Reklama

W tym artykule:

  1. Syndrom Dziecka Księdza — cierpienie nie do zmierzenia
  2. Poznajcie mojego ojca, księdza
  3. "No i co z tego! Co to za sensacja?"
  4. Nic o nas bez nas
Reklama

Nie wiadomo, ile nas jest, bo Kościół katolicki nie odpowiada na pytania o dane. W moim mieście rodzinie, czyli Strzelnie na Kujawach, znałam jeszcze dwie inne osoby, których ojcem jest ksiądz. To już trójka dzieci księży na kilkutysięczną miejscowość. Socjolog prof. Józef Baniak szacował, że do 15 proc. duchownych w Polsce może mieć dzieci. To jednak Kościół powinien stanąć w prawdzie i ujawnić, jakie są rzeczywiste statystyki.

Syndrom Dziecka Księdza — cierpienie nie do zmierzenia

Przez większość życia myślałam, że sama jedna na świecie doświadczam braku przynależności i poczucia, że nie powinno mnie być na tej planecie. Że nie zasługuję na życie, a już na pewno nie na dobre życie, skoro nie przewidziano istnienia dzieci księży. Wszędzie czułam się nie na miejscu, nie u siebie.

Relacje z ludźmi sprawiały mi dużą trudność. Nie wiedziałam, kim jestem, ale byłam przekonana, że na pewno kimś złym. Dziwnym i mało fajnym, z kim można mieć kontakty z litości lub nudów. Bałam się, że jeśli powiem głośno o tym, czym zajmuje się mój ojciec, zostanę skreślona przez moje otoczenie. Ono i tak dobrze wiedziało, że mam ojca księdza. Tylko również milczało, a przynajmniej milczało w mojej obecności.

Po wydaniu książki "Córka księdza" skontaktowały się ze mną inne dzieci księży, które wiedzą dokładnie, co przechodziłam. Wtedy poczułam, że jest nas więcej: była to ulga, ale i współczucie do osób, które cierpiały jak ja. Mamy wiele wspólnego: jesteśmy w terapiach, leczymy się psychiatrycznie, nierzadko mamy za sobą próby samobójcze.

To wręcz niesamowite, jak nasze problemy łączą się we spójną całość. Może w przyszłości, za kilka lub kilkadziesiąt lat, ktoś zbada, jaki wpływ na psychikę ma takie życie w ukryciu. A wystarczyłoby, żeby Kościół w końcu głośno przyznał, że celibat to fikcja. Że księża mają dzieci, partnerki lub partnerów, że na parafiach sypiają ich rodziny, kochanki, zapraszani są pracownicy seksualni.

Oczywiście pewnie nigdy tego nie zrobi. Zmusił swoich pracowników do wyrzeczenia się seksualności, co jest zwyczajnie niemożliwe. To część naszego człowieczeństwa. Celibat jest najwyższą formą kontroli instytucji, która dzisiaj wydaje mi się wręcz nieludzka.

Czy można odciąć się od rodziców, którzy są toksyczni? Jak to zrobić?

Relacje rodzic-dziecko są na tyle skomplikowaną sprawą, że bardzo łatwo jest się nam w nich zagubić. Często zdarza się, że z uwagi na trudną przeszłość, nie mamy ochoty na spotkanie lub rozmowę z bliskimi. A zatem: czy można odciąć się od rodziców, którzy są toksyczni?
Netflix
Netflix

Poznajcie mojego ojca, księdza

Ciężar niesienia tajemnicy Kościoła przygniatał i przygniata nas dalej. Wolność przynosi jedynie prawda. Moim ojcem jest proboszcz z niewielkiej parafii w Wielkopolsce. Jego przełożeni wiedzą o moim istnieniu, ale nie chcieli ze mną rozmawiać. Prymas Wojciech Polak wysłał mi tylko parę suchych zdań o procedurach.

Ojciec uczy religii w szkole. Jego uczennice z innych parafii wspominają w mojej książce, jak zachowywał się na lekcjach. Zapamiętały jego powiedzenie: "Za mundurem panny sznurem, za sutanną całą bandą". Ale także brak szacunku do kobiet i osób chorujących psychicznie, homofobię.

Pamiętają też, że parafianie widywali go z kobietami w pobliskiej miejscowości wypoczynkowej. Moja rodzina za to spotykała go w galerii handlowej, na wspólnych zakupach, również w towarzystwie płci przeciwnej. Uczniowie i uczennice ojca wiedzieli o moim istnieniu.

Czy to coś złego? Nie, księża powinni mieć prawo do relacji romantycznych i do zakładania rodziny. W końcu pouczają innych, jak te rodziny powinny funkcjonować, prawda? Powinni więc mieć doświadczenie i dawać dobry przykład. Nie jest nim na pewno posiadanie rodziny "na boku", w ukryciu i zmuszanie jej do grania w chorą grę Kościoła.

Częścią tej gry jest udawanie, że twój ojciec nie jest tak naprawdę twoim ojcem. Ja do swojego musiałam mówić "wujku" i to w towarzystwie rodziny z jego strony. Mówiłam tak przy ciociach, wujkach czy kuzynostwie. Nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego.

Do babci i dziadka, których widziałam kilka razy w życiu, zwracałam się per "pani" i "pan". Ojciec powiedział, że gdyby jego matka dowiedziała się, że on ma dziecko, to dostałaby zawału. Szantaż emocjonalny był na porządku dziennym.

"No i co z tego! Co to za sensacja?"

Po publikacji książki i opowiedzeniu w wielu wywiadach, kim jest mój ojciec i jak wyglądało moje dzieciństwo, myślałam, że będę regularnie atakowana. Byłam gotowa na negatywne komentarze. Dowiedziałam się jednak, że chcę tylko zarobić lub że jako dziecko księdza jestem bogata i na pewno dostałam mieszkanie. Dla jasności, chociaż nie muszę się z tego tłumaczyć, wynajmuję kawalerkę w Warszawie. Terapia i leczenie, które są mi potrzebne, kosztowały mnie już kilkadziesiąt tysięcy złotych. Moich pieniędzy.

Są i wulgarne komentarze, wręcz okropne, ale piszą je ludzie bez grosza empatii. Takich nawet nie chce przytaczać, aby nie dawać im uwagi. Ludzie potrafią mnie diagnozować po zdjęciu, nie czytając książki. Zaprzeczają moim doświadczeniom, umniejszają moim przeżyciom.

Są też bolesne głosy, które bagatelizują ogromny problem kościelnego tabu: "No i co z tego, że masz ojca księdza? Każdy wie, że księża mają dzieci". Fajnie, że każdy wie, ale dlaczego każdy na ten temat milczy? Ewentualnie śmieje się z nas i robi temat do soczystych plotek.

Nic o nas bez nas

Kończą się już czasy, gdy każdy może powiedzieć lub napisać o dzieciach księży, co chce i bez ich udziału. Teraz powoli odzyskujemy głos. Jestem przekonana, że z czasem będzie coraz więcej takich osób jak ja, które publicznie powiedzą: "moim ojcem jest ksiądz". Wiem, ile każda z nas musi przejść, aby móc to zrobić. Wiem też, że wiele z nas dopiero jest w połowie tego procesu. Etapu wyzwolenia z tajemnicy nałożonej przez Kościół, już w chwili poczęcia. Mnie bezpośrednio dotyczył grzech pierworodny. Ale sama sobie dałam rozgrzeszenie i zyskałam siłę, jakiej nie miałam przez całe swoje życie.

Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, napisz do Marty Glanc na adres corkaksiedzaglanc@gmail.com.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama