„Chłopi” to nie była moja ulubiona lektura, w filmie zakochałam się bez pamięci [recenzja]
„Chłopi” zinterpretowani przez Welchmanów całkowicie zmienili moje postrzeganie tego klasycznego utworu Reymonta. Dopiero po latach zrozumiałam, jak ważna jest ich obecność w polskiej kulturze.
W tym artykule:
Kiedy ogłoszono, że to właśnie „Chłopi” są polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy, pomyślałam, że to dobry wybór, chociaż ich seans był jeszcze przede mną. Ważne dla Polek i Polaków dzieło, ekranizacja powieści, która przyniosła Reymontowi Nagrodę Nobla, produkcja będąca dosłowną i metaforyczną wystawą dzieł m.in. Józefa Chełmońskiego. I to wszystko prawda, chociaż dopiero po obejrzeniu zrozumiałam, co szczególnie wyjątkowego dostrzegła w produkcji komisja oscarowa przy Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. To po prostu piękne kino. W całości, bez »ale«, bez mrugnięcia okiem.
„Chłopi” – boleśnie współczesny poemat o patriarchacie i ludzkiej naturze
Twórcy „Twojego Vincenta” odczarowali „Chłopów” – to zdanie usłyszałam wychodząc z sali kinowej i w pełni się z nim zgadzam. Sama będąc w liceum „nie przebrnęłam” przez lekturę (prawdopodobnie) najwybitniejszego dzieła W.S. Reymonta. Wiedziałam, o czym są „Chłopi” – znałam najważniejsze motywy, zakończenie, ale ewidentnie w tamtym czasie nie pojmowałam kulturowego znaczenia, ani istoty tej historii. Nie pojmowałam go jako Polka, ale przede wszystkim jako kobieta.
Film Welchmanów jest wybitnie zrealizowaną animacją. Obrazy Chełmońskiego, Ruszczyca, czy Wyczółkowskego robią niesamowite wrażenie, muzyka zachwyca – pasuje idealne, dopełnia całości. Forma wybrana przez twórców nadaje „Chłopom” charakteru. Są wręcz „filmem z epoki”, a nie nowoczesną adaptacją bez duszy. Uczta dla oczu i uszu? Tak, zdecydowanie, ale nie tylko sprawiło, że bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że zakochałam się „Chłopach”, a właściwie w chłopkach, bo jeśli będę chciała przypomnieć sobie ten film, to zrobię to dla postaci kobiecych.
Ewa Kasprzyk (matka Jagny), Sonia Mietielica (Hanka) i Dorota Stalińska (Jagustynka) odegrały swoje role bezbłędnie. Sto lat po otrzymaniu przez Reymonta Nagrody Nobla są niebywale współczesne. Waleczne, choć dosłownie przygniecione przez patriarchat (którego i dziś nie brakuje), silne, barwne. Mirosław Baka jako Maciej Boryna jest świetny, wspaniale odegrał owiane oniryczną mgłą sceny śmierci swojego bohatera, ale nie porwał mnie. Zrobiły to kobiety, które uczyniły „Chłopów” opowieścią bliższą dzisiejszym realiom.
Potrzeba niezależności, którą wykazuje Jagna (grana przez Kamilę Urzędowską), zazdrość o nią przemawiająca przez Wójtową (w tej roli Sonia Bohosiewicz) i inne bohaterki dramatu, zawziętość i wewnętrzna siła Hanki, która mimo wszystko walczy o swoją rodzinę sprawiły, że film nie jest tylko boleśnie prawdziwą opowieścią o patriarchacie i tym, jak pod koniec XIX wieku wyglądała polska wieś. To film o ludzkiej naturze, o słabościach, o tym, jak bardzo środowisko kształtuje nas jako ludzi. I o miłości oczywiście, także tej do pieniędzy i władzy.
Oscar dla „Chłopów”?
Jeśli Amerykańska Akademia Filmowa przyzna „Chłopom” Oscara albo chociaż umieści ich na short liście, będę dumna i szczęśliwa. Dumna z bycia Polką. Szczęśliwa, ponieważ nasze kulturowe dziedzictwo zostanie dostrzeżone i docenione w „wielkim świecie”. Bo „Chłopi”, co zrozumiałam dopiero teraz, to film o naszych korzeniach, o tym, jak wiele przeszliśmy, jak zaciekle musieliśmy walczyć o lepsze jutro. To film symboliczny wiele mówiący również o tym, skąd w Polkach tyle siły, by domagać się swoich praw, ale też wyjaśniający specyficzną relację naszych rodaków (także tych u władzy) z kościołem.
Proszę, obejrzyjcie „Chłopów”. Zróbcie to dla siebie nawet, jeśli wydaje się wam, że historia miłosnego trójkąta i dziewczyny ze wsi, która marzyła o niezależności nie jest dla was. Jest, tylko jeszcze o tym nie wiecie.