Seriale, o których myślisz, że ci się nie spodobają, a wciągną cię od pierwszego odcinka
Szukacie nowego serialu do obejrzenia? Czasami tytuł, opis, a nawet początkowe minuty pilotażowego odcinka mogą was nie przekonywać, ale przecież pierwsze wrażenie często bywa mylne. W przypadku tych tytułów na pewno! Sprawdziliśmy, więc możecie nam zaufać.
W tym artykule:
„Ted Lasso”
O tym serialu wyprodukowanym przez platformę Apple TV+ zrobiło się głośno po wręczeniu tegorocznych Złotych Globów, kiedy jedną ze statuetek – dla najlepszego aktora w serialu komediowym lub musicalu – zdobył Jason Sudeikis. Jego komediowy talent możecie znać z takich filmów jak Szefowie wrogowie czy Millerowie, a Ted Lasso jest absolutnie wisienką na torcie jego umiejętności. Sudeikis wciela się tam w rolę trenera futbolu amerykańskiego, który z dnia na dzień decyduje się zostać trenerem futbolu europejskiego. A jeśli nie wiecie – to zupełnie dwie różne dyscypliny, więc już ze względu na to robi się zabawnie. Dokładając do tego jeszcze wrodzoną radość tytułowego bohatera i typowo amerykańskie podejście do życia – kompletnie niezrozumiałe dla zachowawczych Brytyjczyków, możecie być pewni – będziecie chcieli spędzać wieczór z serialem o piłce nożnej!
Seriale z seksem nie tylko w tytule
Seriale z seksem i o seksie, które kipią erotyzmem i przy okazji edukują. Sceny seksu są w nich naprawdę hot! Gdzie je obejrzeć?„Fleabag”
Tytułowa fleabag w języku angielskim nie oznacza nic przyjemnego, bo to wszarz bądź zapchlone zwierzę. To już na wstępie może odpychać, ale gwarantujemy, że jak tylko włączycie pierwszy odcinek serialu, którego twórczynią jest Phoebe Waller-Bridge, wcielająca się także w główną bohaterkę, to nie będziecie mogli się oderwać. Jak ta wsza! To świetnie napisany i zagrany serial opowiadający o losach młodej kobiety, która mierzy się z żałobą, a także innymi przeciwnościami losu, jakie ją spotykają (np. miłość do księdza). Choć na początku Fleabag może wam się wydać irytująca, z odcinka na odcinek (epizody są krótkie, więc polecamy wam weekendowy maraton) polubicie ją bardziej niż się spodziewaliście. Do obejrzenia na Amazon Prime Video.
„Godless”
Serialowy western? Sorry, ale na Netflix można znaleźć coś ciekawszego. Jeśli właśnie w ten sposób zareagowaliście, googlując tytuł Godless, to musimy was zmartwić, bo to naprawdę dobry serial, faktycznie osadzony w realiach rodem z Dzikiego Zachodu. Przede wszystkim dlatego, że pierwsze skrzypce graja w nim kobiety. I nie takie, które kojarzą się z klasycznymi westernami (bo ujęte są w nich zwykle stereotypowo, jako czekające na swojego wybawcę), a biorące sprawy w swoje ręce. A konkretnie strzelby. I lokujące swoje uczucia nie tylko w osobnikach płci przeciwnej. Jedną z bohaterek Godless jest grana przez Michelle Dockery jest Alice Fletcher, która przyjmuje po swój dach byłego członka gangu, Roya Goode’a (w tej roli Jack O’Connell) i oboje muszą stawić czoło wspólnemu wrogowi.
Seriale, których lepiej nie oglądać razem z rodzicami (i uniknąć niezręcznej ciszy)
Znacie to uczucie, kiedy oglądacie coś razem z rodzicami i nagle zapada niezręczna cisza, która trwa o wiele dłużej niż scena, która tę ciszę wywołała? Jeżeli nie chcecie za często doprowadzać do takich sytuacji, TYCH seriali lepiej nie oglądajcie wspólnie. Nie musicie dziękować!„Lupin”
Macie tak, że kiedy wszyscy znajomi polecają jakiś serial, to wcale nie macie ochoty go oglądać, bo macie wrażenie, że jak coś podoba się wszystkim, to wcale nie oznacza, że jest to dobre? Cóż, musimy was rozczarować, bo w przypadku Lupina, którym zachwycało się mnóstwo widzów, te zachwyty były po prostu uzasadnione. Ta francuska produkcja z Omarem Sy (tak, tym z Nietykalnych) w roli głównej to rozrywka na najwyższym poziomie. Tytułowy Lupin nie dość, że dobrze wygląda, to jeszcze jest szalenie inteligentny, błyskotliwy i przebiegły. Skutecznie udaje mu się przechytrzać policję i realizować swój plan rozwikłania zagadki śmierci swojego ojca. Kiedy już zdążycie wkręcić się w historię okazuje się, że… obejrzeliście ostatni odcinek. Bo pierwszy sezon liczy niestety tylko 5 odcinków. Ale spokojnie, kolejne trafią na platformę Netflix już latem.
„Artyści”
Ten serial może wydać się wam mało interesujący z następujących powodów: jest polski, jest sprzed kilku lat (a dokładnie z 2016) roku, jest to produkcja TVP (a linia programowa, czy raczej propagandowa tej telewizji jest niestety wszystkim doskonale znana i mocno zniechęcająca), a odpowiedzialni są za nią twórcy na co dzień związani z teatrem, czyli dramaturg Paweł Demirski i reżyserka Monika Strzępka. Ale prawda jest taka, że Demirski i Strzępka zrobili serial, jakiego w polskiej telewizji jeszcze nie było – genialnie napisany i równie genialnie zagrany. A powstał on tuz przed tym, gdy w TVP zaczęło się dziać źle, więc gdy prezes dowiedział się, co wyprodukował i jak bardzo jest to niepoprawne politycznie, nakazał zmienić czas emisji na bardziej niekorzystny. Ostatnio Netflix postanowił dać Artystom drugie życie i umieścił go w swojej bogatej serialowej ofercie. Całe szczęście, bo to nie tylko świetny serial, ale również dowód na to, że kiedyś TVP robiło coś wartościowego.