Terry Richardson był na cenzurowanym na długo, zanim pierwsze oskarżenia dotyczące molestowania swoich współpracownic przez Harvey'a Weinsteina przedostały się do prasy. Fotografowi wielokrotnie zarzucano wykorzystywanie swojej pozycji zawodowej wobec modelek i - choć podobnie jak w wypadku producenta - tajemnicą poliszynela było to, że jego sesje niemal każdorazowo wiązały się takimi nadużyciami, branża milczała, a fotograf pozostawał bezkarny.

Branża mody wreszcie zajęła konkretne stanowisko: zgodnie z oficjalnym oświadczeniem Condé Nast dalsze publikacje prac Richardsona w takich tytułach jak Vogue, Glamour czy GQ zostaną wstrzymane. Wydawca także żąda, by wszelkie niepublikowane materiały autorstwa niesławnego fotografa, które powstały na zamówienie Condé Nast, zostały zniszczone. To nie jedyna reakcja środowiska: marka Valentino, dla której Richardson realizował kampanie, w geście protestu usunęła podpisy pod zdjęciami jego autorstwa na swoim Instagramie (choć nie usunęła samych zdjęć).

Fotograf, który zasłynął charakterystycznym, niemożliwym do pomylenia z innym stylem, ma na koncie także publikacje w takich magazynach jak CR Fashion Book, Dazed, Fantastic Man, Porter Magazine wydawanym przez Net-a-Porter. Z ostrą krytyką i zarzutami molestowania seksualnego (którym oczywiście zaprzeczał) spotkał się już w 2014 roku. W jednym z wywiadów zasłaniał się tym, że podobnie jak prace jego wielkich poprzedników, m.in. Roberta Mapplethorpe’a czy Helmuta Newtona, także jego własna twórczość przesycona jest erotyzmem. Próbując walczyć z atmosferą skandalu, jaka powstała wokół fotografa, jego agent zapewnia, że wszelkie sytuacje o erotycznym podtekście miały miejsce za pełną aprobatą kobiet, których dotyczyły. Wierzycie?

Pozytywne i niezwykle budujące w tej sytuacji jest jednak to, że po latach przymykania oka na wykorzystywanie kobiet, wreszcie zaczyna się nazywać rzeczy po imieniu, wskazywać i karać winnych. Kto będzie następny po Terry'm Richardsonie?