„Niewiarygodne” to nowy serial Netflixa, który zostanie z wami na dłużej
„Niewiarygodne” to nowość na platformie Netflix, obok której nie można przejść obojętnie. Choć tematyka jest ciężka, ta historia oparta na prawdziwych wydarzeniach zasługuje na uwagę każdego.
W połowie sierpnia 2009 roku osiemnastoletnia Marie zgłosiła na policję, że w nocy, kiedy spała, do jej mieszkania w pobliżu Seattle w stanie Washington włamał się, a następnie gwałcił ją zamaskowany mężczyzna. Niestety, to tragiczne wydarzenie było dopiero początkiem koszmaru przez jaki przeszła Marie. Poszkodowana musiała wielokrotnie wracać do wydarzeń z nocy, podczas której została zaatakowana, a policja od samego początku podchodziła do jej zeznań z dystansem. W efekcie, wyczerpana psychicznie Marie, przyznała, że historia z gwałtem to kłamstwo, po czym została oskarżona o składanie fałszywych zeznań, a także publicznie zlinczowana nie tylko przed media, ale również osoby z jej najbliższego otoczenia. Dwa lata później detektyw Stacy Galbraith z Kolorado otrzymała zgłoszenie w sprawie napaści na tle seksualnej. Szybko okazało się, że jej sprawa jest łudząco podobna do tej, którą prowadziła Edna Handershot. Kobiety postanawiają połączyć siły i znaleźć seryjnego gwałciciela, natrafiając przy okazji na kolejne ofiary, ewidentnie skrzywdzone przez tego samego mężczyznę. Mając jego wstępny profil: przybliżony wzrost, wagę, znamię na lewej łydce, a także określone czynności, jakie wykonuje i do jakich zmusza swoje ofiary, prowadzące sprawę panie detektyw podejrzewają, że może być to ktoś związany z ich środowiskiem.
Niewiarygodne? Ta historia wydarzyła się naprawdę
To historia, która wydarzyła się naprawdę. W nagrodzonym Pulitzerem artykule An Unbelievable Sroey of Rape opisali ją T. Christian Miller i Ken Armstrong. Na podstawie tej publikacji, a także podcastu Anatomy of Doubt, Netflix postanowił zrealizować 8-odcinkowy serial. Unbelievable, czyli Niewiarygodne od piątku 13 września można znaleźć w ofercie platformy i przybliżyć sobie niezwykle poruszającą, momentami boleśnie szokującą opowieść o tym, na co narażone są ofiary gwałtu, oraz co dzieje się, kiedy zostają one wciągnięte w systemową machinę. W roli Marie oglądamy Kaitlyn Dever (Mój piękny syn), a w prowadzące sprawę panie detektyw wcielają się Merritt Wever (Godless, Siostra Jackie) i Toni Collette (Szósty zmysł, Velvet Buzzsaw). Choć ich duet cieszy oko, bo w końcu w serialu mamy żeński odpowiednik tego, czym zachwycaliśmy się w pierwszym sezonie True Detective i za co uwielbiamy inny serial Netflixa - Mindhunter, to jednak obraz Niewiarygodne zostanie z nami na dłużej nie z powodu genialnej aktorskiej gry, a tematyki.
Zobacz także: 4 seriale, które warto teraz oglądać (jednocześnie!)
Nowość Netflixa podejmuje tak istotne kwestie, jak choćby to, w jaki sposób prowadzone jest postępowanie wobec ofiary gwałtu. W tym kontekście najistotniejsze są pierwsze sceny serialu, kiedy to widz przeciera oczy ze zdumienia. Marie kilka razy musi składać zeznanie, co prowadzący sprawę detektywi uważają za działanie w dobrej wierze. Ich zdaniem ofiara, wracają wiele razy do traumatycznych przeżyć, jest w stanie przypomnieć sobie nowe szczegóły. Wymagając jednak od ofiary, by po raz kolejny przechodziła przez to, co zostanie w jej głowie już na całe życie, nie oferuje się jej żadnego wsparcia ze strony psychologa. A kiedy poszkodowana sama wychodzi z takim pomysłem, zostaje odprawiona z kwitkiem.
Kolejna sprawa sprowadza się do kwestii płci. Sprawę Marie prowadzi dwóch detektywów, którzy nawet nie silą się, by być jakoś szczególnie empatycznym wobec ofiary. Zupełnie inaczej wygląda to, kiedy na miejsce zbrodni przyjeżdża kobieta. Detektyw Karen Duvall (Merritt Wever, która gra prawdziwą detektyw, Stacy Galbraith) od pierwszych minut otacza Amber (graną przez Danielle Macdonald) ciepłem, zawozi do szpitala, krok po kroku tłumaczy niezbędne procedury. Dziewczyna nie czuje presji i niedowierzania ze strony funkcjonariuszy, z jakim spotkała się Marie. W jej przypadku argumentem do podważania wersji wydarzeń była przeszłość osiemnastolatki - bolesna, momentami aż do bólu. Dla policjantów jest to dość wygodne rozwiązanie, ponieważ pasuje do ich teorii o wymyślonym gwałcie, co pozwoli na szybkie zamknięcie sprawy. Co ciekawe, lekceważące podejście do zgwałconych kobiet nie jest w policji nowością. Prowadzące śledztwo detektyw wiedzą, że ich koledzy po fachu bardziej przykładają się do badania miejsca zbrodni przy morderstwie niż przy gwałcie. W innej scenie serialu pada też stwierdzenie, że o wiele częściej kwestionowane są zeznania ofiar gwałtu, niż napaści czy kradzieży. I to są fakty.
Niewiarygodne, ale prawdziwe. Dlaczego serial Netflixa powinna obejrzeć każda z nas?
Serial Niewiarygodne ma dużą wartość dydaktyczną. Jest w nim sporo scen, które w przypadku każdej innej serii mogłyby zostać uznane za nużące, ale nie w Niewiarygodnych. Twórcy sporo miejsca poświęcili temu, by edukować w kwestii statystyk czy procedur. Uwadze nie umykają także takie momenty, jak ten w szpitalu. Marie, ofiara gwałtu, po obdukcji otrzymuje od pielęgniarki pigułkę „dzień po” oraz pigułki przeciwko chorobom wenerycznym, a także informacje, jakie objawy mogą wystąpić po przyjęciu pigułek. Polki oglądające serial Netflixa na pewno od razu pomyślały sobie w duchu: ciekawe, jak to wygląda w ich kraju. W kraju, w którym antykoncepcja awaryjna to nieustający problem. Ciężko tutaj o brak wątpliwości, bo skoro pacjentka może usłyszeć, że receptę z antykoncepcją awaryjną może otrzymać najszybciej za kilkanaście godzin, a nawet pięć miesięcy lub tylko prywatnie (pisze o tym OKO.press), istnieje obawa, że trudności mogą wystąpić także w przypadku gwałtu.
Zobacz także: Sekspozytywny alfabet by G’rls ROOM – H jak HIV
Niewiarygodne to aktualnie jeden z tych seriali, na który warto poświęcić swój czas. Nie będzie to łatwy seans, ale właśnie dzięki temu pod wieloma względami pouczający. Przypadek Sex Education pokazał, że można przełamać temat tabu i mówić o seksie wśród młodych osób częściej, łatwiej, mądrze, a zarazem z przymrużeniem oka. I choć nie zmienił on diametralnie poziomu edukacji seksualnej w Polsce, bo ta w szkołach nadal kuleje, to na pewno podkręcił tempo dyskursu publicznego. Przydałoby się, by w kwestiach nadużyć seksualnych dyskusja również nabrała rozpędu. Zwłaszcza, że już niebawem, po 13 października, temat praw kobiet, aborcji i dostępu do antykoncepcji zapewne znowu powróci. Oby w zmienionej formie.