Reklama

W tym artykule:

  1. Terapia pozwoliła mi żyć w zgodzie ze sobą
  2. Terapia to nie powód do wstydu, wręcz przeciwnie
Reklama

Pamiętam swoją pierwszą terapię. Pamiętam strach przed tym, co obce, niepewność i łzy, które pojawiły się, gdy zaczęłam opowiadać o różnych – zarówno trudnych, jak i dobrych momentach z mojego życia. Pamiętam również niesamowitą ulgę, która towarzyszyła mi po wyjściu z sesji. Choć nie chciałam przesadzić z entuzjazmem, już wtedy podświadomie czułam, że podjęłam właściwą decyzję i że chcę wrócić w kolejnym tygodniu. No i wróciłam.

Terapia pozwoliła mi żyć w zgodzie ze sobą

Z czasem terapia stała się moim rytuałem. Czwartki między 7 a 8 rano były dla mnie, dla moich doświadczeń i emocji, z którymi chciałam (w końcu) sobie poradzić. Bez telefonu i bez dodatkowych bodźców, rozpraszaczy. Naprawdę trudno opisać, ile dobrego wyciągnęłam z regularnych spotkań z terapeutką. Przede wszystkim lepiej poznałam siebie, a także mechanizmy, według których działałam na co dzień. Zrozumiałam, dlaczego w poszczególnych sytuacjach zachowywałam się tak a nie inaczej. Odpuściłam sobie i innym. Uspokoiłam się.

Co ważne, dzięki terapii dowiedziałam się m.in., że jestem osobą wysoko wrażliwą. I wtedy wszystko nabrało sensu. Przez lata słyszałam bowiem, że jestem przewrażliwiona (btw nienawidzę tego określenia, uważam, że powinno zostać scancelowane) i że przesadzam, a swoją wrażliwość uważałam za słabość. Dopiero terapeutka uświadomiła mi, że wszystko jest ze mną w porządku. Po prostu odbieram otaczający mnie świat nieco inaczej, czuję bardziej. Zresztą, nie jestem w tym odosobniona, bo osoby WWO stanowią aż 20 procent (!!!) naszego społeczeństwa.

Jestem osobą wysoko wrażliwą. Odbieram świat inaczej, czuję bardziej

Przez lata słyszałam, że jestem przewrażliwiona, że przesadzam albo wręcz, że udaję. Gdy dowiedziałam się, że mam wysoko wrażliwą osobowość, życie stało się prostsze. Zaakceptowałam swoje emocje i uświadomiłam sobie, że WWO ma kilka zalet.
Osoby wysoko wrażliwe
fot. Getty Images / Edward Berthelot / kolaż Glamour.pl

Podczas terapii, a także po jej zakończeniu wprowadziłam kilka zmian do swojego życia. Postawiłam granice. Zakończyłam kilka znajomości, które źle na mnie wpływały (w tym toksyczny związek). Teraz żyję w zgodzie ze sobą. Oczywiście nadal zdarzają się gorsze, cięższe momenty, chwile zwątpienia. Na szczęście już potrafię sobie z nimi radzić.

Terapia to nie powód do wstydu, wręcz przeciwnie

Czasy, w których żyjemy, są niesamowicie trudne i skomplikowane. Przeżyliśmy pandemię, za naszą granicą trwa wojna, mamy do czynienia z hejtem (nie tylko) w mediach społecznościowych, jesteśmy przebodźcowane i przebodźcowani. Do tego każda i każdy z nas mierzy się z osobistymi dramatami. Codziennie zawalają się nasze małe światy. Dlatego potrzeba wsparcia jest absolutnie zrozumiała.

Nastała villain era – czas postawić granice i zadbać o siebie. Na czym polega koncepcja, która jest hitem (nie tylko) na TikToku?

Villain era to coś więcej niż kolejny trend z TikToka. Koncepcja, o której robi się coraz głośniej, może mieć realne przełożenie na jakość naszego życia – kondycję psychiczną i relację z innymi. Oto, na czym polega.
Villain era
fot. Getty Images / kolaż Glamour.pl

Wiem, że dla wielu osób to wciąż powód do wstydu, ale terapia nie powinna być tematem tabu. I to nasza – społeczeństwa w tym głowa, by zmienić sposób, w jaki myślimy o kwestiach związanych ze zdrowiem psychicznym. Na szczęście zauważam pewne zmiany w tym obszarze. Gdy zaczęłam terapię, mówiłam o tym otwarcie. W pewnym sensie był to dla mnie powód do dumy, bo podjęłam walkę o samą siebie, co wymagało siły i odwagi. Ta historia stała się także pretekstem do kilku ciekawych dyskusji oraz wymiany myśli. Niektórych zmotywowała do działania. Wielu moich znajomych w podobnym wieku (czyli z generacji Z) też nie ma problemu, by dzielić się własnymi doświadczeniami. Terapię traktują jako coś naturalnego, jako część swojej codzienności czy wizytę u lekarki / lekarza, którego prosimy o pomoc, gdy coś nas boli, coś nam dolega.

Terapia pomogła mi lepiej zrozumieć siebie, swoje emocje, potrzeby i zachowania. Dzięki niej porzuciłam wewnętrznego krytyka i stałam się swoją najlepszą przyjaciółką - przyznała moja koleżanka, którą poprosiłam o wypowiedź.

„Odmówię, zanim się zbłaźnię”, czyli syndrom oszusta, z którym mierzy się 70% z nas. Ekspertka wyjaśnia, jak sobie z nim radzić

Syndrom oszusta to zjawisko, z którym mierzy się (aż) 70% populacji. Sprawia, że czujemy się niewystarczająco dobre i dobrzy, nie doceniamy siebie. Oto, jak sobie radzić z trudnymi doświadczeniami (nie tylko) w pracy.
Syndrom oszusta
Fot. East News / MGM / Courtesy Everett Collection / Kolaż Glamour.pl

Rozpoczęcie terapii było naprawdę najlepszą decyzją w moim życiu. Wszystko zaczęło się od wątpliwości, czy jestem dobrą partnerką w związku. Szybko zorientowałam się, że tak naprawdę w terapii chodzi o to, żeby stać się lepszym człowiekiem, ale dla siebie. Rozpoczęłam trudną drogę do zmian i jestem z siebie niesamowicie dumna. Mimo tego, że mój związek się rozpadł, to dzięki terapii miałam narzędzia do poradzenia sobie ze stratą i potrafiłam zbudować siebie na nowo – wyznała inna bliska mi osoba, Ola, która stwierdziła, że jej komentarz nie musi być anonimowy, bo terapia to dla niej powód do dumy i radości. – Teraz mam poczucie, że jestem kimś lepszym, lubię siebie i szanuję, coraz lepiej stawiam granice. Tym samym jestem lepszą córką, przyjaciółką, pracowniczką, obywatelką. Każdego dnia dziękuję sobie za tę decyzje, bo prośba o pomoc w byciu szczęśliwszą i lepszą mnie uratowała.

Prawdopodobnie już nigdy nie zrobię dla siebie czegoś lepszego, niż pójście na terapię. Dzięki niej mogłem w końcu zrozumieć siebie i oddzielić w mojej głowie myśli narzucone przez czynniki zewnętrzne od moich własnych. Zrozumiałem, co tak naprawdę sprawia mi radość i co JA SAM chcę robić dla siebie, nie dla innych. Jestem bardziej pewny siebie i nie boję się mówić otwarcie o swoich uczuciach czy poglądach. Rozmowa z terapeutą pomaga mi być bardziej wyrozumiałym w stosunku do siebie oraz daje nadzieję na poczucie zrozumienia drugiej osoby – opowiedział mój przyjaciel.

Co więcej, coraz częściej spotykam się z opinią, że każdej osobie przydałaby się terapia. Cóż, nie mnie oceniać, ponieważ to bardzo indywidualna kwestia. Natomiast w pewnym stopniu zgadzam się z tym twierdzeniem. Uważam, że nie musimy same i sami radzić sobie ze swoimi problemami, że czasem jest to wręcz niemożliwe. Nawet, jeżeli mamy wsparcie ze strony bliskich.

Mam świadomość, że jestem uprzywilejowaną osobą, że moja sytuacja jest bardzo komfortowa i że generalnie łatwo mi mówić. Jednak gdyby ktoś zapytał mnie o najlepiej wydane pieniądze w dorosłym życiu, bez wahania wskazałabym te, które przeznaczyłam na terapię.

Jeśli więc ty lub ktoś z twoich bliskich znajduje się w trudnej sytuacji psychicznej, zastanów się nad skorzystaniem z wiedzy eksperta lub ekspertki. Znalezienie odpowiedniej osoby może zająć chwilę, ale gwarantuję, że warto poświęcić ten czas. Szukając terapeuty czy terapeutki dla siebie, zwróć uwagę na opinie, a także na metody, zgodnie z którymi pracuje. Umów się na spotkanie (lub kilka spotkań) i sprawdź, czy dany model ci odpowiada. Możesz również zdecydować się na wsparcie telefoniczne. Poniżej znajdziesz kilka numerów telefonów (w tym te bezpłatne), które mogą okazać się przydatne. Być może będzie to dobrym rozwiązaniem (przynajmniej) na początek.

Ważne numery telefonów dla osób w trudnej sytuacji psychicznej

  • 800 70 22 22

Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie psychicznym

  • 116 123

Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dorosłych

  • 116 111

Bezpłatny telefon zaufania dla dzieci i młodzieży

Reklama

Jeżeli czujesz, że tego potrzebujesz, nie wahaj się, skorzystaj.

Reklama
Reklama
Reklama