Reklama

W tym artykule:

  1. Niebieska maskara do rzęs zamiast czarnej
  2. Metoda LOC uratowała moje suche loki
  3. Kryjący podkład, który nie tworzy efektu maski
  4. Kredka do brwi dla amatorki
  5. Balsam do ust, który w końcu nawilża
  6. Na jasnych szminkach makijaż się nie kończy
  7. Mikroprądowe urządzenie ujędrniające do ciała
Reklama

Jako redaktorka urody nie mogę spoczywać na laurach i bazować tylko na kosmetykach, które znam i lubię. Ma to swoje cienie i blaski. Czasami zdarza się, że trafiam na kosmetyk, o którego istnieniu chcę jak najszybciej zapomnieć. Inny razem odkrywam formułę, którą chcę zatrzymać już na zawsze. W 2023 roku tych drugich przypadków było znacznie więcej. Postanowiłam zatem wybrać TOP 7 moich kosmetycznych odkryć, które wniosły powiew świeżości do pielęgnacji lub makijażu i naprawdę wyróżniały się na tle pozostałych. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam i są to faktycznie najlepsze przykłady na to, że moja kosmetyczka stale ewoluuje. Do kilku z nich podeszłam tak sceptycznie, że ich obecność w tym artykule cieszy mnie podwójnie. To dowód, że lepiej nie zakładać niczego z góry.

Niebieska maskara do rzęs zamiast czarnej

Nie będę owijać w bawełnę – nie jestem fanką malowania rzęs. Często w ogóle rezygnuję z makijażu, a kiedy już się na niego decyduję, to makijaż oka jest ostatnim, o czym myślę. Okazało się jednak, że nawet redaktorka urody czasami zmienia zdanie. Wszystko zależy od koloru, a na czarnej maskarze świat się nie kończy. Przekonałam się o tym dwukrotnie. Początkowo miłą odmianą okazał się brązowy tusz do rzęs Yves Saint Laurent Lash Clash Extreme Volume. Na nim rewolucja się nie skończyła. Potem bowiem przetestowałam niebieski tusz do rzęs Yves Saint Laurent Lash Clash Extreme Volume i to było to. Okazało się, że nawet w dni bez makijażu zdarza mi się sięgać po maskarę jako jedyny akcent. Niebieskie rzęsy są świetnym dodatkiem do wielu stylizacji – z jednej strony do czarnych total looków, a z drugiej do kolorowych zestawów (idealny duet tworzą z kolczykami w kształcie ryb z kolekcji Bimba y Lola).

Fot. archiwum prywatne

Metoda LOC uratowała moje suche loki

Metoda LOC nie jest największym urodowym odkryciem 2023 roku, nie jest też nim w odniesieniu do dekady, a całego mojego życia. Pielęgnacja moich włosów to utrapienie. Łysieję i do tego jeszcze mam bardzo suche i cienkie kosmyki. Bezradność nie wyczerpuje w pełni moich odczuć w tym temacie. Próbowałam już wielu kuracji i nigdy nie uzyskałam efektu, który byłyby zadowalający. Wszystko zmieniło się po wyjeździe z marką Lush. Ta podróż była wyjątkowo kształcąca. Jednym z suweników, który stamtąd przywiozłam, jest właśnie wiedza o metodzie LOC. Kolejne litery jej nazwy wzięły się od słów liquid, oil i cream. Nie ma zatem wątpliwości, że bazuje ona na trzech kosmetykach używanych po sobie – odżywce w płynie, olejku i kremie do włosów. W artykule, który podlinkowałam na początku akapitu, są szczegółowe informacje dotyczące tej pielęgnacji. W moim przypadku bazuje ona na odżywce w płynie Lush Super Milk, olejku (Gisou, Nuxe lub Ministerstwo Dobrego Mydła) i kremie do włosów kręconych Lush Curl Power. Włosy na nowo się kręcą, nie są napuszone. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś będą wyglądać tak dobrze.

Fot. archiwum prywatne

Kryjący podkład, który nie tworzy efektu maski

Jestem miłośniczką makijażu make-up no make-up. Z tego powodu zbyt ciężkie formuły nie mają u mnie racji bytu. Zamiast podkładu wybierałam raczej kremy koloryzujące. Czasami jednak brakowało mi kosmetyku, który miałby wysoki poziom krycia. Zniechęcała mnie jednak wizja maski na twarzy. Okazało się, że moje oczekiwania można ze sobą pogodzić bez żadnych skutków ubocznych. Potwierdził to podkład Charlotte Tilbury Airbrush Flawless Foundation. Ten kosmetyk udowodnił mi, że lekka i jednocześnie mocno kryjąca formuła mogą znajdować się w tej samej butelce. W tym przypadku zyskuję efekt drugiej skóry. Mam jasną cerę i używam koloru 2 Cool. Ilość dostępnych odcieni pozwoli każdemu znaleźć taką wersję, która zachowa się na skórze jak kameleon.

Fot. archiwum prywatne

Kredka do brwi dla amatorki

Jestem redaktorką urody, ale to nie oznacza, że od razu czuję się kosmetolożką, makijażystką i jeszcze kilkoma osobami. Sama stale się uczę, eksperymentuję i odkrywam nowości, którymi mogą się dzielić za pośrednictwem artykułów. Jednym z kosmetyków do makijażu, który wywoływał we mnie pewnego rodzaju lęk, była kredka do brwi. O ile malowanie prawej szło mi całkiem dobrze, to powtórzenie tego samego efektu po drugiej stronie już nie. Podczas jednego z eventów skorzystałam z okazji i poprosiłam o znalezienie ideału profesjonalną makijażystkę. Wtedy dowiedziałam się, że ołówek do brwi dla amatorki naprawdę istnieje. Lancome Brow Define Pencil rzeczywiście jest inny niż jego poprzednicy. Dobrze leży w dłoni, ale największą zaletą jest to, że nie jest ani zbyt twardy, ani zbyt miękki. Taki w sam raz. Bez większej wprawy pozwala mi podkreślić łuki. Na koniec dodam tylko, że mam kolor 12 – Dark Brown.

Fot. archiwum prywatne

Balsam do ust, który w końcu nawilża

Spierzchnięte lub nawet popękane usta były moją zmorą. Na szczęście mogę o tym pisać i mówić w czasie przeszłym, bo w końcu znalazłam kosmetyk, który wyprowadził je na prostą. Zanim na niego trafiłam przetestowałam dziesiątki balsamów do ust, również tych cieszących się świetnymi opiniami i żaden inny mi nie pomógł. Moim odkryciem jest Śliwka Ministerstwo Dobrego Mydła. Używam go już od kilku miesięcy i przez ten czas nawet raz nie pękły mi usta. Nawet jak w zimniejsze dni potrzebują mocniejszego wsparcia, to nie jest nigdy tak, jak bywało w poprzednich latach. Z tego powodu balsam trafił na listę najlepszych kosmetyków do pielęgnacji, które trafiły do mojej kosmetyczki w 2023 roku. Teraz wargi są miękki i gładkie, co też zachęca mnie do ich częstszego malowania. Dzięki temu mogłam opisać też kolejne odkrycie tego roku.

Fot. archiwum prywatne

Na jasnych szminkach makijaż się nie kończy

Jestem fanką szminek nude i jasnoróżowych. Oznacza to, że mam w swojej kosmetyczce wiele podobnych odcieni, bo cały czas trzymam się konkretnej palety. W 2023 roku zdecydowałam się na kilka eksperymentów, które pokazują, że nie warto się ograniczać w przypadku kolorówki do ust. Na tych najbardziej oczywistych i wydawałoby się najlepszych rozwiązaniach wcale nie koniec. Jakieś konkretne przykłady? Było ich kilka. Nic nie dzieje się od razu. Małe kroki w tym przypadku to dla mnie jedyna opcja. Zaczęłam zatem od Bobbi Brown Luxe Matte Lipstick w odcieniu Neutral Rose 315. Na moje oko była to już ogromna rewolucja. Potem przyszła kolej aż na trzy odsłony szminki Lancôme L'Absolu Rouge Intimatte (brąz, czerwień i ciemny róż). Śliwka (Ready For Lust) Charlotte Tilbury Rock Lips i bordo Yves Saint Laurent Rouge Pur Couture w wersji 1971 wciąż czekają, ale myślę, że i do nich dojrzeję już wkrótce.

Fot. archiwum prywatne

Mikroprądowe urządzenie ujędrniające do ciała

Nie mogę powiedzieć, że masażer Foreo BEAR™ 2 body to pierwsze urządzenie, które wspomaga moją pielęgnację. Mikroprądy poznałam już wcześniej. Z powodu mojego łysienia próbowałam już przeróżnych rzeczy – „magicznych” szamponów po kilkaset złotych, wcierania soku z cebuli, a także wspomagania grzebieniem Darsonval. Z tego powodu byłam bardzo ciekawa masażera Foreo BEAR™ 2 body, który dzięki mikroprądom o natężeniu do 960 uA ujędrnia ciało. Szybko okazało się, że sumienność w tym przypadku wcale nie jest trudna. Masaż ud i pośladków stał się miłym akcentem na zakończenia dnia. Czy po dwóch tygodniach widzę już różnicę? Zdecydowanie tak. Skóra stała się bardziej napięta. Myślę, że składają się na to dwa elementy. Pierwszy to oczywiście sam masaż, a drugi to jeszcze działanie serum Foreo. Kosmetyk z jednej strony niweluje niekomfortowe efekty działania prądu podczas zabiegu, a po drugie dostarcza jeszcze składniki odżywcze i nawilżające. Nie jestem gadżeciarą, ale przez Foreo chyba nią zostanę. Maska ledowa to tylko jedna z wielu kuszących propozycji na kolejny rok. Zresztą każdy znajdzie coś dla siebie.

Reklama

Fot. archiwum prywatne
Reklama
Reklama
Reklama