają świat?

To niesprawiedliwie upraszczające stwierdzić, że kiedyś kręcił nas pusty blichtr, a dziś wreszcie oczekujemy od idoli treści. W końcu idolkami kobiet z pokolenia baby boomers, które wchodziło w dorosłość na przełomie lat 60. i 70., były wielokrotnie aktywistki feministyczne, jak chociażby Susan Sontag, przenikliwa intelektualistka, która cieszyła się wielką estymą w środowiskach akademickich, ale i gościła na okładkach kolorowych pism z amerykańskim „Vogiem” na czele. Idolem generacji X czy starszych milenialsów, których gust muzyczny nabierał kształtów w latach 90., był Kurt Cobain, lider zespołu Nirvana, zdeklarowany liberał, autentyczny sojusznik wyemancypowanych kobiet, nieprzejednany przeciwnik bigoterii. O tym, kto zostaje idolem czy idolką, decydują indywidualne potrzeby każdej fanki i fana, ale też ogólny społeczny apetyt. Jakich idoli i idolek potrzebujemy więc dziś? Okazuje się, że przede wszystkim takich, którzy wchodzą w dyskusję z niezdrową relacją idol – fan i zachowują dystans do popularności, bo ewidentnie zmęczyło nas słuchanie oświeconych życiowych prawd samozwańczych ekspertów. Idolką nowego typu jest na pewno Chappell Roan, amerykańska wokalistka pop, która zainspirowała zataczającą coraz szersze kręgi dyskusję o tym, ile gwiazda jest winna swoim wielbicielom i wielbicielkom.

Wybrałam taką ścieżkę kariery, ponieważ kocham muzykę i sztukę, ale to, że wybrałam akurat taką ścieżkę, nie znaczy, że zgadzam się na przekroczenia
pisała kilka miesięcy temu w mediach społecznościowych.

Gdy gram koncert lub udzielam wywiadów, wtedy jestem w pracy. W każdych innych okolicznościach nie jestem winna wymiany energii, czasu czy uwagi ludziom, których nie znam i którym nie ufam, tylko dlatego, że wyrazili swój podziw dla mnie”. Jeśli coś łączy osoby, które dziś cieszą się największą atencją czy które wyróżnia charyzma wpisana w definicję idola, to ich sprawczość w inspirowaniu zmiany. Chappell Roan broni granic i prawa do prywatności, a do tego głośno mówi o zdrowiu psychicznym muzyczek i muzyków oraz potrzebie stworzenia działającego systemu wsparcia w ramach branży. Charli XCX ze swoją uwielbianą i docenianą płytą „Brat” weszła w dyskusję z wybrzmiewającym z Instagramu i TikToka przymusem doskonałości – i za to pokochały ją dziewczyny, którym czasem nie wychodzi perfekcyjne życie.

Paul Mescal świadomie wybiera role, które pozwalają mu łamać stereotypowe przekonania na temat męskości. Jest też jedną z tych gwiazd, które chronią swoją prywatność, dystansują się od sławy, zamiast korzystać z płynących z niej przywilejów. Polska młodzież również ma idoli i idolki nowej generacji. Bedoes świetnie rozprawia się z prymatem maczyzmu w muzyce hiphopowej, a Young Leosia pokazuje, na czym polega praktyka siostrzeństwa, wspierając kariery innych raperek. Generacja Z, która – jak pokazują badania – żyje dużo zdrowiej i spokojniej niż poprzednie pokolenia (nie nadużywa alkoholu, nie imprezuje, nie kręci jej przygodny seks), z rzadka już wybiera na swoich idoli czy idolki rozhulanych w bezrefleksyjnej zabawie hedonistów, a częściej podziwia osoby, które walczą o przyzwoitą przyszłość, jak aktywistki i aktywistów klimatycznych. Idole nigdy nie musieli być wyłącznie fotogeniczni i utalentowani, ale może dziś potrzeba, by błyszczeli nieskalaną moralnością, jest większa? I jak wobec tego wytłumaczyć popularność w internecie takich postaci jak Andrew Tate, przestępca seksualny i mizogin? Idol, jako figura wpisana w kulturę popularną, jest zupełnie neutralny, ale można mieć takich, którzy będą inspirować do samodoskonalenia, takich, którzy namieszają nam w głowach, albo takich, którzy zmuszą nas do konfrontacji z własnymi przekonaniami.

fot. Maciej Nowak

Jak żyć, gdy mentor zawiedzie?

Bo idole lubią upadać. Co się dzieje, gdy nasz nieomylny autorytet zbłądzi? – W psychologii społecznej nazywamy to dylematem hipokryzji moralnej – mówi Joanna Gutral. – Idol może okazać się kimś innym niż osoba, za którą chcieliśmy go uważać. Bo deklaruje, że jest miłośnikiem zwierząt, a znęca się nad zwierzętami. Bo twierdzi, że jest osobą niepijącą, a potem policja go zatrzymuje, gdy prowadzi samochód pod wpływem alkoholu. Jeśli ktoś mówi jedno, a coś innego robi, osłabia to naszą wiarę w jego autorytet, ale też powoduje dysonans poznawczy. Żeby zredukować związane z tym napięcie, odcinamy się i zaczynamy całkowicie podważać autorytet idola – wyjaśnia ekspertka. A co, jeśli osoba, którą podziwiamy, nie łamie prawa, ale robi coś, co nie mieści się w naszym kodeksie właściwego postępowania?

– Zależy, jak silnie byliśmy związani z naszym autorytetem. Albo będziemy racjonalizować i wypierać fakty, które stoją w sprzeczności z naszym obrazem osoby; tłumaczyć sobie, że to media sprzysięgły się przeciwko naszemu idolowi lub że zazdrośni ludzie mu złorzeczą. Albo całkowicie ten obraz zniszczymy, choć oczywiście najlepszą drogą byłaby droga środka. Weźmy przykład Andrew Hubermana (amerykański neurobiolog, autor bardzo popularnego podcastu „Huberman Lab” – przyp. red.). Gdy ukazał się artykuł o jego nieoczywistych relacjach z kobietami, zaczęto podważać cały autorytet naukowca. Ale czy Huberman kształtował się na wzór partnera? A może po prostu jest naukowcem, który prowadzi jakieś życie osobiste, które może nam się nie podobać, ale nie ma wpływu na jego kompetencje naukowe? Oczekiwaliśmy od Hubermana, że będzie nieskazitelny, bo fajnie jest widzieć kogoś spójnie. Świetny naukowiec, dobry partner. Typowy przykład efektu aureoli. Jeśli uważamy, że ktoś jest bardzo inteligentny albo atrakcyjny, to od razu zakładamy, że będzie też dobry i moralny, a przecież wcale nie musi tak być – przypomina psycholożka.

Można nierozsądnie wybrać idola lub idolkę, zdarza się najlepszym. Ale jak nie zabrnąć w szkodliwą relację z autorytetem? I przede wszystkim skąd wiedzieć, że relacja może być szkodliwa? – Sprawdzajmy, co się w nas odzywa, gdy czytamy nieprzychylne komentarze na temat naszego idola. Czy jesteśmy w stanie uznać go za osobę ludzką, która popełnia błędy? Czy umiemy być krytyczni? Czy to autorytet narzucony przez media, czy nasz wybór? Bo niestety media też potrafią idoli i autorytety sztucznie kształtować, przyznając nagrody, dając błysk jupiterów – odpowiada Joanna Gutral. – Dobrze jest fragmentaryzować autorytet. Nie chcę być jak Adele pod każdym względem, ale chcę śpiewać jak Adele. Imponują mi jej umiejętności wokalne, ale to nie oznacza, że muszę być ślepo posłuszna i odtwarzać całą postać, bo inspiruje mnie wybrana umiejętność, ścieżka kariery, zasób, który posiada – mówi. I kiedy już rozbierzemy autorytet na części pierwsze, wciąż warto pamiętać, że idol w kawałkach także może okazać się kawałem… niefajnej osoby.

Reklama

Artykuł ukazał się w kwietniowym magazynu GLAMOUR.

Reklama
Reklama
Reklama