Reklama

Kto nigdy nie zaczął dnia od prasówki z instagramowych stories Make Life Harder, niech pierwszy rzuci smartfonem. Ten najpopularniejszy w Polsce agregat memów wielu osobom służy jako optymalne, satysfakcjonujące źródło wiedzy o najważniejszych wydarzeniach ze świata. OK, nie potwierdzę tego żadną rzetelną statystyką, ale wystarczy zajrzeć kluczowym dostawcom informacji w zasięgi – profile „Gazety Wyborczej”, OKO.press i Onetu razem nie przyciągają nawet połowy obserwujących, do których dociera Make Life Harder. Nic dziwnego. Memy są doskonałą odpowiedzią na zmieniające się potrzeby i nawyki konsumentów i konsumentek treści. Rządzi tzw. infotainment, hybryda informacji i rozrywki, a memy – zwłaszcza te traktujące o polityce – miksują poważne treści z niepoważnymi formami. Proste, zabawne obrazki ekspresowo reagujące na bieżące wydarzenia stały się ważnym elementem nowego języka. Budują kolektywną tożsamość, bo to, z czego się śmiejemy, określa nasz światopogląd, definiuje wartości, dekoduje przekonania – a więc wzmacnia poczucie przynależności do grupy osób, które mają tak samo, które śmieszy to samo, dla których te same skróty myślowe są tak samo czytelne. Ale memy wpływają też na naszą optykę, efektywnie sterują nastrojami społecznymi, nasilają sympatie i antypatie. Dobrze skomponowane są w stanie wygrywać wybory i wojny. To była więc tylko kwestia czasu, kiedy memami zaczną posługiwać się rządy państw na swoich oficjalnych profilach w mediach społecznościowych.

Reklama

Kiedyś zdjęcia dla turystów, teraz memy z Izraela

Nie tak dawno temu opiniotwórcze media głosami swoich dojrzałych felietonistek i felietonistów z wyższością prychały na pokolenie kanapowych buntowników – bo kiedyś to się wychodziło na ulice, a teraz wystarczy napisać post na Facebooku albo – to już wyższy poziom aktywizmu – podpisać petycję online. Tymczasem te posty na Facebooku, Instagramie czy X (serwisie wcześniej znanym jako Twitter) okazały się niezłą metodą wywierania presji społecznej. Dziś z siły internetowego protestu już nikt nie szydzi. Analogicznie – gdy w 2011 roku amerykański departament obrony narodowej powoływał SMISC, wydział do strategicznej komunikacji w mediach społecznościowych, zarówno osoby komentujące, jak i uprawiające politykę zastanawiały się głośno, a po co to komu. Dziś Biały Dom zaprasza influencerów z TikToka na specjalne odprawy, bo prezydent USA Joe Biden świetnie zdaje sobie sprawę, że dobre notowania w social mediach mogą mu wygrać drugą kadencję. A memy można znakomicie wykorzystać, by ocieplić wizerunek wybranego polityka, jednocześnie kompromitując adwersarzy.

Przykładów nie trzeba daleko szukać. Opowiedziana serią memów fiksacja polskiej prawicy na powiązaniach Donalda Tuska z Niemcami zjednywała mu zwolenników. Zresztą politycy są coraz częściej świadomi nie tylko tego, że trzeba być obecnym w mediach społecznościowych – wiedzą, że trzeba być w nich obecnym odpowiednio. Memiczne, żartobliwe posty z viralowym potencjałem zdobywają serca młodych wyborczyń i wyborców niejednokrotnie skuteczniej niż płomienne wystąpienia w debatach. Dlatego zmienia się także ton, którym posługują się rządy krajów na swoich oficjalnych profilach. Jeszcze do niedawna można tam było znaleźć głównie przedruki rozporządzeń i zdjęcia zabytków, które miały napędzać turystów. Dziś coraz częściej kraje budują swoje marki w internecie, używając memów. Również propagandowych. Jak ten opublikowany w walentynki 2022 roku na oficjalnym koncie na platformie X państwa Izrael, gdy porównano napiętą sytuację na Bliskim Wschodzie do toksycznej relacji romantycznej, w której Iran jest odpowiednikiem partnera skupionego na sobie, nadużywającego władzy i stosującego przemoc ekonomiczną. Teraz, kiedy Izrael dokonuje ludobójstwa w Strefie Gazy przy znikomym oporze międzynarodowych instytucji politycznych, tamten żart z zeszłego roku wspomina się jako przykład niepokojącego zjawiska – memizacji konfliktu zbrojnego.

Więcej o tym, jaką funkcję pełnią dziś memy, przeczytacie w grudniowo-styczniowym numerze Glamour, gdzie czeka na was pełna wersja artykułu. Gdzie kupić wydanie? Wystarczy klinknąć w link, by przenieść się do sklepu:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama