Reklama

Kamil Wyszkowski - mówi o sobie, że interesuje się megatrendami, czyli zarządzaniem zmianą perspektywy w ciągu 30–50 najbliższych lat. W ONZ zaczął pracę 18 lat temu i zajmuje się sprawami klimatu. Jest Krajowym Przedstawicielem i Prezesem Rady Global Compact Network Poland – inicjatywy Sekretarza Generalnego ONZ, powołanej do współpracy ONZ ze światem biznesu.

Reklama

Gdy spotykam się rano z Kamilem Wyszkowskim z ONZ, spodziewam się urzędnika w garniturze. Tymczasem okazuje się jeżdżącym na rowerze, przesympatycznym gościem (spóźnił się nawet na nasze spotkanie, bo złapał gumę, co ja, jako zapalona rowerzystka, w pełni rozgrzeszam). Po godzinie arcyciekawej rozmowy jesteśmy już od dawna na „ty” i... spędzamy razem wieczór. Kamil zaprasza mnie na przedstawienie Klubu Komediowego „Taki mamy klimat”, w którym występuje. Gra siebie. Prezentuje na scenie twarde dane statystyczne, wyniki badań oraz prognozy, jak zmieni się nasze otoczenie, jeśli nie zmienimy się my. Trochę śmiesznie, bardziej strasznie. On ostrzega, a aktorzy inteligentnie prezentują obraz wątpiącego w naukę Kowalskiego, który ONZ nie dowierza i myśli, że jakoś to będzie. On pokazuje, jak świat się zmienia, pędzi, rozwija i konsumuje zasoby. Cena za to jest ogromna,ale póki to nie my musimy ją płacić (wciąż mamy wodę i Netfliksa), nic nas nie obchodzi. I to jest właśnie problem: obojętność.

Polacy konsumują 8, 9 punktu CO2, Niemcy – 9,3 , Amerykanie – 15. Dla odmiany mieszkaniec Indii jedynie 1,7 punktu.

Scenariusz 1 - katastroficzny

Człowiek potrafi dbać o swoje interesy. Walcząc o jak najwyższą jakość życia, zużył już 80% zasobów naturalnych planety. One się kończą, a ludzi przybywa (dziś to 7,5 mld osób, w 2100 będzie nas ok. 11 mld). 50% światowej populacji żyje w miastach i ta liczba stale się zwiększa. Do 2030 r. na świecie będzie 41 miast o populacji powyżej 10 milionów. Już dziś największe jest Tokio: 38 milionów ludzi w jednym miejscu. A takie miasta będą pożerać najwięcej energii. Już wiemy, że ta wielka machina nie bardzo może wyhamować: nikt dobrowolnie nie zrezygnuje z energii, dzięki której mamy ciepłą wodę, klimatyzację czy światło. Do 2060 r. nadal jej podstawą będą paliwa kopalne (ropa, gaz i węgiel), a ich spalanie wciąż będzie uwalniać dwutlenek węgla, powodując ocieplenie klimatu, topnienie lodowców i zalanie części lądu. Na końcu tego katastroficznego perpetuum mobile będą walki o wodę i jedzenie oraz migracje ludzkości w megaskali.

Uszycie jednej koszulki pochłania 700 litrów wody, do produkcji ubrań ze zwykłej bawełny wykorzystuje się 8 tysięcy rozmaitych środków chemicznych.

Scenariusz 2 - optymistyczny

Oczywiście, można wyobrazić sobie, że zamykamy w jednym pokoju największych przywódców świata i nie wypuszczamy ich stamtąd, dopóki nie ustalą, że likwidujemy od zaraz wszystkie gazociągi, kopalnie i pola naftowe. Nierealne. Nikt nie zrezygnuje ze zdobyczy cywilizacyjnych XX i XXI wieku, a one konsumują ogromne ilości energii. Można próbować „pomajstrować” przy energetyce – przejściowo zwiększyć liczbę elektrowni atomowych (np. we Francji ok. 70% energii pochodzi z atomu), rozwinąć fotowoltanikę, energetykę wiatrową, słoneczną, geotermię czy pompy ciepła. Idealnym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie w życie zasad Green Economy – zrównoważonych i dla człowieka, i dla środowiska. Zmiana modelu konsumpcyjnego byłaby ich naturalną konsekwencją. Każdy mógłby np. zrezygnować z tak zwanych habitatów próżności. Naprawdę MUSIMY mieć nowy samochód albo latać 3 razy w roku samolotem?

Wyprodukowanie reklamówki trwa sekundę, jest używana przez 25 minut, a rozkłada się jakieś 400 lat!

Scenariusz 3 - realistyczny

Wydawałoby się, że ludzie niepostawieni pod ścianą będą uważać, że problem ich nie dotyczy. Tym ciekawsze są badania opublikowanego 24 września sondażu Kantar, które mówią, że aż 57% Polaków rozumie pojęcie problemu klimatycznego i uważa, że trzeba coś z tym zrobić (12% jest nawet skłonne dobrowolnie się samoograniczać). 26% nie wierzy w kryzys klimatyczny („zawsze tak było, to cykliczne”), a 12% żyje według zasady „carpe diem” (czytaj: chwytaj dzień, ekologia mnie nie obchodzi). Jeśli mądre i świadome problemu społeczeństwo zacznie wymagać od polityków i biznesu zmian, to najwięksi producenci zareagują i ustalą chociażby cele redukcyjne dla plastikowych opakowań. Jeżeli społeczeństwo dalej będzie miało ekologię w nosie, to biznes nie będzie miał motywacji do zmiany. Co możesz zrobić ty? Zdobyć wiedzę, aby wyrobić sobie opinię. Powalczyć z intelektualnym lenistwem. Zajrzyj na serwis NASA (jeśli czytasz po angielsku) lub na: naukaoklimacie.pl. To nic nie kosztuje. Musisz tylko chcieć to zrobić, by wiedzieć więcej i uświadamiać swoje otoczenie. Planeta Ziemia będzie ci za to wdzięczna.

800 mld dolarów rocznie - na tyle jest wyceniany rynek wody butelkowanej na świecie.

Reklama

Partnerem cyklu jest Santander Bank Polska

Reklama
Reklama
Reklama