Mimo coraz większej świadomości w kwestiach seksu i tego, że rozmawiamy na te tematy coraz bardziej otwarcie i bez pruderii, mity dotyczące m.in. orgazmu (jak choćby ten, że każde zbliżenie musi się nim kończyć), mają się świetnie.

Są też kwestie, które niezmiennie wzbudzają wątpliwości zwłaszcza wtedy, gdy zaczynają dotyczyć nas bezpośrednio. Pierwszy przykład z brzegu – sytuacja, gdy podczas masturbacji jesteśmy w stanie osiągnąć orgazm, a nawet szczytować kilka razy z rzędu, ale w momencie zbliżenia okazuje się, że nie jest to takie proste i oczywiste, jak byśmy chciały.

Jeśli ta sytuacja was dotyczy, trzeba wam wiedzieć, że nie tylko nie jest to żadna anomalia, ale stosunkowo częsta przypadłość, która zdarza się ogromnej ilości kobiet (by nie powiedzieć – większości) i co  ważne - w większości wypadków, przy odrobinie dobrych chęci, udaje się z nią wygrać. Zgodnie z radami seksuologów warto popuścić wodze wyobraźni i sięgnąć po akcesoria, które sprawią wam trochę radości i pozwolą się maksymalnie zrelaksować, a może nawet pośmiać – nie ma większego sprzymierzeńca w łóżku niż głęboki relaks.

Jest jeszcze jedna rzecz, która mogliście przeoczyć, bo zazwyczaj zaleca się ją kobietom przed porodem albo w połogu. Chodzi o ćwiczenie mięśni Kegla. Pierwsze słyszycie? To mięśnie dna macicy odpowiedzialne właśnie m.in. za intensywniejsze orgazmy – ich regularny trening bezpośrednio przekłada się na dłuższą i silniejszą rozkosz, a ćwiczenia polegają na naprzemiennym zaciskaniu i rozluźnianiu ich w taki sposób, jak byście chciały powstrzymać sikanie. Poza tym nie chodzi o sam orgazm -  mięśnie Kegla utrzymane w formie zwężają kanał pochwy, tym samym zapewniając lepsze doznania podczas samego zbliżenia  obojgu partnerom. Wystarczy kilka minut dziennie w 10-sekundowych  setach – już po kilkunastu dniach poczujecie różnicę! Plus – o treningu wie tylko ćwiczący, więc naprawdę nie ma żadnych wymówek!