Matka Polka nie chodzi w dresie, czyli młode mamy odczarowują stereotyp
Mieszkają w Polsce, są mamami i kochają swoje dzieci ponad wszystko, a jednak – w większości – nie powiedziałyby o sobie: Matka Polka. To dlatego, że wokół określenia narosło wiele mitów, które nijak się mają do tego, kim są współczesne matki. Nie mylić z Instamatkami, bo one także mają niewiele wspólnego z prawdą.
W tym artykule:
„Jestem matką, jestem Polką, ale Matka Polka to nie o mnie” – powiedziała mi Zofia Kula-Jeżowska, mama dwuletniej Róży. To samo usłyszałam od Olgi Święcickiej, mamy dwójki: Miry i Jurka. „Kiedy słyszę to określenie, przed oczami mam zmęczoną kobietę w dresie, z siatami w zębach i dziećmi uwieszonymi u nóg. Taką, która zawsze myśli o innych, nigdy o sobie i nie robi nic żeby to zmienić, bo z cierpieniem jej do twarzy. I taką, która nigdy nie odpuszcza, bo obiad musi być z dwóch dań, z kompocikiem” – mówi. I dodaje: „Chciałabym móc z dumą tak o sobie powiedzieć, ale mam wrażenie, że za tym określeniem stoi więcej wstydu, niż poczucia mocy”.
Internet nie pozostawia złudzeń. Gdy wpisuję w wyszukiwarkę frazę „Matka Polka skojarzenia”, dowiaduję się, co prawda, że to kobieta, która kocha bezgranicznie swoje dzieci, ale później jest już gorzej. „Wielozadaniowa”, „najczęściej pracuje w biurze albo w branży usługowej, ale rzadko na kierowniczym stanowisku”, „raczej nie są jej pisane duże zarobki”, „jest w ciągłym ruchu, bo próbuje pogodzić ze sobą pracę, wychowanie dzieci i prowadzenie domu” – czytam. Dziś mniej już się mówi, że jej obowiązkiem jest wychowanie dzieci w patriotycznym duchu, choć nie można zapominać, że określenie „Matka Polka” pochodzi z czasów, kiedy Polska straciła niepodległość. Być może dlatego, tak chętnie przywoływane jest przez środowiska prawicowe, które odbierają mu feministyczny charakter i narzucają katolicyzm. Tymczasem współczesne matki-Polki nie wpisują się raczej w ten stereotyp, czego bohaterki tekstu są najlepszym przykładem. Są aktywne, i owszem, ale nie dlatego, że próbują sprostać oczekiwaniom społeczeństwa, ale dlatego że chcą i w ten sposób realizują siebie. Wiedzą też, że nie wszystko muszą robić same. I wcale nie jest to kwestia proszenia o pomoc, ale po prostu podział obowiązków (choć nie zawsze pół na pół).
Dinozaury i Instamatki
Nie znaczy to jednak, że nie czują na sobie surowego wzroku społeczeństwa. „Słyszę cały czas, co powinnam robić i jak. Najbardziej przeszkadza mi chyba zderzenie tzw. starej szkoły i współczesnych poglądów na temat wychowania, bo choć od samego początku uczę się i praktykuję świadome rodzicielstwo, zawsze znajdzie się ktoś, kto przed laty wychował trójkę dzieci, które szczęśliwie przeżyły i teraz wie wszystko najlepiej” – mówi Zosia. Jest na to jednak metoda. Wpuścić jednym uchem i wypuścić drugim. „Spotykam się z uwagami typu «gdzie czapeczka?» albo « a nie zimno mu w łapki?», ale nawet na to nie reaguje. Uśmiecham się i idę dalej. Kompletnie mnie to nie rusza” – mówi Olga. „Ruszają mnie za to media społecznościowe, które wywierają ogromną presję na bycie idealną matką, taką co nakarmi ekologicznie, zrobi ćwiczenia fizjoterapeutyczne, ubierze w merynosy i będzie na bieżąco z poradnikami i badaniami amerykańskich naukowców.
Choć obraz mamy z Instagrama daleki jest od wizerunku Matki Polki, nie znaczy, że nie uwiera.
Na zjawisko zwraca uwagę także Julia Dyzio, mama Julka i Stefy. „W mediach społecznościowych pełno jest osób, które lubią oceniać przez pryzmat kilku zdjęć. Szczególnie z anonimowych profili. Ale nie przejmuje się tym ani trochę. Wiem, że daje z siebie tyle, ile mogę z siebie dać i pozostaje wierna swoim wartościom” – mówi. „Kieruję się intuicją i mam to szczęście, że otoczenie podziela moje poglądy i wspiera działania. Jasne, można czasem usłyszeć dobre rady od przypadkowej osoby, ale mamy wtedy pełne prawo powiedzieć: hej, nie życzę sobie takich uwag” – dodaje Weronika Płocha, mama rocznej Matyldy. Coraz więcej mam daje sobie dziś na to przyzwolenie.
Matka pracująca
Podobnie jak do powrotu do pracy. „Dziecko to piękna i bardzo ważna cząstka ciebie, ale nadal możesz mieć swoją autonomię, bo tak utrzymujemy w życiu zdrowy balans” – dodaje Weronika, która pracuje jako dziennikarka, i zaznacza, że okazywanie dzieciom, że się je kocha najbardziej na świecie, nie wymaga wcale rezygnacji z siebie. „Nie wyobrażam sobie nie pracować” – podkreśla Julia, specjalistka ds. PR-u i właścicielka marki La Bomba, produkującej ręcznie robione, naturalne kule i inne kosmetyki do kąpieli. „Mam wszystko zorganizowane tak, by spełniać się w pracy, a po wyjściu z biura całkowicie poświęcać czas dzieciom. Jestem wtedy najszczęśliwsza, spełniona i mam nadzieje, że będzie to też inspirować moje dzieci, aby w przyszłości dążyły do tego, by praca im także dawała szczęście” – mówi, ale nie ukrywa, że sporym ułatwieniem jest to, że pracuje „na swoim” i sama dysponuje swoim czasem.
Praca jest pasją także dla Zosi, kostiumografki, która liczyła się z tym, że łączenie jej z macierzyństwem będzie wymagało pewnych kompromisów. Dała sobie czas, by nie robić nic na siłę, w zgodzie ze sobą, ale i potrzebami dziecka, nawet jeśli ma to oznaczać nieco mniejsze zarobki. Zmodyfikowała nieco swoje podejście do pracy. „Nie rozdrabniam się, wybieram krótkie, ale konkretne projekty, w tej chwili robię głównie kostiumy do reklam. Zaczęłam też dzielić się doświadczeniem, prowadząc zajęcia z kostiumografii w Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru” – zdradza. Doskonale ją rozumiem, bo ja także po urodzeniu córeczki (ma teraz niewiele ponad rok) wreszcie nauczyłam się asertywności i stawiania granic. Przede wszystkim samej sobie, bo zanim zostałam mamą, regularnie zdarzało mi się nie wyłączać komputera do późnych godzin nocnych. Dziś wiem, że praca jest ważna, ale równie ważne jest życie prywatne. Nie tylko dziecko, ale i ja sama.
Być może z tego samego założenia wyszła Olga, do niedawna dziennikarka i redaktorka. To właśnie dzieci sprawiły, że postanowiła całkiem zmienić swoje życie zawodowe. „Przy pierwszym jeszcze walczyłam, przy drugim poddałam się i wzięłam, co dają. Ono wszystko przemeblowało. Po urodzeniu starszej Miry szybko uciekłam do pracy, bo był to ostatni bastion starego życia. Podświadomie pewnie liczyłam, że jak tam będzie po staremu to reszta życia wróci też na stare tory. Nie wyszło, postanowiłam więc przekroczyć rubikon, zajść w drugą ciążę i popłynąć. Jak odpuściłam, okazało się, że nie chcę już być dziennikarką, tylko pracować bliżej z ludźmi. Zaczęłam organizować grupy wsparcia dla mam i szkolę się na psychoterapeutkę. Drugie dziecko uświadomiło mi, że życie jest jedno, mija szybko i nie ma nic do stracenia”.
Matka jest tylko jedna
Jeśli właśnie zostałyście mamami i czytacie to z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy w czasie krótkiej drzemki malucha, lepiej wziąć prysznic czy zjeść śniadanie, zapewniam – to minie. „Początki bycia mamą są cudowne, ale i bardzo wymagające zarazem, nie zawsze można wtedy znaleźć czas na zadbanie o swoje ja. Z czasem jednak nieco łatwiej znaleźć moment sam na sam ze sobą. Oczywiście wszystko zależy od wielu czynników, jakie mamy dziecko, czy mamy pomoc itp. Nie jest to jednak misja niewykonalna” – mówi Weronika. I zauważa, że choć początkowo maluch jest do matki „przyklejony”, bo biologicznie od niej zależny, w opiekę nad bobasem coraz częściej angażują się też tatusiowie. I to od samego początku. Nie ma się co łudzić jednak, że jest to podział obowiązków 50/50. „Przy pierwszym dziecku mnie to wkurzało, przy drugim zaczęłam to akceptować, a nawet doceniać” – wyznaje Olga. „Po pierwszym roku życia dziecka, który należy do matki, szczególnie gdy zdecyduje się karmić piersią, można już celować w bardziej partnerski podział, ale nadal nie jest on równy. Bo o ile obowiązki da się podzielić, to cały ten emocjonalny ciężar jest po prostu indywidualny. I u nas niestety jest tak, że ja martwię się bardziej, wczuwam się bardziej i kontroluje bardziej i nikt ze mnie tego nie zdejmie, chyba że sama to przepracuje. Na razie jestem na etapie zauważania tego i nie denerwowania się o to, że rodzicielstwo można przeżywać różnie, choć wiele bym oddała za to, żeby mój mąż zabrał mi moją głowę i dał swoją”. Być może to właśnie to uczucie najtrafniej oddaje to, co kryje się pod słowem „matka”. Nie tylko Polka.
Ps. Już niebawem rusza kolejna grupa wsparcia organizowana przez jedną z bohaterek tekstu, Olgę Święcicką i Centrum POMOKO. Jeśli jesteście mamami niemowlaków do 10 miesiąca, może was to zainteresować. To okazja, by spotkać się z innymi mamami, podzielić się swoimi troskami i doświadczeniami. Nie bez powodu mówi się, że do wychowania dziecka przydaje się cała wioska. Szczegóły poniżej: