Dziewczyny z misją. Zuzanna Przywecka, Aleksanda Głuchowska i Kaja Rybicka-Gut udowadniają, że ekobiznesy są cool
Greenwashing ma się świetnie – wystarczy zielony listek na pudełku, by zmylić sporo osób. Są jednak firmy, które nie nadużywają zielonych symboli, tylko krok po kroku zmieniają biznes na bardziej odpowiedzialny i przyjazny planecie. Bo tylko taki ma przyszłość. Poznajcie Zuzę, Olę i Kaję, które stoją za takimi markami.
- Katarzyna Dąbrowska, redaktorka naczelna GLAMOUR
W tym artykule:
- Zuzanna Przywecka: „Wciąż nie mogę się nadziwić, jakie piękne koszule powstają ze starej pościeli”
- Aleksandra Głuchowska: „To natura wyznacza nam cykl pracy”
- Kaja Rybicka-Gut: „Nigdy nie będziemy siedzieć cicho, będziemy łamać tabu i mówić otwarcie o ważnych rzeczach”
Trzy wyjątkowe kobiety opowiedziały Katarzynie Dąbrowskiej, redaktorce naczelnej GLAMOUR o swoich ekobiznesach. Te kobiety nas inspirują – pokazują, że bycie eko może być tożsame z wysoką jakością i trwałością produktów.
Zuzanna Przywecka: „Wciąż nie mogę się nadziwić, jakie piękne koszule powstają ze starej pościeli”
Zuzanna Przywecka, właścicielka marki Second Hunt. Ze starych zasłon, kap i pościeli szyje piękne ubrania i akcesoria.
Katarzyna Dąbrowska, redaktorka naczelna GLAMOUR: Jaki był początek Second Hunt?
Zuzanna Przywecka: Już w gimnazjum lubiłam szukać w lumpeksach ciekawych ubrań. Wtedy panowała opinia, że lumpeksy to sklepy dla biednych, ale ja szłam pod prąd, wiedziałam, że to są wyjątkowe rzeczy. W liceum moja pasja się rozrosła, potrafiłam wracać z zakupów z pełnymi siatami. Nagromadziłam naprawdę sporo „staroci”. Potem, po studiach, pracowałam w poznańskiej szkole mody, obserwowałam projektantów, zazdrościłam im, że mają swoje marki, że tworzą coś nowego. To mnie zainspirowało do tego, by zainteresować się konstrukcją, szyciem. Kiedy przyszła pandemia, wszyscy zaczęliśmy porządkować przestrzeń wokół siebie i wtedy przyszedł pomysł, by wyprzedawać swoją szafę – a miałam w niej bardzo dużo rzeczy. Sprzedałam prawie wszystko i wtedy postanowiłam zrobić z tego biznes. Otworzyłam sklep online, w garażu rodziców zrobiłam magazyn i biuro.
A skąd pomysł, by z kap i zasłon szyć ubrania?
Czegoś mi wciąż brakowało, czułam, że jednak wolę tworzyć niż tylko szukać ubrań w lumpeksach. Nie satysfakcjonowało mnie to w pełni. Zresztą przygotowanie rzeczy do sprzedaży jest żmudne – trzeba je wyprać, odświeżyć, nieraz naprawić, potem wyprasować, sfotografować. Tak bardzo marzyłam o projektowaniu, że po roku postanowiłam otworzyć markę modową. Wymyśliłam, że będę robić kimona, dołączyła do mnie mama, która jest krawcową. I tak powstało Suclo. Szybko okazało się, że tworzenie z nowego materiału to nie mój vibe. Wypuściłam jeden wzór i koniec. I tak zaczęłyśmy szyć kimona ze starych zasłon, które znajduję w lumpeksach i online. Moja mama na początku nie była entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu, kojarzył jej się z jakimś brakiem, dopiero ostatnio zaczęła przekonywać się do tego biznesu.
Upcykling okazał się strzałem w dziesiątkę!
Zauważyłam dość szybko, że moje klientki potrzebują takich rzeczy. Doceniają ich unikatowość. Mimo że wykrój koszuli, kimona czy torebki, które szyjemy, jest taki sam, to jednak każda rzecz jest unikalna. Jak nasze garnitury. Znajduję stare męskie garnitury i naszywam na nie guziki – każdy guzik jest inny. Z tym wiąże się zabawna historia. Znajoma powiedziała, że dostała setki próbników guzików po zamknięciu pewnej pasmanterii. Kiedy zobaczyłam, jakie one są oryginalne i niepowtarzalne, odkupiłam od niej wszystkie i teraz służą do upcyklingu marynarek.
Opowiedz o tkaninach, którym nadajesz drugie życie.
Znalazłam np. przepiękną kapę z 1939 roku, powstały z niej torebki. Ostatnio zgłosił się do mnie kolekcjoner starych wełnianych kap, ma ich w domu ponad 300 i już brakuje mu miejsca, by je przechowywać. Kupiłam od niego kilka, bo nie jest łatwo znaleźć tkaniny w dobrym stanie. Żeby powstała jedna taka kapa, tkało się ją dwa tygodnie! Dzisiaj moja mama szyje z niej sześć torebek. Ale jest mnóstwo pięknych tkanin na rynku. Mam w Poznaniu swój ukochany lumpeks, w sobotę przyniosłam chyba z pięć kilogramów zasłon, będą z nich nowe kimona.
Czyli teraz spełniasz się kreatywnie, o czym marzyłaś?
Tak, oczywiście. Kiedy widzę efekt końcowy naszej pracy, to jest niesamowite. Wciąż nie mogę się nadziwić, jakie piękne koszule powstają ze starej pościeli. Długo pracujemy nad wykrojem, żeby był idealny, by miał dobrą konstrukcję.
Na swoim profilu na Instagramie oprócz tego, że prezentujesz rzeczy z metką Second Hunt, publikujesz dużo treści o ekologii.
Cieszę się, że to dostrzegasz. Chcę, żeby moi klienci mieli świadomość i wrażliwość ekologiczną. Zamiłowanie do vintage doprowadziło mnie do wiedzy, jak przemysł modowy wpływa na środowisko i niszczy klimat. Nadawanie rzeczom drugiego życia weszło mi w krew. Lubię też stare meble, kupuję książki w antykwariatach. Zawsze towarzyszy mi refleksja, że każdy nasz zakup ma jakieś konsekwencje w kwestii środowiska.
Twoje projekty pojawiają się coraz częściej na tzw. czerwonym dywanie. Na przykład Jagna Niedzielska na imprezie Kobieta Roku Glamour 2022 wystąpiła w topie Second Hunt.
Bardzo mnie to cieszy, bo dzięki temu moja misja może trafić do wielu ludzi i niesie się dalej. Jestem wdzięczna osobom, które promują zrównoważoną modę i upcykling. To ważne, by mówić o nich i je promować.
Aleksandra Głuchowska: „To natura wyznacza nam cykl pracy”
Aleksandra Głuchowska, członkini zarządu firmy Bracia Sadownicy, producenta markowych jabłek i soków.
Trudno sobie wyobrazić, by ktoś, kto się zajmuje uprawą, nie szanował przyrody...
Aleksandra Głuchowska: Tak, to natura wyznacza nam cykl pracy. Musimy jej słuchać, szanować ją i być wobec niej pokorni. Marka Bracia Sadownicy powstała w 2017 roku, ale uprawa jabłoni na rodzinnej ziemi trwa już ponad 30 lat. Oczywiście przez te lata jako producenci robiliśmy wszystko, by być coraz bardziej profesjonalni i nowocześni, ale nie udałoby się nic zdziałać bez zgody natury. Jesteśmy przekonani, że gdybyśmy nie szanowali reguł przyrody, nie udałoby nam się nic w tym biznesie. Nasze jabłka spełniają najwyższe normy, jeśli chodzi o środki ochrony roślin (podchodzimy do tego bardziej restrykcyjnie, niż zakładają przepisy europejskie). Stosujemy tylko niezbędne ich ilości, by jabłka były zdrowe, najwyższej jakości i – co dla nas bardzo ważne – bezpieczne dla konsumentów. Bardzo dbamy o jak najbardziej odpowiedzialną produkcję.
Zorganizowaliście też akcję Bracia dla Pszczół, podczas której propagowaliście wysiewanie łąk kwietnych i uczyliście, jak ważną rolę odgrywają pszczoły.
Tak. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że gdyby nie owady zapylające, to nie byłoby na świecie żadnych owoców. Zapraszamy do naszego sadu nie tylko pszczoły, ale też inne pożyteczne owady i dzięki temu jest on bardziej naturalny. Sad to ogromny ekosystem, a my szanujemy każdego, kto w nim mieszka. Nasze motto to: nie przeszkadzać naturze, a ona nam się za to odwdzięczy. Co jest największym wyzwaniem, gdy mówimy o produkcji bezpiecznej żywności? Najtrudniejsze jest to, by nie przesadzić. Niektórzy sadownicy boją się chorób drzew owocowych i stosują nadmierną ilość środków ochrony roślin. W tym wypadku więcej nie znaczy lepiej, wręcz przeciwnie.
Słyniecie z tego, że produkujecie markowe owoce. Czym one się charakteryzują?
To trochę jak markowe buty czy torebka – od producenta, któremu ufamy i który gwarantuje jakość. Uważamy, że tak jak szukamy ulubionej marki ubrań czy kosmetyków, tak samo warto postępować, jeśli chodzi o żywność. Bierzemy odpowiedzialność za nasze jabłka i chcemy być gwarancją dla naszych odbiorców. Gwarantujemy, że nasze jabłka są zdrowe, bezpieczne, smaczne i piękne. I postanowiliśmy je „obrandować”.
Czy zmieniający się klimat wpływa na Wasz biznes?
Dzisiaj jeszcze nie odczuwamy bezpośrednio zmian klimatycznych w ujęciu globalnym, choć oczywiście mamy ich świadomość i bardzo się ich obawiamy. Dlatego też jesteśmy uważni i gdzie tylko możemy, dbamy o przyszłość. Obserwujemy, że zmieniają się pory roku, zimy są krótsze. Od kilku lat doświadczamy późnowiosennych przymrozków, które są bardzo niebezpieczne dla produkcji owoców. Kilka lat temu spowodowały, że na rynku było o 20 proc. mniej jabłek, co bardzo podniosło ich ceny.
Wspomniałaś, że staracie się działać z myślą o przyszłości. Jakie konkretnie są to działania?
Zdajemy sobie sprawę, że jako producenci żywności nie jesteśmy obojętni dla planety. Czujemy się za nią współodpowiedzialni. Z wielką uwagą monitorujemy naszą pracę, każdego roku wyciągamy wnioski i uczymy się, co możemy robić lepiej. Podam przykład. Jak każdy producent żywności, oprócz opakowań jednostkowych, używamy opakowań zbiorczych. One generują tony niepotrzebnych śmieci. Dbamy, by tektura pochodziła z odpowiedzialnych źródeł certyfikowanych w systemie FSC (odpowiedzialna gospodarka leśna). Zwracamy uwagę, by były to opakowania, które pochodzą z recyklingu i będą nadawały się do ponownego przetworzenia. Analizujemy, ile kupujemy opakowań zbiorczych, i co roku wykorzystujemy ich mniej. Czasami są to drobne rzeczy, jak zmniejszenie powierzchni etykiety, dzięki czemu zużywamy mniej papieru. W tym roku szacujemy, że dzięki różnym optymalizacjom zmniejszy- my o około 35 proc. zużycie surowców na opakowania zbiorcze. To kroki, które mają znaczenie. To nam daje prawo mówić, że środowisko nie jest nam obojętne. Na każdym opakowaniu jednostkowym umieszczamy też informację, jak je segregować. Na pewno będziemy wdrażać coraz więcej podobnych rozwiązań.
Kaja Rybicka-Gut: „Nigdy nie będziemy siedzieć cicho, będziemy łamać tabu i mówić otwarcie o ważnych rzeczach”
Kaja Rybicka-Gut, razem z mężem Markiem pięć lat temu założyli markę Your Kaya. Zaczęli od ekologicznych środków higienicznych, powoli rozszerzając portfolio o produkty pielęgnacyjne.
Jak zdefiniowałabyś ekobiznes?
Kaja Rybicka-Gut: Tego słowa się niestety zbyt łatwo używa i nadużywa. To biznes odpowiedzialny, w którym na każdym etapie jest ważne, jaki ma wpływ na planetę.
Jak to się w takim razie robi w Your Kaya?
Zaczęliśmy od ekologicznych produktów, potem krok po kroku wdrażaliśmy odpowiedzialne założenia w innych obszarach. Zależało nam m.in., by wszystkie nasze opakowania były biodegradowalne i kompostowalne. Są zrobione z rPET, czyli przetworzonego plastiku, większość z nich to refille, czyli opakowania, które można uzupełnić. Potem zajęliśmy się tym, jak wysyłamy paczki. Często powtarzam, że uczymy się na własnych błędach, bo jak wszyscy najpierw wysyłaliśmy nasze produkty w foliopakach, później z plastikowej taśmy przeszliśmy na papierową. Teraz większość zamówień wysyłamy do naszych klientek w kartonach z odzysku i nie produkujemy specjalnie nowego kartonu do wysyłki. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Ale nie była to łatwa decyzja, mieliśmy dylemat: pozostać przy nowym pięknym kartonie czy postawić na zerowaste’owe użycie kartonu, w którym produkty przychodzą do nas z fabryki. Uznaliśmy, że to drugie podejście jest bardziej nasze. Nie używamy też sztucznych wypełniaczy w paczkach, korzystamy ze skropaku, który rozpuszcza się w wodzie, może służyć jako odżywka do roślin. Nasze wysiłki składają się na to, że z każdym miesiącem jesteśmy coraz bliżej bycia eko, bo na pewno nie mogę powiedzieć, że jesteśmy w 100 proc. ekologiczni. To zawsze jest proces.
Bywało, że musieliście odpuścić bycie eko?
Nazwałabym to raczej pójściem na kompromis. Przykładem mogą być kartki z podziękowaniem za zakupy, które dołączamy do wysyłki. Nasze klientki tak to polubiły, że kiedy postanowiliśmy z tego zrezygnować, upomniały się. Musieliśmy uszanować ich oczekiwania. Barierą nie do przejścia bywają też opakowania. Wymyślamy sobie coś, a potem okazuje się, że technologia jest tak droga, że produkt musiałby kosztować 300 złotych. Na to nie możemy sobie pozwolić i wtedy musimy szukać jak najlepszych rozwiązań alternatywnych.
W jakich kwestiach nigdy nie pójdziecie na kompromis?
Na pewno jakości produktów. W tym wypadku nie może być mowy o kompromisach. Chyba największym wyzwaniem były podpaski, bo bardzo długo walczyliśmy, by ich owijki były z kompostowalnego materiału. Udało się to osiągnąć. Chcemy, by nasze produkty miały maksymalnie dobry skład i przystępną cenę. Bardzo się staramy, by ich ceny nie szły w górę, chociaż surowce wciąż drożeją. Na przykład bawełna, która jest podstawą naszych produktów menstruacyjnych. Jej produkcja jest coraz droższa z powodu zmiany klimatu i susz. Robimy wszystko, by nasze klientki nie musiały ponosić tych kosztów. Równie ważna jest dla nas nasza misja edukacyjna. Nigdy nie będziemy siedzieć cicho, będziemy łamać tabu i mówić otwarcie o ważnych rzeczach, o seksie, menstruacji, zmarszczkach.
Z którego produktu jesteś najbardziej dumna?
Z olejku intymnego. Przede wszystkim dlatego, że jest to pierwszy tego typu produkt, który pojawił się na polskim rynku. Ma świetną cenę, superopakowanie i jest totalnie wielofunkcyjny. To zabawne, bo wymyślając go, nie mieliśmy pojęcia, że nasze klientki będą go stosowały na tyle sposobów. Czasami nas zaskakują tym, jak go używają: nakładają go na końcówki włosów, zmywają nim makijaż, smarują psom łapki zimą, by się nie odparzyły od soli.
Czy ekostandardy z firmy przenosisz na życie codzienne?
Tak. Tak jak w firmie staramy się wdrażać nowe ekokroki i być coraz bardziej świadomi, tak samo to wygląda w moim prywatnym życiu. Nie ukrywam, że jeszcze 10 lat temu, jak chodziłam na zakupy, to każdą marchewkę chowałam w oddzielną plastikową torbę. Teraz, kiedy widzę takie zachowanie, to mam ochotę głośno zwrócić uwagę (śmiech). Nie ma już odwrotu, musimy być bardziej odpowiedzialni. W pracy i na co dzień.